Rozdział 32

55 3 0
                                    

~ ❄︎ ~
❄︎ BIAŁA CZAROWNICA ❄︎

Szliśmy przez puszczę do naszego kopca. Nikt z nas się nie odzywał. Każdy szedł w ciszy pochłonięty swoimi myślami. Niebo powoli się rozjaśniało, a słońce zaczynało wychodzić. Czułam się okropnie. Czułam się kompletnie złamana. To było uczucie, które trudno było opisać słowami. Czułam również ogromny smutek, żal i wielką pustkę. Byłam również zła. Zła na siebie, bo nic nie zrobiłam. Mogłam walczyć, a poddałam się. Dałam emocjom przejąć nade mną kontrolę i wszystko się posypało. Bałam się spojrzeć w oczy tym, którzy zostali i liczyli na nas. Bałam się powiedzieć im, że i ich przyjaciele zginęli. Cały czas powstrzymywałam łzy, aby nie wybuchnąć głośnym płaczem. Kiedy przypominałam sobie widok tych wszystkich ciał Narnijczyków naprawdę chciało mi się płakać. Zostali tam i już nie dało się im pomóc. Nasz plan się nie udał. Wszystkie przygotowania, ćwiczenia były niepotrzebne. Mimo, że w środku byłam kompletnie załamana starałam się tego nie pokazywać. Musiałam być dla nich nadzieją do samego końca. Nawet, jeśli sama w to nie wierzyłam.

Kiedyś nie przejmowałam się losem ludzi, byłam samolubną i wredną hipokrytką, pilnującą tylko i wyłącznie swojego nosa. Nie miałam szacunku do nikogo. Nawet do własnych rodziców. Nie byłam też empatyczna czy pomocna. Nigdy nie liczyłam się zdaniem innych. Płakałam przez ludzi, którzy źle mnie traktowali, a sama robiłam to samo. Jednym słowem byłam okropna. Od śmierci babci stałam się człowiekiem bez uczuć, ale kiedy trafiłam do Narnii wszystko się zmieniło. Ja się zmieniłam i moje uczucia do jednej osoby, również.

Kiedy doszliśmy do naszej polany, z kopca wyszła zadowolona Łucja i reszta narnijczyków. Dziewczyna, widząc nasze wyrazy twarzy zmieniła swój o 180 stopni.

- Nie udało się. - Stwierdziła cicho, patrząc na nas uważnie. W jej głosie można było usłyszeć ogromny smutek, przez co serce mi pękało.

- Gadaj z nim. - Warknął Piotrek w stronę Kaspiana, który szedł za nami. To nie mogło skończyć się dobrze...

- Ze mną? - Zapytał ciemnowłosy, zatrzymując się. - Mogłeś odwołać atak, kiedy był jeszcze czas. - Dodał, a blondyn zatrzymał się. Tutaj musiałam przyznać rację Kaspianowi. Był czas, aby to odwołać. Prosiliśmy go, ale on wolał postawić na swoim.

- Przez ciebie już go nie było. Gdybyś trzymał się planu nasi żołnierze by tam nie zginęli! - Krzyknął Piotr, zatrzymując się. Oboje byli zdenerwowani i patrzyli na siebie z mordem w oczach. Bałam się, że zaraz skoczą sobie do gardeł.

- A gdybyśmy zostali tutaj w ogóle nie groziłaby im smierć! - Kaspian również krzyknął, patrząc na dawnego władcę z nienawiścią i zawodem.

- Przypominam ci, że to ty nas wezwałeś. - Zauważył blondyn, a drugi chłopak spuścił wzrok na podłogę. Po krótkiej chwili znów wrócił wzrokiem do Piotra, patrząc na niego z pogardą.

- To był mój pierwszy błąd. - Niemal splunął, a ja wiedziałam, że najstarszy Pevensie nie odpuści. Złość normalnie w nim pulsowała.

- Nie, była nim myśl, że nadajesz się na króla. - Wytknął mu, a Kaspian cały, aż pulsował ze złości, podobnie jak chłopak na przeciw niego.

- Ale to ty, nie ja opuściłem Narnię i Madison. - Warknął wściekły, na co oczy Piotrka powiększyły się. Patrzył na młodego księcia z szokiem i jeszcze większą nienawiścią, niż wcześniej. Zacisnął ręce w pieści, a ja tylko modliłam się w myślach, aby nie zrobił nic głupiego.

- Odczep się w końcu od mojej Madison. - Wycedził przez zaciśnięte zęby, stając z nim twarzą w twarz. Nie mogłam uwierzyć, że zaczęli kłócić się o mnie. Musiałam coś zrobić, za nim któremuś stałaby się krzywda.

Mój szary świat || Piotr Pevensie Where stories live. Discover now