11 Konsekwencje naszych czynów.

202 9 2
                                    


Cisza. Mrok. Połamane krzesło, na które wpadła Hermiona, gdy przekoziołkowała przez kominek, lądując w jednym z pomieszczeń w pracowni eliksirów. Jej serce galopowało jak wściekłe- częściowo z radości, spowodowanej zdobyciem składników w Hogwarcie. Jednak strach przed nieznanym, również odgrywał tu znaczącą rolę. Co z Kingsley'em? Czy ślizgoni zdołali wpaść na jakikolwiek trop, związany z trucizną, której użyto w walce na Trafalgar Square? A może to tylko rozcięty łuk brwiowy, który uszkodził się podczas upadku na twardą podłogę, w nieoświetlonym pomieszczeniu? Jedno było pewne- podczas jej nieobecności przynajmniej nie podpalili tego przybytku. Albo zwyczajnie proszek fiuu przeniósł ją w złe miejsce. Nie chcąc dłużej zwlekać, otrzepała strój z popiołu i zatamowała ranę zaklęciem episkey. Następnie rzuciła lumos, poszukując wyjścia.

Najwyraźniej znajdowała się w czyjejś sypialni. Pokój był stosunkowo nieduży, miał maksymalnie 10 metrów kwadratowych. Oprócz kominka stało w nim jeszcze spore łóżko, niewielka komoda i hebanowe biurko. Nic nadzwyczajnego- białe, puste ściany, drewniana podłoga i okno, umieszczone na wprost wejścia. Jedynym elementem, który mógł zwrócić czyjąś uwagę, było częściowo rozerwane zdjęcie, które ktoś wsadził w metalową ramkę. Wiedźma delikatnie położyła stopę na ziemi, nie mając pewności, czy podłoga nie zaskrzypi, co mogłoby być równoznaczne z odkryciem jej obecności. Nie usłyszawszy żadnego dźwięku, machnęła różdżką w kierunku krzesła, żeby w asyście magii wróciło do poprzedniego stanu i zrobiła kolejny krok.

Stojąc w niewielkiej odległości od szafki, na której stało zdjęcie, mogła już wyraźniej dostrzec, postać w zaawansowanej ciąży, która stała prawdopodobnie obok mężczyzny. Obydwie osoby nosiły charakterystyczne szaty czarodziejów, a w dłoni osoby, której wizerunek został zniszczony, widniała ciemnobrązowa różdżka, z kilkoma wyżłobionymi w drewnie runami. Czarownica podniosła delikatnie ramkę, przy okazji zdmuchując z niej spore pokłady kurzu. Długie włosy kobiety lekko się kręciły, a praca światła uchwycona podczas sesji fotograficznej, mocno wydobywała z nich naturalną czerń. Musiała być stosunkowo młoda, gdy zaproszono ją do pozowania- jej twarz nie nosiła znamion żadnych zmarszczek, czy przebarwień, a delikatny uśmiech wykrzywiał jej usta ku górze. Po dłoniach drugiego czarodzieja można było śmiało stwierdzić, że był sporo starszy. Włosy na przedramionach delikatnie wystawały spod rękawów, a część z nich była siwa. Natomiast skóra wydawała się lekko zmarszczona, a dawno zabliźnione rany ozdabiały jego palce. Kim mogli być?

Huk. Hermiona odwróciła prędko głowę w stronę drzwi.

Trzask i następny huk. Odłożyła zdjęcie na pierwotne miejsce i stanęła na baczność, oczekując kolejnych dźwięków. Powoli poszła w stronę wyjścia, nasłuchując uważnie.

Wrzask. Po chwili następny. I jeszcze jeden. Teraz już miała pewność, że proszek fiuu przeniósł ją w odpowiednie miejsce. Krzyk należał do Draco.

***

Nott ciężko oddychał. Ledwo udało mu się zaaplikować część następnej trucizny, ponieważ zaklęcie, którym wcześniej obezwładnił Malfoy'a, znowu zaczynało słabnąć. Brakowało mu już sił, by wykonywać kolejne uniki i czary obronne, w których zresztą nie był najlepszy. Martwił się tym, że Granger wciąż nie wróciła. Jeżeli jego obliczenia były trafne, to zostały mu jeszcze maksymalnie dwie próby na podanie ostatnich dwóch trutek. Zarówno jego wytrzymałość, jak i blondyna była ograniczona- chwała Merlinowi, że w ogóle udało im się przetrwać tak długo.

- Ty pierdolony... słabeuszu. Jesteś hańbą swego rodu- męski głos ledwo dotarł do uszu Theo. Zaszczycił przyjaciela z dzieciństwa ostrym spojrzeniem i odgarnął do tyłu włosy. Z kilku zadrapań sączyła się krew, a opuchnięty policzek naprawdę dawał się mu we znaki. Bez zbędnych ceregieli w końcu się odezwał.

Magical New Order [#DRAMIONE]Where stories live. Discover now