16 Udawana randka

183 14 0
                                    

Mężczyzna zrobił głęboki wdech, gdy spojrzał w stronę okna. Walczył z zamiarem użycia krzyku, w kierunku nieproszonych gości, choć myśl dotycząca rzucenia czegoś w tamtą stronę, również wchodziła w grę. Czuł się, jakby lada chwilę miał wybuchnąć- choć okazywał to wyłącznie poprzez uniesienie jednej brwi i zaciśnięcie ust. W dodatku jego telefon zaczął wibrować dokładnie w tej samej chwili, gdy rozległo się ciche stukanie w szybę. Doprawdy, mijał dopiero miesiąc, odkąd zostali z Granger wplątani w to śmieszne "niby-śledztwo", a wszyscy, których miał ostatnio okazję spotkać po latach nieobecności, zwyczajnie nie dawali mu żyć we względnym spokoju. Kilka różnobarwnych sów, które zapewne właśnie srały na okna sąsiadów, mieszkających pod nim, były tego najlepszym przykładem. Nie spojrzawszy nawet na ekran urządzenia, odebrał połączenie, robiąc kwaśną minę.

- Czego znowu chcesz?

- Dlaczego jesteś od razu taki opryskliwy? Zresztą, nie rozmawialiśmy od soboty, Malfoy. Jest wtorek- odpowiedziała rzeczowo wiedźma. Blondyn w międzyczasie wstał od biurka i podszedł w kierunku nieproszonych "gości". Telefon trzymał pomiędzy ramieniem a głową, uwalniając tym samym dłonie. - Chciałam zapytać, jak się czujesz i czy nie napiłbyś się ze mną kawy. - Otworzył szeroko stare, drewniane okiennice, podstępem wyrywając jednemu z ptaków list. Następnie zepchnął zwierzę w mrok, mając na uwadze, że bez problemu odnajdzie się w ciemności. Nim zdołał powtórzyć całą czynność, druga sowa zaatakowała go, mocno wbijając dziób w dłoń.

- Kurwa mać! - krzyknął z bólu, waląc na oślep, zaciśniętą pięścią. Pomimo szczerych chęci nie trafił ani razu, powodując wzbicie się w powietrze pozostałych stworzeń. Na całe szczęście nim zniknęły, upuściły przesyłki, które zobowiązały się mu dostarczyć. - Pierdolona suko!

- Och, wiesz co? Zapomnij, że pytałam o cokolwiek, ty wstrętny...

- Nie! Na Merlina, co za ból... - trzasnął z bezsilności oknem, którego zawiasy już dawno wymagały porządnego naoliwienia. Kontynuując pechowy ciąg wydarzeń, próbował zacisnąć palce na klamce, żeby całkowicie odciąć się od listopadowego zimna- zapomniał tylko wybrać zdrową rękę, przez co ponownie zawył przez krwawiącą ranę. - To przez te jebane, zawszone sowy... Jedna właśnie wbiła mi dziób w rękę i mam całkiem mocny krwotok. A od wczoraj przylatują jedna, za drugą. To jakiś koszmar!

- Ojej. To... może zdzwonimy się jutro? Zdecydowanie powinieneś to opatrzeć . Wiesz, głównym pożywieniem tych ptaków, są gryzonie, które często przenoszą różne choroby i...

- Nie potrzebuję wykładu o diecie zwierząt, Granger! Tylko ciebie... - odparł cicho, próbując pozbyć się złośliwego tonu głosu. - Postawię ci najlepszą kawę w twoim życiu, jeżeli mnie załatasz. - Nie mając w gabinecie żadnych materiałów opatrunkowych, czy choćby wody utlenionej, wziął garść chusteczek, żeby zatamować krew. Na niewiele się to zdało, bowiem po kilku sekundach były wściekle czerwone i mokre.

- Gdybym cię nie znała, to uznałabym to za jakieś pokraczne zaproszenie na randkę- powiedziała Hermiona, śmiejąc się pod nosem. Jej głos niemal zachęcał mężczyznę do tego, by jasno określić spotkanie mianem "randki" - ton był nieco wyższy, niż zazwyczaj. Tak, jakby faktycznie cieszyło ją spontaniczne wyjście.

- Po wszystkim odprowadzę cię nawet do punktu aportacyjnego i dam buziaka w policzek, jeżeli tylko załatasz dziurę w moim ciele. Kurwa, nie daj się prosić- jęknął ciszej, walcząc z rozrywającym bólem. Na blacie powoli tworzyła się niewielka kałuża, od widoku i zapachu której, robiło mu się niedobrze. Na wszelki wypadek odsunął od siebie wszystkie dokumenty i aparat fotograficzny, żeby nie miały styczności z bordowym płynem. - Siedzę w biurze. Nie mam tu nic, poza chusteczkami i jakąś ścierką. Proszę...

Magical New Order [#DRAMIONE]Where stories live. Discover now