Rozdział 1- ,,przeszłość"

180 4 1
                                    

Niedawno skończyłam liceum. Przez te wszystkie lata starałam się być najlepsza z najlepszych, co nie zawsze mi wychodziło.
Uczyłam się, wkuwałam, to wszystko po to by zadowolić siebie, rodziców... szczególnie rodziców. Nie zawsze nauka dawała mi satysfakcję. Właściwe to prawie nigdy nie miałam satysfakcji z mojej nauki.

Od początku wakacji czekam na list, w którym dowiem się czy byłam wystarczająco dobra by dostać się do szkoły moich marzeń.

Była już końcówka wakacji dlatego poszłam się rozerwać z moimi przyjaciółmi. Poszliśmy do klubu przy ulicy Nevermord.

Byłam w długiej, czarnej sukience z rozcieńciem na udzie. Do tego miałam czarne szpilki i biżuterię.

Poszłam tam z Mary, Tess, Colinem i Danielem. Najlepiej dogadywałam się z Tess. Znałyśmy się od przedszkola. Z resztą wsumie przyjaźniłam się tylko przez to, że nasi rodzice mieli jakąś wspólną pracę.

Z racji tego, że był to nasz najprawdopodobniej ostatni wspólny wypad- dlatego, że po wakacjach wszyscy idziemy do całkowicie różnych szkół- zagraliśmy w butelkę.

Pierwszy zakręcił Colin. Zakręciło butelką tak mocno, że chyba z cztery razy wypadła na każdego uczestnika Gdy butelka wkońcu się zatrzymała, zmierzała w stronę Mary.
-Pytanie czy wyzwanie?- usłyszałam głos Colina.
-Ym... wyzwanie- powiedziała po chwili namysłu Mary.
-Widzisz tamtego typka?- powiedział wskazując palcem na kolesia siedzącego przy barze- Zapytaj się go czy Ci postawi drinka.

Słysząc to Mary po chwili wstała i kierowała się w stronę wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny, z dość ciemnymi włosami.
Patrzeliśmy na nią uwarznie.
Zobaczyliśmy jak siada koło nas z szklanką w ręku.
-I co udało się?- powiedział Daniel.
-Nie kurwa zjebało się, jasne że się udało debilu! A co niby trzymam w ręce?- odrzekła pijąc swojego drinka słomką.

Mary zaczęła kręcić butelką i wypadło na Daniela. Zapytał się go czy wybiera pytanie czy wyzwanie. Chłopak powiedział, że weźmie pytanie.
-Dlaczego jesteś takim debilem?- zapytała się Mary że złowrogim uśmieszkiem.
Daniel nie wiedział co odpowiedzieć. Dopiero po chwili usłyszałam:
-A idź spierdalaj.
-Dobra ale ty gonisz- powiedziała stanowczo Mary.
-Przestańcie się na siebie wydzierać- rzekłam w ich kierunku
Daniel na te słowa wziął butelkę i nią zakręcił. Wypadła na mnie.
-Pytanie czy wyzwanie?- usłyszałam krótko.
-To może pytanie- powiedziałam.
-Czy to prawda, że spowodowałaś ten wypadek- powiedział beż wahania Daniel.

Nie, nie powiedział tego.

Odrazu zrobiło mi się słabo. Na samą myśl o tym kręciło mi się w głowie. Prawie odrazu napłynęły mi łzy do oczu i obraz mi się rozmazał. Poczułam, że zrobiłam się blada jak ściana. Nie chciałam rozdrapywać starych ran, które i tak jeszcze się nie zagoiły. Nie chciałam wracać do przeszłości.

-Ty debilu!- usłyszałam nagle głos Tess.
-No co!- powiedział beż skrupułów Daniel.
-Przecież wiesz, że nie lubi o tym rozmawiać!- powiedziała pół tonu ciszej tak żebym nie usłyszała. Szturchnęła go przy tym w bark.

Było mi ciężko oddychać. Czułam się tak jakbym była pod wodą i nie mogłabym złapać oddechu.

________

Zaczęło się od tego, że moja siostra, dopiero co zdała prawo jazdy. Była to dla naszej rodziny świetna wiadomość. Wszyscy się z tego ucieszyli. Mama była zajęta obowiązkami związanymi z radą miasta, a tata pracował, więc ja zawiozłam Lili, aby wybrała swój własny i pierwszy samochód.

Wyjechałyśmy tuż po południu moim autem. Jechałyśmy tak już około 3 godziny. Droga była pusta. Żadnej żywej duszy. Prowadziła ona przez środek dużego lasu. Lili cieszyła się, że będzie mogła jeździć własnym autem. Jechałyśmy śpiewając głośno piosenki. Lili stwierdziła, że skoro zdała już prawko to mogłaby poprowadzić. Miała rację. Powiedziałam, że to świetny pomysł, w szczególności, że tej nocy poszłam późno spać I byłam dość zmęczona.

Zatrzymałam się więc na poboczu i wysiadłam z auta. Zamieniłyśmy się. Lili siedziała na siedzeniu kierowcy a ja pasażera.
Lili odpaliła auto kluczykami z różowym brelokiem w kształcie serca. Ruszyła powoli z pobocza i wjechała na drogę. To była jej drugą jazda w życiu ( nie licząc zdawania).
Przejechałyśmy około 10 kilometrów.
Przez tę kilka kilometrów przejechało zaledwie trzy auta.

Byłam z niej dumna. Moja młodsza siostrzyczka nie była już taka mała. Była dorosła. Przez te kilkanaście lat swojego życia osiągnęła dużo. Bardzo dużo.

Jechałyśmy spokojnie przez las słuchając piosenek, kiedy nagle z nikąd wyskoczył łoś.
Lili nie zdąrzyła wychamować. Zdezryliśmy się z łosiem...

Zwierzę było tak wielkie, że zniszczyło cały przód samochodu i jakby tego jeszcze nie było mało walnęłyśmy w drzewo.
Urwał mi się film...
Nie wiedziałam co się dzieje...

Gdy odzyskałam przytomność zauważyłam Lili. Była całą we krwi. Miała rozbitą głowę. Zaczęłam szukać telefonu.
Zadzwoniłam na pogotowie.
Nawet nie wiedziałam kiedy przyjechała karetka. Czułam jakby te kilka minut trwało całą wieczność.
Byłam wtedy na wpół świadoma.
Pamiętam, że zasnęłam w karetce.

Obudziłam się na sali szpitalnej. Czułam się już dużo lepiej.
Nagle przyszedł do mnie lekarz. Powiedział mi... Nie... Nie mogę w to uwierzyć...

Lili nie miała szans... nie przeżyła tego. Zginęła praktycznie na miejscu.
Łzy napłynęły mi do oczu. Cały obraz mi się rozmazał. Rozpłakałam się i to wcale nie z bólu fizycznego- chociaż ten też dawał o sobie znak- ale jednak z bólu jaki mi po niej pozostał...

Od tamtej pory miałam sobie to za złe...
Zresztą tak samo jak moi rodzice obwiniali mnie o śmierć Lili...
Miałam to sobie za złe, że to przezemnie Lili zginęła, że nie ma jej tu teraz przy mnie. Czułam się tak źle z tym.

Mogłam jej nie pozwolić wsiadać za to cholerne kółko, może wtedy by przeżyła.
Ciągle zadaję sobie to pytanie:
Dlaczego to ona zginęła a nie ja?

I Wanna youWhere stories live. Discover now