Rozdział 2- ,,szczęście"

130 4 0
                                    

Bez słowa wstałam i wyszłam z klubu. Widziałam jak Tess chciała za mną wyjść ale tego nie zrobiła. I dobrze. Chciałam być teraz sama.

Na dworze było już ciemno, była około pierwsza w nocy. Szłam przez pustą ulicę. Otarłam spływającą mi łzę po policzku i związałam włosy w wysoki kok. Był ściśnięty ale wygodny.

Kiedy wreszcie dotarłam do domu, otworzyłam po cichu drzwi wejściowe i zdjęłam szpilki. Powoli weszłam po schodach do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi tak aby nie nie rodziców.
Położyłam się na łóżko.
Nic mi się nie chciało. Nie miałam siły nawet przebrać się w piżamę. Chciałam po prostu zasnąć i nigdy się nie obudzić. Nie czułam się zbyt dobrze (chodzi o stan psychiczny).
Przykryłam się kołdrą i zamknęłam oczy.

Obudziło mnie jasne światło, najwyraźniej wczoraj zapomniałam zasłonić rolet. Chociaż nawet jeśli bym pamiętała to i tak by mi się nie chciało wstać.
Nie chciało mi się watać, więc Zamknęłam znowu oczy, ale nie mogłam zasnąć.
Siadłam na łóżko i się rozciągnęłam.
Czułam się dużo lepiej niż wczoraj.
Wstałam, popatrzyłam na biurko i zobaczyłam list. Wczoraj go nie zauważyłam bo było zbyt ciemno i byłam rozkojarzona.

List nie był zupełnie biały lecz beżowy.  Miał charakterystyczny beżowy kolor.

Powoli wzięłam list z biurka i znów usiadłam na łóżko. Otworzyłam go ostrożnie i zaczęłam czytać.

-Dostałam się- bardziej wyszeptałam niż powiedziałam- Dostałam się- powtórzyłam głośniej uśmiechając się.
Gdybym wczoraj go otworzyła nie ucieszyłabym się tak bardzo jak teraz.

                                 ***

Minęło kilka dni. To był już najwyższy czas aby zacząć się pakować.
Otworzyłam walizkę i zaczęłam wkładać najpierw koszulki.
Wzięłam prawie wszystkie ubrania oprócz zamałych już na mnie dżinsów z dziurami i czerwonej bluzki z czarnymi falbankami i koronkami.
Dopięłam walizkę i zaczęłam schodzić po schodach.

-Chodź już!- usłyszałam głos taty dobiegający z dołu.
-Byłoby szybciej gdybyś mi pomógł- powiedziałam sama do siebie.

Kiedy zeszłam na dół dałam tacie moją walizkę aby włożył ją do samochodu. Miałam przy sobie też dobę do której spakowałam słuchawki- bez których bym nie przeżyła-, wodę, jedzenie i jakąś elektronikę.
Rodzice siedzieli już w samochodzie.

Byłam ubrana w biały golf i szare dresy. Ubrałam jeszcze czarne trampki.
Wyszłam za drzwi i zamknęłam dom.

Gdy stanęłam przed samochodem wzięłam głęboki wdech I wsiadłam.
Od razu założyłam szare słuchawki pasujące mi do spodni.

Jako że dostałam się do Study Hollywood musiałam polecieć tam samolotem, właściwie mogłabym jeszcze pojechać tam autem ale nie zabardzo przepadałam za jazdą samochodem.

Szczerze mówiąc dużo bardziej wolałabym pojechać pociągiem na lotnisko ale rodzice się uparli że pojadę z nimi samochodem.

Przez całą drogę nikt nic nie mówił- tata nie zawracał wszystkim głów o jakieś pierdoły, a mama nie wypominała czego  to ja nie mam co miała Lili.

Zanim się jednak obejrzałam byliśmy już na lotnisku.
Wyszłam z samochodu, otworzyłam bagażnik i wyjęłam walizkę.
Powiedziałam tylko zwykłe ,,Pa" i poszłam w kierunku wejścia głównego. Jakieś piętnaście metrów od rodziców obróciłam się i im pomachałam. Po chwili oni zrobili to samo.

Kiedy odjechali poczułam ulgę, nie wiedziałam dlaczego ale mi ulżyło, może dlatego, że nie musiałam już słuchać wziąż wypominajacych mi śmierć Lili rodziców.

Trzymałam w ręce papiery do szkoły. Poszłam w stronę wejścia Kiedy nagle wpadłam na jakiegoś chłopaka.
Wiedziałam, że to mężczyzna bo miał silne ramiona.
W momenciezderzenia wypadły mi wszystkie papiery do szkoły. Schyliłam się by pozbierać leżące na ziemi kartki.
Nagle usłyszałam niski głos:
-Sorry, byłem zamyślony.
-Nic nie szkodzi- powiedziałam dalej zbierając dokumenty.

Obrucilam się aby pozbierać papiery, które były wokół mnie.
Nie podnosiłam nadal wzroku z ziemi.
Kiedy wkońcu podniosłam głowę zobaczyłam... kurwa pieprzonego Nicholas'a.

Wysokiego, ciemnookiego bruneta. Miał na sobie czarną bluzę I ciemne spodnie.
Ta bluza bardzo podkreślała jego wyrzeźbione ciało. Widać, że wciąż ćwiczył.
Jak byliśmy w klasie 8 podstawówce dużo grał w koszykówkę.

Ale dlaczego musiałam spotkać się akurat z nim?

Ja pierdolę, no ja poprostu nie wierzę. Dlaczego musiałam trafić akurat na niego.
To był mój najgorszy- i wsumie jedyny wróg. Nie lubiliśmy się, chociaż ,,nie lubiliśmy się" to za mało powiedziane. Nicholas uwielbiał, po prostu uwielbiał uprzykrzać mi życie. On to cholernie kochał.
-Witaj, Clark- usłyszałam Nicholas'a który mówił pogardliwym głosem.
-Czego chcesz, Shey?- powiedziałam złowrogo.
-Jak się złościsz jesteś jeszcze bardziej urocza- rzekł do mnie bez żadnych skrupułów.
Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
-A co ty tutaj robisz?- zapytał Nicholas.
-Nie twój zaspany interes Shey- powiedziałam, wchodząc przez wejście lotniska.
-Proszę, proszę diablica pokazuje rogi- usłyszałam Nicholas'a z daleka.
Bez wahania pokazałam mu środkowy palec, nawet nie oglądając się za siebie.

Pierwsze miałam odprawę. Myślałam, że to wszystko się przedłuży (te odprawy, sprawdzanie bagażu itp) lecz nim się obejrzałam byłam już w samolocie.

Kiedy znalazłam swoje miejsce zauważyłam tam Nicholas'a. Kurwa nie dość że leci że mną tym samolotem to w dodatku mamy obok siebie miejsca. Ja pierdolę ja to mam szczęście.
-Witaj znowu, Clark- powiedział łapiąc się na mnie Nicholas.
-Nie odzywaj się do mnie- rzekłam grożącym głosem.
-Też się nie cieszę że tu jesteś- powiedział nagle, co ja zupełnie zignorowałam.

Usiadłam na swoim miejscu i założyłam słuchawki. Słuchałam jakieś piosenki Sanah.
Zamknęłam na chwilę oczy a gdy je otworzyłam, spojrzałam na telefon- zostało jedyniebpół godziny do lądowania.
Wstałam z miejsca i poszłam do łazienki bo było mi strasznie gorąco. Musiałam mieć podwyższoną temperaturę.
Obmyłam twarz zimną wodą (odrazu zrobiło mi się lepiej, choć jeszcze mnie trochę bolała głowa) i wróciłam z powrotem na miejsce. Kiedy już siadłam zauważyłam, że w torbie mam tabletki z jakimś liścikiem z napisem ,,Nie zaraź mnie diablico". Odrazu spojrzałam na Nicholas'a, który wpatrywał się w okno. Na mojej twarzy pojawił się mały uśmieszek.

Gdy już wylądowaliśmy, wstałam aby wziąć swoją torbę. Kiedy ją już prawie dosięgnęła zauważyłam jakąś męską rękę z tatuażami podającą mi mój bagarz. To był nie kto inny jak Nicholas.
-Proszę bardzo, Clark- powiedział złośliwie.
-Nie potrzebuję twojej pomocy, Shey- odpowiedziałam pogardliwie.
Wyrwałam mu z rąk mój bagaż i przeszedłam koło niego szturchając go delikatnie ale wyraźnie łokciem.

I Wanna youWhere stories live. Discover now