Kontrolowany

524 26 10
                                    

    Po około dwudziestu minutach skończyłem jeść to śniadanie. Oczywiście, że przez ten cały czas towarzyszył mi Will, bo jakby śmiało by być inaczej. Żeby nie było, to jego obecność nie przeszkadzała mi zbyt bardzo, ale po prostu nie czułem takiej potrzeby, aby on tam ze mną przebywał. No i ja sam nie polepszałem tej sytuacji, ponieważ za każdym takim razem czułem, jak on zwyczajnie traci do mnie zaufanie. Ale czy ja mu się dziwię? To już byłby trzeci raz, gdy znalazłbym się w takiej sytuacji.

    Pierwszy raz był jakiś rok po śmierci naszej matki i zarazem jakieś kilka tygodni po tym, jak zostałem porwany. I to przez tego samego człowieka, który próbował mnie skrzywdzić trzy dni temu. Wtedy dość dobrze się z tym kryłem, ponieważ przez naprawdę długi czas nikt się nie zorientował, że praktycznie nic nie jem. Ale życie nie bajka i nic nie trwa wiecznie. Nikt nic nie wiedział, dopóki po nieco ponad miesiącu nie zemdlałem w szkolnej łazience, bo tak niespodziewanie zacząła lecieć mi krew z nosa i to dość mocno. I właśnie oto w ten sposób trafiłem do szpitala na jakieś dwa tygodnie. Tam też uparcie wstrzymywałem się od spożywania czegokolwiek, a gdy próbowano mnie nakarmić poprzez kroplówkę, to wtedy tak się zdenerwowałem, że jak gdyby nigdy nic wyrwałem ten weflon. I takim oto sposobem doprowadziłem się do takiego stanu, że zaczęli mnie karmić przez sondę. To było niezbyt przyjemne uczucie. Jak wróciliśmy do domu, to zbyt długo czasu tutaj nie spędziliśmy, ponieważ wpadłem na świetny pomysł, którym było wyrwanie tejże sondy. Camden tylko się wtedy zastanawiał, co ja do chuja odwalam. No i spowrotem wróciłem do szpitala na kolejne dwa tygodnie, jakby wcześniejszy pobyt tutaj mi nie wystarczył. Tym razem już się ze mną nie cackali i prawie przez cały ten czas byłem na lekach uspokajających. O dziwo wtedy już nie stawiałem żadnych oporów. A gdy w końcu na dobre wyszedłem z tego szpitala, to obiecałem sobie, że już nigdy nie wpakuję się w to. Ale najwidoczniej nie wyszło mi to do końca.

    Drugi raz był jakieś sześć lat temu. Tym razem do tego przyczynił się notoryczny stres związany z tym, że rok przed tym całym zdarzeniem musiałem zastąpić Camdena z wiadomych przyczyn. No i wyglądało to tak, że jedzenia unikałem w sposób wymyślania jakichś wymówek. Były one rozmaite, zaczynając od zwykłego "nie jestem głodny", poprzez "jestem zajęty" i kończąc na takich cudach, jak "zjem później" lub "już jadłem". Ogólnie to o moich wcześniejszych problemach z odżywianiem wiedział tylko ojciec. A iż on nikomu o tym nie powiedział, to każdy zbyt bardzo się tym nie przejmował, bo po prostu w to wierzyli. Pewnie tym razem też bym pewnie to ukrył, gdyby nie kolejna pechowa dla mnie sytuacja. Wtedy postanowiłem odwiedzić Willa i spędzić z nim trochę czasu. Byłem na jakimś spotkaniu biznesowym w Wiedniu, a on akurat tutaj studiował, więc szkoda byłoby nie wykorzystać tej wspaniałej okazji. No i poszliśmy sobie zwiedzić to cudowne miasto. Nie no, ale Wiedeń naprawdę jest piękny. Szliśmy sobie, już nie pamiętam gdzie, aż nagle źle się poczułem i zemdlałem. Obudziłem się w szpitalu i nawet nie wiecie, jak bardzo byłem zdziwiony, gdy chwilę po przebudzeniu jakaś pielęgniarka zaczęła do mnie mówić po niemiecku. Myślałem, że musiałem dość mocno się uderzyć w głowę, ale po chwili sobie uświadomiłem, że przecież znajduję się w kraju niemieckojęzycznym, więc to jest oczywiste, że tym językiem się tutaj porozumiewają. I potem do sali wszedł Will wraz z lekarzem i oni już ze mną rozmawiali po angielsku. Nawet nie wiecie, jak bardzo on był wtedy mną zawiedziony. Teraz nie brałem przykładu z czternastoletniego mnie i bez żadnego oporu dałem sobie pomóc, dzięki czemu leżałem w tym szpitalu zaledwie dwa dni. U Willa dość niechętnie zostałem jeszcze przez tydzień, żeby upewnił się, że nie będę się znowu głodzić. Nawet gdy wróciłem spowrotem do Pensylwanii, to i tak starałem się jeść normalnie. Dość długi czas zajęło mi to, aby znowu tego nie robić, jednakże i tak z tego wyszedłem, dlatego teraz już naprawdę nie chcę do tego wracać.

     - Zawiozłeś Hailie? - spytałem, gdy już wychodziliśmy z kuchni.

     - Już dość dawno. Jakiś czas po dziewiątej.

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz