Nie zrozumiesz, Hailie

477 29 21
                                    

    Późnym wieczorem znowu wyszedłem z gabinetu. Znowu poszedłem do swojego pokoju i udałem się do łazienki, po czym spojrzałem w lustro. Znowu ujrzałem w nim tę samą, bezuczuciową osobę, co zawsze. Tą samą, obojętną twarz, co zawsze. Te same, zmęczone oczy, jak zawsze. Takie same ubrania, co zawsze. Tą samą osobę, na której widok czuję nienawiść i obrzydzenie. Nagle po tej niby obojętnej twarzy tejże osoby po raz kolejny zaczęły spływać łzy.

    Tą osobą byłem ja sam.

    Jak zaskakujące jest to, że przez zaledwie jeden moment potrafiłem aż tak bardzo siebie znienawidzić...

    Z kolejnymi dniami było gorzej. Coraz gorzej. Nie było ani jednej nocy, której bym nie przepłakał. Dzięki temu zazwyczaj nie wysypiałem się i tego skutkiem jest to zmęczenie, które odczuwam. Będąc szczerym, to przez ten cały czas byłem na lekach uspokajających. Brałem je właściwie po to, aby nie denerwować się bez konkretnego powodu. Tak dla bezpieczeństwa całej reszty, jak i mojego. I o dziwo to działało, ponieważ nie zdażały mi się już żadne ataki złości.

    A wiesz, że możesz je wykorzystać do czegoś pożyteczniejszego, prawda?

    Wszyscy myślą, że wszystko jest w porządku. Ale nie jest. Pomimo, że zachowywałem się tak samo, jak zazwyczaj, to w środku już byłem prawie martwy. Coraz bardziej czułem, że to już koniec, że nawet jeśli nie zabiję się celowo, to zrobię to przez przypadek. Już znacznie więcej rozmyślałem nad tym, czy nadal jest jakiś sens, aby żyć. Przecież mógłbym zrobić to w każdej chwili, a nawet chociażby teraz, to wciąż coś mnie przy tym wszystkim trzyma i że jeszcze nie warto się poddawać.

    W twoim przypadku jednak warto.

    Ogólnie muszę przyznać, że poziom mojej gry aktorskiej najwidoczniej wszedł na wyższy poziom. To aż jest nieprawdopodobne, że żaden z nich się nie domyślił, że wcale nie jest dobrze. Nawet Will.

    A propos Willa. Niby on ciągle mnie zapewnia o tym, że to nie szkodzi, jak go wtedy potraktowałem, ale ja mu nie wierzę. Jak to w ogóle działa, że ja jestem dla niego podły, a on i tak mimo wszystko mi tak po prostu wybacza?

    Stałem tak nad tą umywalką, wpatrując się w to lustro przez naprawdę długi czas. W pewnej chwili zauważyłem żyletkę, którą zazwyczaj tutaj pozostawiam. Zacząłem się jej przyglądać, zastanawiając się nad tym, czy w ogóle warto pomimo, że i tak robię to już codziennie.

    A na co właściwie ty czekasz?

    Zrób to, i tak ci się należy za to wszystko.

    Ponownie wziąłem ostrze do ręki i po raz kolejny zacząłem nim robić nowe rany na jednym z moich przedramień. Te nacięcia były różne - jedne były dłuższe i płytsze, a drugie krótsze i głębsze. Niektóre już zaczęły na siebie nachodzić, a gdzieniegdzie krew leciała dość mocno. Ogólnie mówiąc, wyglądało to okropnie. Tak bardzo chciałem już tego nie robić, lecz nie potrafię przestać. Przecież to już nie dawało mi takiej ulgi, jak wcześniej, a tylko sam ból i pomagało mi to tylko w niewielkim stopniu.

    W sumie to i tak w końcu zdechniesz, więc jaka to różnica?

    Po jakimś czasie postanowiłem nareszcie zabandażować te ręce. Właściwie to już kończyłem to robić, gdy nagle usłyszałem dźwięk stukania w okno, który dochodził z pomieszczenia obok, czyli mojego pokoju. Było już kilka minut po drugiej w nocy, więc nie miałem pojęcia, co to do cholery jasnej mogłoby być.

    Poszedłem więc tam i wewnątrz nie zastałem nic dziwnego. Jednakże gdy wyszedłem na balkon, to dostrzegłem tam jakąś kartkę.

    Ktoś tu musiał być.

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz