Dylan i te jego pomysły

433 32 47
                                    

    Tydzień później wróciliśmy spowrotem do domu. W skrócie mówiąc, to cały wyjazd minął nam dobrze i na dodatek bardzo szybko. Niby mieliśmy zostać na jeszcze parę dni, ale postanowiliśmy wrócić, ponieważ dość niespodziewanie wypadło mi jakieś ważne spotkanie.

    Pewnie spytacie się, czy w końcu poszedłem do tego psychologa. Tak, poszedłem. Miał tego dopilnować sam Will, a iż on mi nie chciał tego odpuścić, to cóż, ten jeden raz uległem. Ogólnie mówiąc, to ta wizyta niezbyt wiele wniosła do mojego życia, aż śmiem twierdzić, że w ogóle nic nie wniosła i niepotrzebnie straciłem czas. Dowiedziałem się tam tylko, że nie potrafię się otworzyć przed innymi i ponadto nie umiem mówić o swoich emocjach czy też problemach, tak jakbym już wcześniej o tym nie wiedział. Nawet nie ma mowy, abym tam kiedyś wrócił.

    Pamiętam, że tamtego dnia, czyli w piątek, jakimś dziwnym cudem udało mi się skończyć pracę wcześniej, więc przebywałem w bibliotece. W pewnym momencie nawiedził mnie tam niespodziewany gość, którym był ten kot należący do mojego młodszego rodzeństwa. Nagle wskoczył mi na kolana, a iż akurat już miałem zamiar opuścić to pomieszczenie, to postanowiłem go grzecznie podnieść i położyć gdzieś z boku. Ale chuj, to się nie udało i ten jebany Lucyfer, czy jak mu tam było, podrapał mnie na udach, a potem i tak gdzieś spierdolił.

    Jak na moje kurewskie nieszczęście, z jakąś godzinę temu wpadłem na naprawdę genialny pomysł, jakim było przebranie się w krótsze spodnie. Najwidoczniej dość mocno mnie podrapał, bo ta krew zapierdalała jak jakaś pojebana.

    No świetnie.

    Poszedłem więc do swojej łazienki, aby to jakoś przemyć i zabandażować. Po kilkunastu minutach to mi się udało, lecz jeszcze posiedziałem w swoim pokoju przez pewien czas. Szkoda, że tym razem nie przyszedł mi taki pomysł, aby się przebrać.

    Dopiero gdzieś po godzinie dziewiętnastej postanowiłem zejść do salonu, gdzie przebywała cała piątka mojego rodzeństwa. No i był tutaj ten cholerny kot, do którego powoli traciłem już cierpliwość.

     - Hej, Vince! - powiedział Dylan.

     - Cześć. Co robicie?

     - A nic takiego... - stwierdził Shane.

     - Oglądamy film. - oznajmiła Hailie, która spojrzała się na mnie przelotnie.

     - Nudny jak zawsze. - parsknął Dylan.

     - Mhm... - mruknąłem, po czym podszedłem nieco bliżej nich.

    Spojrzałem się na telewizor i faktycznie jest to coś nudnego.

     - Co ci się stało w te nogi? - spytał w pewnym momencie Will i wszyscy spojrzeli się w moją stronę.

     - Nic.

     - Ta? To po co ci są te bandaże, co? - zapytał tym razem Tony.

     - Ty no właśnie... Po co ci to? - odezwał się Dylan.

     - Ten wasz kot mnie podrapał jakiś czas temu.

     - Czy aby na pewno? - dopytywał się Will.

     - Tak.

     - Jesteś pewien?

     - Tak. - tym razem wycedziłem to słowo przez zęby. - O co znowu wam w ogóle chodzi?

     - Wiesz, kot to jest dobra wymówka, Vince. - odparł Shane.

     - Czyli?

     - Po prostu chcemy, kurwa, wiedzieć, czy ten kot to przypadkiem nie jest jakaś żyletka czy inne chujostwo. - sprostował Tony.

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz