I. Jak ją poznałem

860 38 6
                                    

- Zadzwoń do tej pani. - matka podała mi kartkę z ogłoszeniem o korepetycjach z matematyki. - Już grudzień. To ostatni moment na poprawienie ocen.
Prychnąłem. Ok... Może jestem w ostatniej klasie liceum i grozi mi oblanie matmy, ale to nie znaczy, że potrzebuję korków!
- Już ci mówiłem. Nie chcę korków!
- W takim razie ja zadzwonię. - wyszła z mojego pokoju.
- Ja żadnej kujonki w okularach nie chcę widzieć w moim domu. - krzyknąłem nie ruszając się z miejsca.
- Nie zapominaj, że to nie tylko twój dom.
Prychnąłem po raz kolejny. Nie zmienię zdania...
Usłyszałem, że matka z kimś rozmawia. Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do salonu.
- To cena za godzinę zegarową, czy lekcyjną? - super... - W takim razie ustalę z synem dogodny termin i oddzwonię do pani. Dziękuję. Do widzenia. - odłożyła telefon na ławę.
- Czy ja mówię po chińsku?! - po raz kolejny się wściekłem.
- Nie tym tonem, Josh. Masz do wyboru poniedziałek od 17, środę od 19 i czwartek od 16.30. Zaczniemy od godziny tygodniowo i pani oceni czy to wystarczy.
- Zaczniemy od tego, że nie będzie mnie w domu. - ruszyłem do siebie i zatrzasnąłem drzwi.
Otworzyłem laptop i zalogowałem się na czacie. Ostatnio spędzam na nim każdą wolną chwilę rozmawiając z Katherine20. Trafiliśmy na siebie przez przypadek, ale okazało się, że mamy mnóstwo ze sobą wspólnego. Dlatego tak dobrze się nam rozmawia.
Czekałem już prawie godzinę, jednak dziewczyna się nie pojawiła. Usłyszałem pukanie, więc szybko zamknąłem laptop.
- Josh... - tata wszedł do pokoju.
- Tato... Powiedziałem, że nie potrzebuję korepetycji. Sam to nadrobię. Obiecuję.
- To samo mówiłeś wiosną i ledwo zaliczyłeś. Synu... przed tobą studia. Chcesz mieć dobry start? - usiadł na skraju łóżka. - Umówmy się tak. Jedna lekcja. Jeśli po godzinie stwierdzisz, że korepetycje nie są ci potrzebne, to zrezygnujesz. - ojciec wyciągnął rękę w moim kierunku.
Westchnąłem.
- Zgoda. - uścisnąłem jego dłoń. Następnie uśmiechnął się i wstał.
- Podaj mamie dzień, który ci pasuje. - wyszedł. Wróciłem na czat, ale dziewczyny nadal nie było.
- Dlaczego cię nie ma? Coś się stało?
Gdy tylko wysłałem wiadomość plasnąłem sobie otwartą dłonią w głowę. Ale idiota ze mnie. Wylogowałem się i poszedłem do salonu oznajmić mamie, że w czwartek o 16.30 będę w domu.
***
- Czyli jednak przegrałeś! - powiedziała Jo, gdy po skończonych zajęciach oznamiłem, że muszę wrócić do domu na korki.
- Umówiłem się z ojcem, że lekcję próbną przebojeję.
- Mieliśmy dzisiaj iść do kina! Wiesz, że później mam trening chearleaderek!
- A ja trening kosza... - prychnąłem. Moje obowiązki zawsze są mniej ważne... - Innym razem. - cmoknąłem dziewczynę w policzek i wsiadłem do samochodu zanim do jej małego móżdżku dotarło, co powiedziałem.
Chodzę z Jo od dwóch lat. Nie żebym coś do niej czuł. Jest ładna, do tego chearleaderka i każdy koleś w szkole chciałby ją przelecieć, ale mi przeszło, gdy dowiedziałem się jaką inteligentną jest osobą. Ciekawe czy potrafi sama zawiązać sobie buty! Jestem z nią, bo ładnie razem wyglądamy i jesteśmy najbardziej popularnymi osobami w szkole. W końcu, jaka dziewczyna nie chciałaby spotykać się z kapitanem szkolnej drużyny koszykówki!
Dotarłem do domu. Właśnie zaczął padać śnieg. Kiedy wszedłem do środka odruchowo rzuciłem torbę przy wejściu i poszedłem do kuchni nalać sobie coli do szklanki.
- Josh! Zabierz łaskawie swoją torbę do pokoju. Za chwilę przyjdzie korepetytorka. - dokładnie w momencie, gdy matka skończyła kazanie zadzwonił dzwonek. Zabrałem torbę, a mama otworzyła drzwi.
- Dzień dobry. - usłyszałem przesłodzony głosik. Weszła do mojego domu. Na włosach w kolorze blond miała płatki śniegu. W jej oczach widziałem strach. Jednak, gdy zobaczyłem jej uśmiech wiedziałem, że widzimy się po raz pierwszy, ale nie ostatni... Podszedłem do dziewczyny. Zdecydowanie nie wyglądała na kujonkę. - Katherine. - podała rękę mojej mamie.
- Agnes. A to mój syn, Josh. - wskazała na mnie. Wyciągnąłem rękę.
- Josh. - wydukałem.
- Kate. - uśmiechnęła się.
- To zostawiam Was samych. - mama ruszyła w kierunku schodów i szybko zniknęła w sypialni.
- To... Zaczynamy? - głośno wypuściła powietrze.
- Jasne. - poprowadziłem ją do salonu i wyjąłem książkę do matematyki.
- Co teraz robicie? - spytała, a ja podałem jej podręcznik otwarty na odpowiedniej stronie. - Przekroje stożków... - westchnęła. - Geometria nigdy nie była moją mocną stroną. - zaśmiała się. - Ale damy radę.
Zabraliśmy się za zadania. Kate naprawdę potrafi tłumaczyć. Do tego lekcja nie była sztywna, znaleźliśmy nawet moment na śmiech czy rozmowę.
- To, co? - powiedziała dziewczyna po godzinie, która minęła bardzo szybko. - Kończymy na dzisiaj?
- Ale widzimy się za tydzień. - powiedziałem wstając z krzesła.
- Da się coś zrobić z moim synem? - nawet nie zauważyłem, kiedy pojawiła się obok nas mama.
- Jasne. Damy radę. - powiedziała dziewczyna. Mama zapłaciła za lekcję i Katherine wyszła. Zacząłem liczyć ile zostało do naszego kolejnego spotkania.

Mamy pierwszy rozdział :) co myślicie?

Matematyka - moja miłośćWhere stories live. Discover now