XIV. Kiepski dzień

251 16 1
                                    

Josh nie dawał mi spokoju. Ok... Zabrzmiało to tak negatywnie, a zdecydowanie tak nie było. Ciszyłam się, że w końcu kiedy nudzę się na wykładzie mogę wyjąć telefon i nie grać w gry.
- Słońce, widzimy się dzisiaj?
- Jasne :) - no przecież dzisiaj ma ze mną korki...
- O której i gdzie?
- O 16.30 w twoim domu :P - zapomniał!
- Bardzo śmieszne.
- Ale prawdziwe :*
- Ok. Ale później gdzieś wyjdziemy.
- Ok, pod warunkiem, że rozwiążesz przynajmniej trzy zadania dobrze (bez moich podpowiedzi) :P
- Hahaha... Jak mi dasz same proste... ;)
- Będziesz musiał się postarać.
- Słoneczko, zrobię wszystko, żebyś była zadowolona ^^ - czy tylko ja widzę dwuznaczność tej wiadomości? Zdecydowanie jest ze mną coś nie tak...
***
- Umówiliście się? - Blanca znów nie mogła się ze mną spotkać, ale postanowiła, że rozmowa o moim spotkaniu z Joshem nie nadaje się na smsy.
- Tak...
- Dlaczego nie czuję entuzjazmu?
- Wiesz co myślę o moich relacjach z Joshem.
- I uważam, że to najgłupszy pomysł jaki kiedykolwiek miałaś! Dziewczyno! Otrząśnij się! Takiego faceta nie spotyka się tak po prostu na ulicy! Bo takich jest niewielu. Zacznij korzystać z tej szansy.
- Blanca...
- Nie Kate. To ty przestań. Tobie też należy się trochę szczęścia. Zrozum to w końcu!
- Ale może to szczęście jest złudne. Może to wszystko źle odbieram.
- Katherine Rivers! Masz natychmiast przestać być pesymistką! Weź się w garść, bo ci go ktoś sprzątnie z przed nosa, a ja nie będę wtedy cię pocieszać.
Rozłączyła się. Tak po prostu skończyła rozmowę! Wkurzona schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam do domu.
Nie miałam ochoty iść do Josha. Było mi przykro... Może i Blanca miała trochę racji, ale przecież zna mnie nie od dziś i wie, że boję się wielu rzeczy oraz, że moja pewność siebie wiele lat temu wyparowała.
Wzięłam głęboki wdech. Nie miałam wyboru...
- Cześć piękna. - Josh otworzył drzwi. Chciał mnie pocałować, ale ja przewidziałam to i szybko odwróciłam głowę. Cmoknął mnie w policzek.
- Hej, Josh... - zdjęłam jego ręce z mojej talii, a następnie powiesiłam kurtkę na wieszak. Poszliśmy do pokoju chłopaka.
- Tylko mi nie uciekaj dzisiaj.
- Jeśli spełnisz mój warunek, to nie ucieknę.
- Nie bądź taka... - znów jego ręce znalazły się na mojej talii. Przez bluzkę czułam ciepło jego dłoni. Tak niewiele musiał zrobić, żebym nie mogła zebrać myśli.
- Josh. Siadaj. - chłopak niechętnie wykonał moje polecenie, a ja muszę przyznać, że natychmiast poczułam zimno w miejscu, gdzie jeszcze chwilę wcześniej były jego dłonie. Skarciłam się w myślach i usiadłam obok chłopaka. - Zaczniemy od siódmego.
- Zlituj się. - ja jednak nie miałam takiego zamiaru. Muszę być twarda. Nawet jeśli wystarczy jedno krótkie spojrzenie jego czekoladowych oczu, żeby z mojego mózgu zrobiła się galaretka (ciekawe o jakim smaku), a moje nogi były jak z waty.
Patrzyłam jak chłopak z całych sił stara się rozwiązywać wskazane przeze mnie zadania. Widziałam jak przeczesuje lewą ręką włosy, gdy nie wie co zrobić. Jak pstryka długopisem, gdy szuka błędu. Jak wzdycha, gdy okazuje się, że znów pomylił się w dodawaniu, odejmowaniu, mnożeniu, czy dzieleniu. Jak patrzy na zegarek, który leży na biurku, po czym spogląda na mnie, jakby chciał sprawdzić, czy nadal tu siedzę. Był ubrany w białą koszulę, więc mogłam przyjrzeć się jego mięśniom. Już wcześniej zwróciłam uwagę, że jest dobrze zbudowany, ale po raz pierwszy przyglądałam się z bliska.
Zrób zdjęcie. Na dłużej wystarczy.
Hahaha... Bardzo śmieszne.
Ale prawdziwe.
Skup się!
Jak ja mam go czegoś nauczyć?
Dobrze, że ostatnio telefon się urywa - tyle chętnych się znalazło.
Nawet tak nie myśl! Przecież zależy mi, żeby każdemu pomóc. Nie tylko dlatego, że ich rodzice mi płacą.
W końcu znajdzie się ktoś niezadowolony z ciebie, a co jeśli to będzie matka Josha? Może to dobrze, jak mu nie pomożesz, bo wtedy nie będziesz mogła powiedzieć Blance, że on jest twoim uczniem i nie powinnaś z nim być.
Przecież tego nie zrobię! Za nic w świecie!
Nawet jeśli poświęcisz swoje uczucia do Josha?
Chłopak wyrwał mnie z zamyślenia podając mi zadanie do sprawdzenia.
- Josh, Josh, Josh... Jak ty radzisz sobie na lekcji?
- Siedzę z tyłu i się nie udzielam. - uśmiechnął się, a ja nie wiedziałam co zrobić. Jestem za słaba na ten poziom i nie umiem mu pomóc, skoro sama często mam problem jak rozwiązać te zadania. Wściekła na siebie wstałam i ruszyłam do drzwi.
- To jak? - Josh natychmiast znalazł się obok mnie.
- Na następną lekcję chcę widzieć rozwiązane trzy kolejne zadania. Żadnych oszustw. Masz obliczyć sam, nawet jeśli wyjdzie zły wynik, jasne?
- Jak słońce. A teraz idziemy? - chłopak zapłacił mi za lekcję, ale kiedy tylko banknot znalazł się w mojej ręce miałam ochotę go oddać i wybiec stąd jak najszybciej. Przecież nie zasługiwałam na zapłatę, jeśli nic nie zrobiłam. Przełknęłam gulę, którą nagle poczułam w gardle i zobaczyłam, że brunet się do mnie uśmiecha. Schowałam banknot do kieszeni i poszłam do drzwi.
- To... Gdzie dzisiaj?
- Niespodzianka.
Westchnęłam. Jeszcze bardziej straciłam nastrój na spędzenie czasu z Joshem. Czułam się jak totalne zero. Jakbym właśnie znalazła się na dnie...

I kolejny ;) Do zobaczenia w następnym :D

Matematyka - moja miłośćWhere stories live. Discover now