VI. Zbyt często?

421 29 1
                                    

-Coś się stało? Mam wrażenie, że mnie ignorujesz.
Kolejna wiadomość od Josha... Co ja mam zrobić? Nie mam odwagi, żeby do niego napisać, a nie potrafiłabym udawać, że nie wiem kim jest naprawdę.
Kiedy tak rozmyślałam mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz - mama Josha...
- Słucham?
- Dzień dobry. Ja chciałabym zapytać, czy znajdzie Pani czas w tym tygodniu, żeby wpaść do Josha. Syn już czuje się lepiej i chciałabym, żeby nadrobił zaległości.
- Jasne. Jutro 16.30 pasuje?
- Oczywiście. W takim razie do zobaczenia.
Westchnęłam.
***
- Dzień dobry. - powiedziałam, gdy Pani Agnes otworzyła mi drzwi.
- Dzień dobry. Josh jest w pokoju. Schodami do góry, pierwsze drzwi po lewej. A... I może od razu umówimy się na kolejną lekcję. - kiwnęłam głową. - Syn ma jeszcze tydzień wolnego, więc chciałabym to wykorzystać. Jeśli Pani znajdzie czas.
- Pasuje mi jutro, środa i piątek.
- Świetnie. To możemy umówić się na cztery lekcje? Nie będzie to problem?
- Nie, skądże. - kłamstwo...
- Świetnie. - kobieta uśmiechnęła się, a ja ruszyłam do pokoju Josha.
Drzwi były zamknięte, więc zapukałam.
- Proszę. - usłyszałam, więc weszłam do środka zamykając za sobą drzwi. Josh siedział przy biurku. Od razu zauważyłam prawą rękę w gipsie...
- Cześć. Jak się czujesz? - powiedziałam zajmując krzesło obok Josha. Chłopak nie wydawał się zadowolony, że mnie widzi. Nie dziwię mu się. Perspektywa czterech dodatkowych lekcji matematyki to kiepski widok.
- Już lepiej.
- Wiem, że masz jeszcze tydzień wolnego i pewnie matematyka to ostatnia rzecz, o której masz ochotę myśleć... - świetnie. Brawo Kate! Czy ty masz mózg?! Albo maszynkę do mielenia słów w głowie?! Jak zwykle musiałam się zbłaźnić...
- To prawda. Ale nie mam wyboru.
- W takim razie weźmy się do roboty.
Postanowiłam, że będę pisać za chłopaka. On dyktuje, a ja słowo w słowo zapisuję. Jednak, kiedy miałam pisać z takimi błędami, aż zęby mi zgrzytały. Po raz kolejny zatrzymałam się, gdy usłyszałam banalny błąd, który popełnił Josh.
- O co chodzi?
- Nic takiego. - mimowolnie zaśmiałam się spoglądając na kartkę. - Możesz powtórzyć?
- Dlaczego się śmiejesz? Coś jest nie tak?
- Nie. Nic. Znaczy... - zastanawiałam się, czy już teraz mam mu powiedzieć, czy dopiero jak skończymy.
- Słucham?
- Ile jest dwa razy dwa?
- Serio pytasz? - chłopak zrobił zabawną minę.
- Tak.
- Cztery.
- To dlaczego kazałeś napisać mi sześć.
- Co?! - chłopak zabrał kartkę i zaczął czytać. Po chwili roześmiał się i spojrzał na mnie. - No... Zapatrzyłem się w twoje piękne oczy i tak wyszło... - natychmiast się zarumieniłam i szybko spojrzałam na kartkę. - W takim razie proszę... Wpisz cztery.
Lekcja strasznie się dłużyła. A przede mną jeszcze trzy kolejne... W końcu jednak minęła godzina i mogłam wyjść.
- Dziękuję. - powiedział zanim wyszłam z pokoju.
- Nie ma za co. - szybko wyszłam, jakby wybuchł pożar.
- Jutro tak jak dzisiaj? - zaczepiła mnie mama Josha zanim wyszłam.
- Jasne. Do widzenia. - wyszłam i wypuściłam powietrze z płuc. - O rany! - szepnęłam.
***
Kolejne lekcje minęły spokojnie. Widziałam, że Josh się stara, ale niestety matematyki nie da się nauczyć w kilka dni. Starałam się jak mogłam, ale nie byłam pewna, czy jestem w stanie coś więcej z niego wyciągnąć. Świetnie! Mam jednego ucznia i jeszcze polegnę!
***
- Znowu się widzimy. - Josh odezwał się, gdy weszłam do jego pokoju. - Dobrze, ze to już po raz ostatni w tym tygodniu. Inaczej miałabyś mnie już pewnie dość na pół roku. - zaśmiał się. Ja? Jego dość? Chyba on mnie.
- Takiego zdolnego ucznia? - i znowu tekst bez namysłu... Beznadzieja... Usiadłam na krześle.
- Bardzo śmieszne. - Josh chciał usiąść obok mnie, ale poczułam jego rękę na ramieniu. Modliłam się, żeby ją zabrał, aż w końcu moje życzenie się spełniło. Jednak kiedy tylko usiadł musnął moje kolano swoim. Szybko się odsunęłam. Co się dzieje?!
- To... Czym się dzisiaj zajmiemy? - szybko chwyciłam długopis.
***
- Kate. - Josh zatrzymał mnie, gdy chwyciłam za klamkę. Odwróciłam się w jego stronę. - Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne.
- Widzisz jakąś poprawę? Od naszej pierwszej lekcji? - chłopak wstał i podszedł do mnie. Szybko przełknęłam gulę w gardle.
- Szczerze? Jest troszkę lepiej. Tylko nie popadaj w hura optymizm. Musisz jeszcze dużo pracować, bo popełniasz proste błędy. - Josh był już tak blisko...
- W takim razie... - chłopak wyciągnąłem rękę w moim kierunku, a ja szybko chwyciłam za klamkę i wybiegłam. Usłyszałam jeszcze trzaśnięcie drzwiami.
- Do widzenia. - powiedziałam do mamy Josha, która wydawała się bardzo zdziwiona moim pośpiechem. Wyszłam i oparłam się o drzwi, bo nogi miałam jak z waty. Po chwili ruszyłam do parku. Potrzebowałam trochę świeżego, mroźnego powietrza. Na szczęście zima nigdzie się nie wybierała i święta zapowiadały się w kolorze białym. Szłam powolnym krokiem przed siebie, aż w końcu znalazłam ławeczkę, na której nie siedziała kolejna "sweet parka" i sama ją zajęłam.
- Kate! - usłyszałam i spojrzałam w tym kierunku. Machała do mnie Blanca.
- Cześć. - uśmiechnęłam się.
- Co jest? - usiadła obok mnie. A ja opowiedziałam jej o ostatnich wydarzeniach.
- Uuu... - powiedziała, gdy skończyłam. - To czekam na jego kolejny krok. - uśmiechnęła się.
- Blanca, proszę... Nawet tak nie mów.
- Dlaczego? Przecież ci się podoba.
- Ale nie powinien.
- A to niby dlaczego? Przecież jest dorosły. Może sam o sobie decydować.
- Ale raczej nie wygląda na chłopaka, którego kręcą takie dziewczyny jak ja.
- Takie, czyli jakie?
- Nieśmiałe, nudne...
- Skończ. - przerwała mi ulubioną wyliczankę. - Masz zalety, które zrobiły na nim pozytywne wrażenie.
Westchnęłam.
- A może za dużo sobie wyobrażam? Może opatrznie to odebrałam?
- Tego nie da się opatrznie odebrać, kochana.
Westchnęłam po raz kolejny.
- Wybacz kochana. - odezwała się Blanca spoglądając na wyświetlacz telefonu. - Muszę lecieć do pracy. - przytuliła mnie i cmoknęła przyjacielsko w policzek (tak jak to dziewczyny mają w zwyczaju robić). - Do zobaczenia.
- Pa.
Powoli ruszyłam do domu...

Ok... Tym razem nie będę pisać, że pewnie spotkamy się po Nowym Roku, bo jak najdzie mnie wena, to wrzucę coś wcześniej. Także... Do następnego :D
Jak Wam minęły Święta? Ja mogłam trochę "nic nie robić" co było bardzo potrzebne.
I jakie macie plany na Sylwestra? Dzielcie się ;)

Matematyka - moja miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz