XXIII. Koniec tajemnic

234 14 2
                                    

- Udało ci się. - piszczała Martha, gdy weszłyśmy do środka. Pora na spotkanie z Markiem - szefem Agencji.
- Cześć Mark.
- Katherine. - uścisnął mnie. Był w wieku mojego taty, a mnie traktował jak córkę. W sumie od dziecka nazywałam go wujkiem, aż w końcu kazał mi mówić do siebie po imieniu. - Gratuluję. Porozmawiamy?
- Jeśli chcesz mnie przekonać do powrotu...
- Czy dwoje dorosłych nie może usiąść przy herbacie i po prostu porozmawiać? - poprowadził mnie do swojego gabinetu. Zawsze dziwił mnie wystrój tego pokoju, na przykład zamiast biurka stolik. Ale patrząc na Marka bardziej to do niego pasowało. Zdecydowanie nie wyglądał na sztywnego biznesmena.
Usiadłam na fotelu. Ostatni raz byłam tu, gdy skończyłam osiemnaście lat.
- Jesteś już pełnoletnia. Twoja mama zadecydowała, że gdy stuknie ci osiemnastka będziesz mogła zadecydować. Chcesz być agentką?
- Mark... - westchnęłam. - Nie mogę. Jeszcze nie teraz. Chcę skończyć studia nie martwiąc się o misje, zadania...
- A wrócisz kiedykolwiek? - czułam smutek w tym pytaniu, ale równocześnie nadzieję. Mark nigdy nie starał się mnie zmusić do niczego. Teraz było tak samo.
- Nie wiem. Przepraszam.
- Nie masz za co. Minęło siedem lat, ale wspomnienia zostają, prawda? Znam to.
- Pamiętam to jak przez mgłę. Ale to nie dlatego nie chcę wrócić. Zmieniłam się. Kiedyś byłam odważna, teraz najchętniej ukryłabym się w tłumie. Komu potrzebna strachliwa agentka.
- Jesteś najlepsza. Pamiętaj o tym.
- Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie? - spytał wyrywając mnie ze świata wspomnień.
- Jakby to było wczoraj.
- Herbaty?
Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę po szklankę.

Boję się. - pomyślałam czując zimną lufę na plecach. Wpadłam w pułapkę.
- Ile ty masz lat co? - usłyszałam za sobą niski, męski głos. - Agencja posyła dzieci? - zaśmiał się. Już wtedy wiedziałam, że nigdy nie zapomnę tego okropnego śmiechu. Poczułam ból w czaszce, a potem nastała ciemność.
- Dziecko się obudziło! - byłam przywiązana do krzesła. Przede mną siedział mężczyzna. Miał krótką czarną brodę i wielką bliznę na policzku. Znów się śmiał. - Myślałem, że Agencja traktuje mnie poważniej.
Wyszedł zostawiając mnie samą. Byłam agentką od dwóch lat. Miałam za sobą sześć misji, ale jeszcze nigdy tak się nie bałam.
Usłyszałam wybuch i krzyk. Później ktoś otworzył drzwi. Bałam się, że to on wraca, ale zobaczyłam mamę!
- Mamusiu! - krzyknęłam z płaczem. Szybko mnie rozwiązała.
- Już dobrze. Uciekamy.
***
- Mark! Ona nie weźmie udziału w żadnej misji aż nie będzie pełnoletnia. Wtedy pozwolę jej zadecydować. - siedziałam przed biurem wujka Marka. Mama tak głośno krzyczała, że słyszałam ją przez zamknięte drzwi.
- Kate jest najlepsza! Nie możesz...
- Ona jest dzieckiem, a nie twoim żołnierzem!
- Dobrze. Gdy skończy osiemnaście lat sam z nią porozmawiam.
***
- Wszystkiego najlepszego!
- Cześć wuj... Znaczy Mark. - zaśmiałam się odbierając od mężczyzny prezent na moje osiemnaste urodziny.
- Możemy porozmawiać?
- Wiem o czym chcesz rozmawiać. - usiadłam w salonie.
- Naprawdę?
- Nie wrócę jeszcze do Agencji. Chcę skończyć studia.
Dołączyli do nas rodzice. Cała moja rodzina pracuje lub pracowała w Agencji. Moi rodzice poznali się na szkoleniu... Ja jedyna nie czułam się w tym dobra. Byłam czarną owcą w rodzinie. Do tego zdradziłam nasz sekret Blance... Na szczęście moi rodzice ją lubią.
- Jesteś pewna? - spytał mój tata. Oni też dopiero dziś poznali moją decyzję. Czułam, że ich zawiodę, ale nie byłam już tą jedenastoletnią dziewczynką. Tamto wydarzenie na mnie nie wpłynęło, ale ludzie, którzy później pojawili się w moim życiu odcisnęli trwałe piętno. To przez nich stałam się nieśmiała, a moja pewność siebie spadła do poziomu minus jeden.
- Nie dam rady jeszcze wrócić. Przepraszam.
- Cóż... - odezwał się wu... Mark. - Pamiętaj, że drzwi Agencji zawsze będą stały dla ciebie otworem. A teraz pora na tort!
***
- Kate! Zejdź do kuchni!
- Mark. Cześć. - uśmiechnęłam się do mężczyzny.
- Kate. Powiem bez owijania w bawełnę. Wiem, że dajesz korepetycje.
- Zgadza się. - musieli mnie obserwować?
- Josh Cassidy jest twoim uczniem.
- Nie znam jego nazwiska.
- Podejrzewamy, że współpracuje on z grupą, którą obserwujemy od roku. - podał mi akta, ale ja nie musiałam zaglądać do środka. Rodzice rozmawiali o tej sprawie od miesięcy. - Niejaki Alex Shaw kontaktuje się z nim dosyć często. Dlatego proszę cię o pomoc.
- Powiedziałam, że jeszcze nie wrócę...
- Proszę o pomoc. Nie namawiam cię do powrotu.
- Na czym ta pomoc miałaby polegać? - powiedziałam po chwili.
- Znajdziesz to. - pokazał mi zdjęcie, na której zobaczyłam niewielki szary sześcian. - A później pomożesz nam złapać posiadaczy tego przedmiotu.
Spojrzałam na rodziców, a później znów na Marka. Wiedziałam, że ta sprawa ich męczy i kończą im się pomysły. Byłam jedyną osobą, która mogła to zrobić.
- Zgadzam się.

- Wiem co knujesz, Mark. Ale zanim pozwolę ci dojść do głosu... Potrzebuję wniosek o urlop. Wyjeżdżam z Blancą na dwa tygodnie nad morze.
Mark podszedł do szafki i wyjął kartkę papieru i długopis, po czym mi je podał. Szybko wypełniłam wniosek.
- Widzimy się za dwa tygodnie. - powiedział.
- Na razie. - powiedziałam wychodząc z jego gabinetu.
- Kate! - Martha zatrzymała mnie zanim wyszłam z budynku. - I co?
Martha była moją koleżanką. Była ode mnie pięć lat starsza, ale ja nie czułam tej różnicy. Poznałyśmy się, gdy skończyłam osiemnaście lat. Mark myślał, że ona mnie przekona, ale ja byłam nieugięta.
- Nie wracam, jeśli o to ci chodzi. Złożyłam wniosek i wyjeżdżam na dwa tygodnie nad morze.
- W takim razie miłego urlopu. - uścisnęła mnie na pożegnanie.
Pod tym względem nie lubiłam Agencji. Odkąd pamiętam rodzice musieli składać wniosek o urlop. Nie żeby ktoś miał im odmówić. Agentom nigdy nie odmawiano urlopu po skończonej misji. Ja, mimo, że od dziesięciu lat nie byłam agentką, gdy stałam się pełnoletnia musiałam sama oddawać taki wniosek. Inaczej mobilizowaliby wszystkich agentów, żeby mnie znaleźć. Kiedy mój tata był młody przeżył taką sytuację. Dlatego zawsze o tym pamięta.
Wybrałam numer Blanki.
- Jedziemy nad morze na dwa tygodnie, kochana.
- Wiedziałam, że ci się uda.
- Gdyby nie ty, nie dałabym rady. Myślałaś, żeby zostać...
- Nie. Kate, to nie dla mnie. Poza tym, to ty ich przyskrzyniłaś. Musisz mi wszystko opowiedzieć.
- W takim razie pakuj walizki. Jutro wyjeżdżamy.

Wracam do poprzedniego pytania. Chcecie, żebym skończyła na dobre historię Kate i Josha, czy chcecie śledzić ich losy w drugiej części?

Matematyka - moja miłośćWhere stories live. Discover now