X. O... nie!

359 25 1
                                    

- Musisz iść na tę imprezę. On tam będzie.
- Blanca, nie dobijaj mnie. Nie mam na to najmniejszej ochoty.
- Nie masz wyboru.
Westchnęłam. Dobrze o tym wiedziałam.
- Ale pójdziesz ze mną? Proszę... Nie chcę tam być sama.
- Ok.
- Będę po ciebie o wpół do ósmej.
Rozłączyłam się. Nie chciałam iść na imprezę. Nie znoszę mieszaniny zapachu alkoholu, papierosów i potu. To nie moje klimaty. Ale mus, to mus...
O dziewiętnastej skończyłam oglądać kolejny odcinek Arrow i zaczęłam się szykować. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam czarne grube rajstopy, krótkie spodenki i koszulkę bez rękawów, a na to moją ulubioną flanelową koszulę. Wysuszyłam włosy i spięłam je w koka. Poprawiłam mój codzienny makijaż robiąc delikatne czarne kreski, nakładając tusz na rzęsy i różową szminkę na usta. Przejrzałam się jeszcze w lustrze.
- O rany! - szepnęłam. No cóż... Mogłabym nałożyć na twarz tonę tych wszystkich kosmetyków, których nazw i zastosowania nie znam, ale to nadal by była moja twarz... Niestety musi to wystarczyć... Założyłam jeszcze buty i kurtkę, a do torebki włożyłam czarne szpilki i ciuchy na zmianę - miałam zostać u przyjaciółki. Buty zmienię u Blanki, ponieważ zanim do niej dojdę zdążę zmarznąć, a dwa domy dalej mieszka Alex, u którego jest dzisiaj impreza.
- Wychodzę! - krzyknęłam i trzasnęłam drzwiami nie czekając na odpowiedź.
Wsiadłam do autobusu i godzinę później byłam u Blanki. Minus mieszkania na drugim końcu miasta.
- Cześć. - przytuliłam ją na powitanie. Dziewczyna szybko wpuściła mnie do środka.
- Zmień tę kwaśną minę.
- Blanca...
- I pokaż w co się ubrałaś. Muszę ocenić. - zdjęłam kurtkę i zmieniłam buty. - Fajna fryzura, rajtki, buty i spodenki też, ale...
- Ale?
- Poczekaj. - dziewczyna ruszyła do swojego pokoju. Po pięciu minutach rozsiadłam się w salonie. Dziewczyna wróciła po kolejnych dziesięciu. Przebrała się w czerwone leginsy o wyglądzie skóry i czarną tunikę do połowy uda. Zdążyła też ułożyć włosy i zrobić makijaż - trochę mocniejszy niż mój. Wyglądała sto razy lepiej niż ja. - Masz. - rzuciła mi koszulkę. Zaśmiałam się.
- A gdzie reszta bluzki? - powiedziałam przykładając do siebie materiał w kolorze jaskrawo zielonym.
- To jest cała. Zakładaj.
- Chyba żartujesz. - ale zrobiłam to, co przyjaciółka mi doradziła. Jednak, gdy tylko stanęłam przed lustrem zdjęłam bluzeczkę i pobiegłam po poprzedni zestaw. - Nie założę tego. - powiedziałam oddając jej.
- Katherine...
- Nie i kropka.
- Ok... Jak chcesz. - chwyciła moją kurtkę i mi ją rzuciła. Gdy ja ją ubierałam Blanca włożyła jej ukochane czarne platformy (nie należała do wysokich, co jej się nie podobało, choć jak dla mnie, to nie jest aż tak niska) i kurtkę. Chwyciła klucz i otworzyła drzwi, a kiedy wyszłam zamknęła je i schowała klucz w klamerkach na ogrodzie. - Możemy iść. - chwyciła mnie pod ramię i ruszyłyśmy w kierunku głośnej muzyki.
- Mówiłam już, jak bardzo nienawidzę imprez? - odezwałam się nim weszłyśmy do środka.
- Złotko... Jakieś milion razy. - powiedziała wpychając mnie. Kiedy zobaczyłam ten tłum już wstawionych ludzi miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Ale musiałam się rozejrzeć. Chwyciłam Blancę za rękę i pociągnęłam za sobą. Zajrzałyśmy do kilku pokoi, łazienki, piwnicy... I nic... Zrezygnowane poszłyśmy na taras.
- Masz. - Blanca podała mi jeden z kubków, które trzymała. Kiedy ona je wzięła? Upiłam łyka i natychmiast tego pożałowałam. Nie żebym była abstynentką, czy coś, ale nie przepadam za alkoholem. Taka jestem i tyle...
- To jest okropne. - powiedziałam cicho.
- Po każdym kolejnym łyku jest lepiej. - powiedziała przykładając kubek do ust.
- A ty taka doświadczona? - zaśmiałam się próbując ukryć ukłucie. Może byłyśmy przyjaciółkami, ale ja poza nią tak na prawdę nie miałam nikogo. Ona miała jeszcze przyjaciół, kolegów i koleżanki, który czasem wyciągali ją na imprezę. Za to ja siedziałam smutna w domu i oglądałam seriale. Gdy się spotykałyśmy opowiadała mi jak się bawiła, a ja powstrzymywałam się przed łzami i mówiłam sobie, że przecież nie jest do mnie przyklejona. W przeciwieństwie do mnie Blanca ma znajomych.
- Rozchmurz się. - usłyszałam, po czym podszedł do nas jakiś koleś. Przez chwilę ciśnienie mi podskoczyło.
- Zatańczymy? - a w tym momencie serce mi zamarło. Zabrał mi moją osobę towarzyszącą! Blanca uśmiechnęła się do mnie, odpowiedziałam jej tym samym, po czym weszła do środka i zniknęła wśród tańczących. Westchnęłam powstrzymując łzy i odwróciłam się plecami do wnętrza. Oparłam się na balustradzie i patrzyłam przed siebie. Chciałam wrócić do środka, bo zrobiło mi się zimno, ale wtedy poczułam, że ktoś otarł się o moje ramię, a następnie stanął obok mnie. Nie musiałam patrzeć kto to, poznałam po zapachu perfum. Oczywiście używał takich, jakie lubię u facetów. Kolejny punkt dla niego!
Spojrzałam na Josha. Mogłam się spodziewać, że go tu spotkam. Przecież to widać w jakim towarzystwie się obraca.
- Kate. - chłopak w końcu odwzajemnił moje spojrzenie i uśmiechnął się.
- Josh... - i to było jedyne, co udało mi się wykrztusić. Hmm... I tak nieźle.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
- Moja przyjaciółka, Blanca, namówiła mnie. Gdyby nie ona... No cóż... Nie lubię imprez, dobrze wiesz. - znów kłamstwo.
- No tak... Napijesz się czegoś? - pokazałam mu pełny kubek. Chłopak zmrużył oczy. Nie udało mu się. -  Koleżanka cię ze sobą zabrała, a teraz zostawiła?
- Taka już moja rola... - powiedziałam z żalem, którego, mam nadzieję, nie zauważył. - Ze mną nie można się dobrze bawić.
- Jesteś tego pewna?
- Tak. - zdecydowanie nie podobała mi się jego mina. Przyglądał mi się, ale czułam jakby miał rentgen w oczach. Zatrzymywał wzrok w tych miejscach, gdzie zdecydowanie nie powinien... Albo inaczej... Nie powinien, bo czułam się bardzo niezręcznie.
- W takim razie chodź ze mną. - chwycił mnie za rękę. - Pokażę ci, że w twoim towarzystwie można się dobrze bawić. - o rany! Wręcz krzyczałam w myślach. Z jednej strony chciałam z nim iść, nieważne, gdzie chciał mnie zabrać, ale z drugiej strony... rozsądek podpowiadał, że to nie jest dobry pomysł. Postanowiłam posłuchać rozumu.
- Mam lepszy pomysł. - chciałam mu powiedzieć, że wracam do domu, ale wtedy zrobiłam coś, czego bym się po sobie nie spodziewała - przygryzłam wargę. Josh od razu to wychwycił. Widziałam błysk w jego oczach. Cóż... Teraz musiałam ciągnąć grę, żebym zdążyła się ulotnić. Podeszłam do niego i powiedziałam do ucha ostatni raz wdychając jego zapach. - Znajdę Blancę i powiem jej, że wychodzę. - oddałam mu mój kubek i szybko zlałam się z tłumem.
- Blanca. - w końcu ją znalazłam. - Wychodzę. Josh tu jest.
Przyjaciółka kiwnęła głową, a ja skierowałam się do domu przyjaciółki. Blanca wróciła pół godziny po mnie.
- Kate! - krzyknęła, a ja wyszłam z jej pokoju.
- Josh był bardzo zmartwiony, że cię nie znalazł. - zaśmiała się, a ja chwyciłam poduszkę i rzuciłam ją przyjaciółce prosto w twarz.

Postanowiłam wykorzystać wenę i dlatego... Mamy DZIESIĄTY!! Dzięki wszystkim czytającym, że to wytrzymujecie ;)
Mam nadzieję, że zaciekawiłam Was trochę tajemnicami w tym rozdziale :D

Matematyka - moja miłośćWhere stories live. Discover now