II. Jak go poznałam

649 36 2
                                    

Miesiąc temu dałam ogłoszenie o korepetycjach w lokalnej gazecie. Od tego czasu nikt konkretny się nie zgłosił. Kilkoro żartownisiów, jedna niezdecydowana kobieta... Traciłam już powoli nadzieję.
- Cześć Blanca. - podeszłam do mojej przyjaciółki, z którą byłam dzisiaj umówiona.
- Katherine. - dziewczyna uścisnęła mnie. - Opowiadaj co u ciebie.
Westchnęłam.
- W sumie to nic. Ciągle to samo. Dobrze wiesz...
- A co z korkami? Zgłosił się ktoś?
- Nie... Chyba nikt nie potrzebuje mojej pomocy. - zrobiłam kwaśny uśmiech.
- Zobaczysz, jeszcze się ktoś odezwie.
Nagle zaczął dzwonić mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Nieznany numer. Spojrzałam na przyjaciółkę.
- No odbierz! - ponagliła mnie.
- Tak, słucham. - powiedziałam do aparatu.
- Dobry wieczór. Ja w sprawie korepetycji. Czy ogłoszenie jest aktualne?
- Tak, oczywiście.
- W takim razie... Mój syn... No, cóż... Nie ukrywam... Ma duże problemy z matematyką. Nauczycielka powiedziała, że może nie zdać. Jest w klasie trzeciej liceum.
Zaczęłam kiwać głową, po czym zdałam sobie sprawę, że kobieta mnie nie widzi.
- Jakie godziny by pani pasowały?
- Poniedziałek od 17, środę od 19 i czwartek od 16.30.
- Jeszcze chciałam zapytać się o cenę.
- W ogłoszeniu podałam...
- To cena za godzinę zegarową czy lekcyjną?
- Zegarową.
- W takim razie ustalę z synem dogodny termin i oddzwonię do pani. Dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia.
Rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni spodni.
- I co? - Blanca była podekscytowana.
- Pewnie nic z tego. Powiedziała, że oddzwoni. Poprzednia też tak mówiła i od dwóch tygodni się nie odezwała.
- Może tym razem będzie inaczej.
Godzinę później siedziałam już w samochodzie. Podwiozłam Blancę do pracy, a sama ruszyłam w drogę powrotną. Gdy zbliżałam się do domu znów zadzwonił telefon. Ustawiłam na głośnomówiący.
- Słucham?
- Dobry wieczór. Dzwoniłam do pani godzinę temu w sprawie korepetycji.
- Tak... Pamiętam. - nie możliwe. Oddzwoniła!
- Może czwartek na 16.30? Możemy zacząć już od jutra?
- Jasne.
- W takim razie wyślę pani adres. Do zobaczenia.
- Do widzenia.
Rozłączyłam się.
- Mam pierwszego ucznia! - krzyknęłam stojąc na światłach, a pieszy, który właśnie przechodził na pasach spojrzał na mnie, jak na wariatkę. Wtedy coś do mnie dotarło... Chłopak jest tylko dwa lata ode mnie młodszy. A powiedziałam sobie, żadnych licealistów. Tylko młodsi... Ehh... Totalny brak asertywności... Chyba zafunduję sobie kurs.
***
Wyszłam z domu o 16 i ruszyłam pod wskazany adres pieszo. Potrzebowałam się przewietrzyć, a do tego właśnie zaczął pasać śnieg. Jak ja kocham zimę!
Nim się obejrzałam stałam pod drzwiami. Wzięłam głęboki wdech i wcisnęłam przycisk z dzwonkiem.
- Dzień dobry. - powiedziałam zdenerwowana, gdy drzwi otworzyłam mi kobieta. Weszłam do środka, zdjęłam czapkę i kurtkę. - Katherine. -  podałam rękę nieznajomej.
- Agnes. A to mój syn, Josh. - dopiero teraz zobaczyłam chłopaka. Miałam wrażenie, że ktoś czytał mój pamiętnik (którego nie prowadzę). To był mój książę z bajki, a przynajmniej z wyglądu. Wysoki, przystojny, ciemne, krótkie włosy, czekoladowe oczy, dobrze zbudowany... Kate! To twój uczeń!
- Josh.
- Kate.
- To zostawiam Was samych. - Agnes poszła na piętro i zniknęła za drzwiami, a my nadal staliśmy przy drzwiach.
- To... Zaczynamy? - powiedziałam niepewnie.
- Jasne. - Josh zaprowadził mnie do salonu. Usiadłam.
- Co teraz robicie? - czy ja naprawdę to powiedziałam? Znowu? Wzięłam podręcznik. - Przekroje stożków... Geometria nigdy nie była moją mocną stroną. - no... To pięknie zaczynam. Korepetytorka, która nic nie umie. Miałam ochotę dać sobie porządnego kopa. - Ale damy radę. - suuuuper...
Wybrałam pierwsze zadanie i tak rozpoczęła się lekcja. Oczywiście genialna ja, w jednym zadaniu źle podpowiedziałam, w innym nie zauważyłam banalnego błędu, w innym wynik nie zgadzał się z odpowiedziami. Suuuper... Po raz kolejny.
- To, co? - powiedziałam równo po godzinie. Wiedziałam, że to już moja ostatnia w tym domu. Nie wypadłam pomyślnie... - Kończymy na dzisiaj?
- Ale widzimy się za tydzień. - spojrzałam na chłopaka, ale wydawał się mówić serio. Czy tylko ja widziałam, że jestem beznadziejną nauczycielką? Ok... Może mogę poszczycić się sukcesami. W zeszłym roku moja uczennica podskoczyła z trójki na piątkę, ale ona jest młodsza... No i nie jest w liceum...
- Da się coś zrobić z moim synem? - podeszła do nas mama chłopaka przy okazji fundując mi zawał.
- Jasne. Damy radę. - miałam ochotę przyłożyć sobie w twarz. Czy ja umiem myśleć? A może brakuje mi maszynki do mielenia w głowie? Bo jakoś ostatnio najpierw mówię, potem myślę.
Kobieta zapłaciła mi za lekcję i wyszłam. Śnieg rozpadał się na dobre. Może w końcu będę mogła się ucieszyć.
Powolnym krokiem wróciłam do domu.
- I jak było? - usłyszałam, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi. Mama zawsze musi wszystko wiedzieć.
- Jakoś.
- Umówiliście się na następny raz?
- Tak. Za tydzień. - zdjęłam kurtkę, buty i poszłam do siebie. Zamknęłam drzwi i usiadłam przy komputerze. Zalogowałam się na czacie, gdzie spędzałam ostatnio cały wolny czas. Gdy tylko zobaczyłam wiadomość uśmiechnęłam się. To od Arrow321. Przez niego jestem lekko rozkojarzona, ale warto. W końcu spotkało mnie coś szczęśliwego.
- Dlaczego cię nie ma? Coś się stało?
Zaśmiałam się. Chyba się od siebie uzależniliśmy. Oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. Tylko czy to słowo ma dobre znaczenie?
- Nie. Miałam długi i wymagający dzień :)
Odpisałam, jednak nie oczekiwałam odpowiedzi. Arrow321 miał właśnie trening koszykówki. Niewiele o nim wiem. Z rozmów wywnioskowałam, że jest ode mnie młodszy, ale poza tym nie mam pojęcia jak wygląda, gdzie mieszka. Kocha koszykówkę i ma dziewczynę, której nie kocha. Ojciec chce go wysłać na dobre studia, a on sam nie wie, co chce robić w życiu. Zupełnie jak ja. Mimo, że się nie znamy mam wrażenie, że mogę powiedzieć mu wszystko.
Jakiś czas temu poprosił mnie o link do mojego prawdziwego profilu, jednak odmówiłam. Kiedy spytał dlaczego powiedziałam prawdę: Nie chcę, żebyś się zawiódł. Poza tym ja również nie chcę wiedzieć jak wyglądasz. To wiele zmieni, doświadczyłam tego już nie raz, a bardzo cię polubiłam. Nigdy później nie wracał do tego tematu. Bardzo mnie to cieszyło, bo bałam się, że nie jest taki, jak go sobie wyobrażam. Że nie jest moim księciem z bajki. Aż do dzisiaj myślałam, że ktoś taki nie istnieje. Cóż... Ale kiedy już znalazłam ideał, to oczywiście nic z tego. Ja to mam szczęście!

Chciałabym przedstawić historię z dwóch perspektyw, dlatego część dialogów będzie się powtarzać. Mimo to mam nadzieję, że się Wam spodoba ;) Zostawcie po sobie ślad :)

Matematyka - moja miłośćWhere stories live. Discover now