Rozdział 5

839 56 3
                                    

Izzabelle minęła Jace'a i energicznie zapukała do drzwi. Chwilę później w małym okienku ukazały jej się brązowe oczy.

-Czego tu szukacie, Nocni Łowcy?

-Przyszliśmy do Magnusa Bane'a - oświadczyła.

-Bez zgody nie wpuszczę - odpowiedział gardłowo mężczyzna i odszedł od drzwi.

-Wiedziałam, że to byłoby zbyt proste - mruknęła Izzy pod nosem. - A wy co tak stoicie?! - spojrzała na Jace'a i Aleca. 

-A co mamy robić? - Izzy otworzyła usta, ale Alec kontynuował. - Jesteś w gorącej wodzie kąpana. Uspokój się. Musimy znaleźć Clary, a nie latać za Magnusem. 

-Ona nam raczej w niczym nie pomoże! - warknęła czarnowłosa.

Jace obserwował ich, oparty o budynek.

-Mówiłaś, że dziewczyna zawsze słucha Magnusa - przypomniał Alec.

-Mówiłam też, że to informacje z drugiej ręki, bo osoby, które mogłyby wiedzieć to bezpośrednio nie żyją. To... coś - Izzabelle wykrzywiła wargi w grymasie zniesmaczenia - zabiło zbyt wiele osób, by tak po prostu grzecznie postępować według jej przykazań!

Nagle przez ulice przeszedł huk, a obok Nocnych Łowców pojawiła się Clary.

- Jeśli chcesz plotkować to nie rób tego na ulicy - rudowłosa zmierzyła Izzy niezadowolonym spojrzeniem. - Tak, to coś ma dobry słuch.

Kilka kroków za Clary stał Simon i zszokowany wpatrywał się w budynek.

-Jak my się tu... no jak - bełkotał pod nosem. 

-Simon, możemy porozmawiać później? Pracuję - mruknęła Clary i odwróciła się w stronę Aleca. - Po cholerę tu przyszliście? Chyba Magnus coś powiedział!

-Nie mogliśmy cię znaleźć - odparł spokojnie czarnowłosy.

-Jesteście jak rozwydrzone dzieci. Jeśli nie wiecie gdzie jestem po prostu nie ruszajcie się z miejsca, a sama was znajdę. Wpadnę do Instytutu, gdy będę wiedziała gdzie zacząć.

-A co my mamy w tym czasie robić? - spytał Jace.

-Czekać.

Razem z Simonem weszła do budynku.

-Pięknie, no to co teraz? - warknęła zezłoszczona Izzy.


-Clary, co się dzieje? - zapytał Simon, gdy tylko weszli pokoju dziewczyny.

-Nic takiego. Po prostu wybrałeś kiepski czas na odwiedziny - wzruszyła ramionami. 

-Nie poznaję cię! Nie jesteś sobą! - chłopak złapał ją za ramiona i mocno potrząsnął.- Gdzie się podziała dziewczyna, która zawsze miała palce brudne od farby i piegi na twarzy?

-Nigdy nią nie byłam - rzuciła oschle i odsunęła się kilka kroków.

-Gdzie jest dziewczyna, która potrafiła zapomnieć butów i wyjść do szkoły na boso? W czyim pokoju zawsze pachniało farbą? Kto zawsze zdejmował ser z pizzy? - chłopak spojrzał na nią błagająco. - Odkąd tu przyjechałem mam wrażenie, że jesteś kimś obcym. Rzeczy, które robisz... słowa, które mówisz... nie potrafię tego zrozumieć.

Simon zaczął chodzić w kółko.

-Simon, uspokój się - Clary podeszła skrzyżowała ramiona. - Dramatyzujesz.

-Nie dramatyzuję! Po prostu... - zaczął, ale dziewczyna mu przerwała.

-Jesteś przewrażliwiony - powiedziała stanowczo. - Uspokój się, albo...

-Albo co? Znowu zrobisz tę sztuczkę i nie będę wiedział co się dzieje?! Dlaczego za każdym razem to się dzieje?! Nagle znajduję się w obcym miejscu, nie wiem jak i dlaczego. A ty za każdym razem każesz mi siedzieć cicho. Wytłumacz mi co się dzieje!

Clary westchnęła.

-Simon, chciałabym, ale naprawdę muszę zająć się pracą - odwróciła się w kierunku stolika. - Najlepiej będzie, jeśli...

-Zapomnę?! - wszedł jej w słowo. - Tym razem nie zamierzam zapominać.

Clary parsknęła.

-To nie zależy od ciebie - wzięła do ręki czarną teczkę i zaczęła przeglądać dokumenty.

-Od ciebie, prawda? Mam dość. Nie jesteś Clary. Jesteś potworem, które się za nią podaje - powiedział i ruszył w kierunku drzwi.

-Ty chyba nie myślisz, że tak po prostu cię wypuszczę, prawda? - wyjęła z teczki jedną z kartek i odwróciła się w jego stronę. Simon ze zdziwieniem zauważył, że dziewczyna ma łzy w oczach. - Nie jestem potworem. Jestem Clarissa, prawa ręka Magnusa Bane'a.

Po tych słowach rozłożyła ręce i zaczęła szeptać. Oczy Simona zaszły mgłą, a jego ciało bezwładnie opadło na ziemię.

-Nie chciałam tego - mruknęła. - Ale skoro usuwanie wspomnień to za mało, to dam ci nowe. Lepsze.

Wytarła łzy i ponownie zaczęła szeptać niezrozumiałe słowa.


Jace leżał na łóżku i wpatrywał się w suft.

-Kim ona jest? - mruknął do siebie.

-Dlaczego wciąż o niej myślisz? - spytał Alec, siedzący na fotelu po drugiej stronie pokoju.

-Alec... ja ją skądś znam, rozumiesz? Nie wiem skąd, ale jestem pewny, że już kiedyś się spotkaliśmy - blondyn uniósł się na łokciach i spojrzał na przyjaciela. - Tylko, że nie mam pojęcia gdzie i kiedy.

-Mogłeś ją minąć gdzieć w tłumie - zasugerował czarnowłosy.

-Nie. To nie to - Jace zerwał się z łóżka. - Kiedyś... kiedyś ją znałem. Jestem pewny, że ją znałem.

-Wybacz stary, tym razem ci nie pomogę - Alec również wstał. - Zbieram się, bo nie wstanę na poranny treing. Tobie radzę to samo - ruszył w kierunku.

-Jestem pewny, że ją znam - powtórzył Jace z dziecięcą zawziętością. Alec rzucił mu ostatnie, współczujące spojrzenie i wyszedł. - Na pewno.

Przez chwilę stał i wpatrywał się w ścianę. Przeglądał w myślach wszystkie wspomnienia, usiłował odtworzyć twarze, których nie widział od lat. Na próżno. Nie potrafił sobie przypomnieć skąd zna rudowłosą dziewczynę. 

W końcu wyszedł z pokoju i szybkim krokiem zszedł do ogromnego pokoju dziennego. Był zastawiony półkami z książkami i bardziej przypominał graciarnię. Jace przeszedł w najciemniejszy kąt, przesunął jeden z regałów i jego oczom ukazał się fortepian. 

-Skąd cię znam? - spytał jeszcze raz samego siebie po czym usiadł i zaczął grać.


Magnus wszedł do przytulnego mieszkania i się rozejrzał. Na pierwszy rzut oka dało się rozpoznać, że to dom kobiety. W dodatku pedantki.

-Catarina! - zawołał Magnus i wszedł do kolejnego pomieszczenia. - Catarina! 

Przyspieszył krok i zajrzał do kuchni. Pomieszczenie było puste. Tak samo wszystkie inne. Kobiety nie było.

-Nie wierzę - przetarł twarz - wszyscy tylko nie Catarina.

Jeszcze raz przeszedł przez wszystkie pomieszczenia i wyszedł, zostawiając za sobą drzwi szeroko otwarte.

Gdy znalazł się na zatłoczonej ulicy, wyciągnął telefon.

-Zaczęły się łapanki - powiedział ponuro. - Wynosimy się.



I tym pozytywnym akcentem kończę rozdział :D

Kocham, Nataria.



I need U || FF Dary AniołaWhere stories live. Discover now