Rozdział 8

682 46 18
                                    

Alec i Magnus pojawili się w dużym, pustym mieszkaniu. Ściany były szare, a okna zbyt duże i staromodne. Wnętrze bardziej przypominało niewykończoy loft na Manhhattanie niż kryjówkę przed jednym z największych zbrodniarzy.

-Co zamierzamy robić? - spytał Alec, wyglądając przez okno. Próbował zorientować się gdzie są, ale wszystkie reklamy były w języku, którego nie potrafił rozpoznać.

-Trzeba zakasać rękawy i wziąć się do roboty - powiedział Magnus, stawiając walizki pod bokiem. - Skoro Valentine mnie szuka kwestią czasu jest kiedy rozpocznie się prawdziwe polowanie na czarowników. Musimy doprowadzić to miejsce do stanu używalności i sprowadzić tu wszystkich.

Wszelkie nadzieje na mile spędzony czas we dwoje ostatecznie uleciały.

-W takim razie lepiej weźmy się do roboty - mrukął Alec. - Od czego zaczynamy?


Clary wpatrywała się w mapę mrużąc oczy, a Jace spał na kanapie, gdy zegar wybił północ. 

-I mamy 23 sierpnia - powiedziała do siebie rudowłosa. - Wszystkiego najlepszego, Clar.

Przymknęła na chwilę oczy i uśmiechnęła się delikatnie. Nie czuła żalu z powodu braku imprezy urodzinowej. Nigdy jej nie miała. Większość czarowników nie była najmłodsza i nie obchodziła urodzin. Magnus nigdy nie robił dla niej żadnego wyjątku. Skoro była czarownicą - nie obchodziła żadnego szczególnego święta 23 sierpnia. Mimo to lubiła powiedzieć sobie po cichu "wszystkiego najlepszego". Zazwyczaj to Simon jej to mówił. Ale obecnie sprawy pokomplikowały się do tego stopnia, że nie była pewna, czy Simon w ogóle wie jaki mają dzień.

Pamiętała, że kiedyś miała przyjęcie urodzinowe co  roku. Razem z mamą piekła tort i organizowała przyjęcie urodzinowe. Rozdawała własnoręcznie zrobione zaproszenia, a potem przez kilka godzin była najważniejsza na świecie. Na każdych urodzinach pojawiał się także Luke, przyjaciel jej mamy. Dziś Clary nie potrafiła przypomnieć sobie jego twarzy, widziała jedynie zamazane kontury. Za to twarz mamy pamiętała doskonale. Gdy zamykała oczy widziała silną kobietę, której włosy układały się w brązowe fale. Czujne, piwne oczy, które każdego dnia śledziły każdy jej krok. Mama była jedyną osobą, która kiedykolwiek powiedziała do niej "kocham cię".  Dziś "mama" nazywa się Jocelyn i jest tylko wspomnieniem, które trzeba wymazać. Czarownicy nie mają rodzin. Nie mają rodziców. Nie mają matek. A Clary jest czarownicą.

Rudowłosa spojrzała ponownie na mapę i uśmiechnęła się okrutnie.

"Dorwę cię, Valentine." - obiecała sobie w myślach. - "Bo jesteś popieprzonym zwyrodnialcem."

Gdy Jace otworzył oczy, kilka minut po pierwszej, pierwszym co zobaczył było oślepiające światło lampki. Gdy zmrużył oczy i przyzwyczaił się do jasności dostrzegł Clary siedzącą tuż przy lampce i wpatrującą się w mapę.

-Która godzina? - spytał nieprzytomnie.

-Wczesna. Możesz spać dalej - mruknęła, nie odrywając wzroku od mapy.

-Nie - przetarł oczy i usiadł. - Przepraszam, że zasnąłem. 

-Nie ma sprawy. Dokonaliśmy postępu. Nie boisz się, że to coś jest na tyle nieobliczalne by cię zabić, gdy tylko zamkniesz oczy. Brawo - jej głos ociekał sarkazmem.

Jace przysiadł się do Clary i zerknął na mapę.

-Połóż się spać. Jeśli coś zauważę, obudzę cię.

-Powiedziałam, że ty wiesz, że cię nie zabiję. Nie ja.

Blondyn westchnął.

-Izzy mówi co jej ślina na język przyniesie, ok? Ona tak nie myśli.

-Nie obchodzi mnie co myśli o mnie Łowca, którego poznałam kilka dni temu.

-Powiedziała tak, bo cię nie zna, po za tym...

-A ty mnie znasz? - Clary weszła mu w słowo i po raz pierwszy oderwała wzrok od mapy.

-Nie, nie znam - przyznał jej rację. - Ale... hej! Posłuchaj mnie! - szybko odsunął mapę od rudowłosej. - Nie musimy się przyjaźnić.  Ale musimy sobie ufać. Bo w chwilowo jesteśmy po jednej stronie. Jeśli nie będziesz w pełni sił, gdy w końcu... - rozłożył ręce - coś... zacznie się... dziać, będzie nie wesoło. Więc, na Anioła, prześpij się, a ja będę patrzył na mapę.

Clary patrzyła na niego przez chwilę.

-Niech Ci będzie. I tak mam kilka spraw do załatwienia - wstała i ruszyła do drzwi. - Niczego nie dotykaj!

Wyszła, trzaskając drzwiami, a Jace odwrócił się w stronę mapy.

-Miałaś odpocząć - mruknął. - A nie wychodzić.


Simon wyrwał się z letargu, gdy usłyszał kroki. Szybko wstał i zaczął się rozglądać, jak gdyby był w stanie zauważyć intruza.

Drzwi się otworzyły i do pomieszczenia weszła Clary.

-Cześć - uśmiechnęła się szeroko. 

Brunet szybko zlustrował ją spojrzeniem od góry do dołu. Miała na sobie jeansową sukienkę sięgającą połowy łydki i jasnoniebieskie tenisówki. Włosy związała w kok, z którego wystawał pędzel. To była Clary, którą znał.

-Hej - szybko wstał i podszedł do niej. - Dzieje się ze mną coś dziwnego.

-Simon, znowu miałeś koszmary? - uśmiechnęła się współczującą i złapała go za rękę. - W pobliżu jest miejsce, w którym serwują najlepszą gorącą czekoladę w mieście. I jest otwarte całą dobę.

Brunet uśmiechnął się i ścisnął dłoń Clary.

-Nie piłem jej od wieków - i z rozanielonym uśmiechem na ustach wyszedł za Clary .


Jace wpatrywał się w mapę, gdy usłyszał kroki.

-Cieszę się, że teraz będziemy mogli widywać się codziennie. Rozmawianie przez internet to nie to samo - usłyszał głos Simona. - Znów będzie tak jak w dzieciństwie.

-Bez przesady. Dorośliśmy. Już nie jesteśmy tacy jak wtedy.

"A więc to były te ważne sprawy."

-Nieprawda. Ja się nie zmieniłem. Ale w tobie.. jest coś innego.

Drzwi trzasnęły i Jace nie usłyszał odpowiedzi Clary.

Simon pamięta Clary jako dziecko? Niemożliwe żeby była tak młoda... czarownicy nigdy nie są młodzi - zastanawiał się Jace. 

W wyobrażeniach Nocnych Łowców i Podziemnych, którzy nie są długowieczni, czarownicy, tak samo jak faerie, to istoty, które były od zawsze. Ich życie nie miał początku ani końca. Przez to że podobni Clary nie mogą mieć potomstwa nikt nie widział małych czarowników. 

Ile Clary może mieć lat? Kim są jej rodzice? Jace znał jedynie jej imię i fach. Nie wiedział nic o jej przeszłości ani teraźniejszości. Nie wiedział... nic. Kim tak naprawdę jest Clary? 



W następnym rozdziale będzie głównie Clace <zaciera ręce> jaki jest wasz ulubiony moment w filmie "Miasto kości"? 

Wejście Magnusa w krótkich spodenkach <3

Scena w oranżerii <3

Kocham ^^

Nataria

I need U || FF Dary AniołaWhere stories live. Discover now