Domek

957 62 3
                                    


Policjant podszedł do okna samochodu. Piotr ( ojciec Klary) uchylił je.

- Cos nie tak? - zapytał

- Musimy przeszukać każdy samochód, który opuszcza miasto - powiedział policjant.

Zapowiadało się nie ciekawie, jednak Piotr był całkiem spokojny.

- Proszę wysiąść z samochodu

Ojciec Klary skinął głową, na znak, ze mamy robić co nam karze. Wszyscy opuścili samochód, niestety ja nie potrafiłam wyjść. Kręciło mi się w głowie. Policjant spojrzał na mnie i pozwolił mi zostać w pojeździe. Wziął telefon do reki i wybrał numer. W chwili kiedy miał zadzwonić, Piotr go powstrzymał. 

- Proszę tego nie robić, jakoś się dogadamy - powiedział. 

Policjant spojrzał na niego z oburzeniem i podniósł telefon do ucha. Piotr nie chciał dopuścić do rozmowy telefonicznej. Wziął bron, którą miał przyczepiana do paska w spodniach i strzelił policjantowi w serce. Telefon spadł na ziemie i się roztrzaskał. Policjant upadł, a w okół niego pojawiła się  wielka czerwona plama krwi.

- Jazda do auta! - zawołał Piotr

Wszyscy natychmiast wsiedli. Odjechaliśmy z piskiem opon.

- Ile jeszcze ludzi zabijemy..., już tyle osób przez nas zginęło. - wydusiłam z siebie.

- Musimy przez jakiś czas pozostać w ukryciu, dopóki sytuacja się trochę nie uspokoi.

Ujechaliśmy kawałek, za nami pojawił się radiowóz. Kazal nam zjechać na pobocze, ale nie usłuchaliśmy go, przyspieszyliśmy. Klara siedziała obok mnie. Widać było ze jest wystraszona. Postanowiłam ja przytulic, mimo tego, ze sprawiało mi to okropny ból. Nagle skręciliśmy gwałtownie w lewo. Wjechaliśmy do lasu. Piotr zatrzymał pojazd. Wysiadł i zaczął strzelać w opony radiowozu. Samochód policyjny złapał gumę. Ojciec Klary znowu wsiadł do auta i ruszyliśmy dalej. Jechaliśmy leśnymi drogami przez 40 min. Dopiero po tym czasie wyjechaliśmy z powrotem na główną ulice. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, żeby zatankować pojazd. Byłam coraz bardziej słaba. Chciałam już zamknąć oczy i skonać, ale wiedziałam, ze mam jeszcze sporo do zrobienia. Poprosiłam Eryka, żeby poszedł zapytać czy nie maja jakiś tabletek od bólu. Na szczęście jakieś mieli. Zażyłam je i zasnęłam. Obudzilam się dopiero, gdy byliśmy na miejscu. Stara chatka w głębi lasu.  Eryk wziął mnie na ręce, wniósł do domku i posadził w fotelu. Domek od środka był bardzo brudny i stary, no ale nie ma się co dziwić skoro tak długo nie był zamieszkiwany. Bylo w nim 5 pokoi. Niektórzy z nas musieli zamieszkać razem. Postanowiliśmy, ze ja i Eryk będziemy dzielić razem pokój. Wszyscy zaczęli doprowadzać domek do porządku, bo był okropny bałagan. Tylko ja siedziałam i nic nie robiłam. Na niektórych polkach były stare zdjęcia. Jedno ze zdjęć bardzo mnie wzruszyło. Kobieta, która widać, ze była szczęśliwa. Na karuzeli w krótkich spodenkach i bezrękawniku, przytulała się do swojej miłości. Szkoda, ze teraz juz tak nie ma. Kobiety musza chodzić zakryte i są sprzedawane, a o miłości nie ma co mówić. Ten obrazek zmotywował mnie jeszcze bardziej do działania. Minelo kilka godzin za nim uwinęli się ze sprzątnięciem. Później Eryk wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Położył na łóżku i podpiął do kroplówki.

- Bedzie dobrze, wyzdrowiejesz, idę razem z Piotrem rąbać drewno do lasu. - pocałował mnie w czoło i wyszedł.

Musimy teraz utrzymać się z tego co nam ofiaruje natura. Polować na zwierzynę, będzie trzeba zacząć sadzić warzywa przed domem. Nie mam pojęcia co będzie z ZCHDŚ. Musimy się ukrywać przynajmniej przez jakiś czas.  W odpowiedniej chwili znów będziemy działać. Trzeba pokazać ludziom, za wszelka cenę, ze jest nadzieja.

Wychowana w niewoliWhere stories live. Discover now