Ostatni protest

556 37 2
                                    


Wyruszyliśmy.  Zmierzaliśmy do Nowego Jorku, byłam bardzo zdziwiona, na wieść, ze się nikt nie odłączył ze strachu przed śmiercią. Wiedziałam tylko, ze wszyscy są bardzo zdenerwowani. Byliśmy ubrani tak, żeby nas nikt nie rozpoznał i żeby się nie rzucać w oczy. Dopiero gdy dotarliśmy do celu, odsłoniliśmy nasze normalne ubrania i pokazaliśmy się światu. Wzięliśmy transparenty i kolejny raz zaczęliśmy przechodzić protestując przez środek miasta. Nie minęło 5 minut i pojawiła się policja. Na początku próbowali powstrzymać nas nie używając przemocy. My jednak nie dawaliśmy za wygrana. W końcu zaczęli nas wyłapywać silą. Podjechało kilka ciężarówek. Widziałam jak wciskają w nie po kolei członków ZCHDS. Jednakże zamiast nas ubywać, przybywało nas. Ludzie z ulicy dołączali się do nas. Nagle zobaczyłam na przeciwko nas grupę ludzi prawie tak wielka jak nasza. Również mieli transparenty. Dołączyli się , lecz policja nie dawała za wygrana. 

-Stop!!! - krzyknął jakiś policjant.

W tej chwili policjanci nie łapali moich towarzyszy. Przez kolejne minuty szliśmy przed siebie, nie znajdując się w zagrożeniu. Byłam nawet myśli, ze wyjdziemy z tego cało. Jednak była to tylko chwilowa myśl. Okazalo się, ze to tylko cisza przed burza. Nagle policja zaczęła strzelać do tłumu, myślałam ze chcą nas pokazać na arenie, i nie zabija w środku miasta, niestety moje myśli mnie zawiodły. Dookoła lala się krew, każdy po kolei zaczął upadać na ziemie. Jedna osoba została postrzelona w środek głowy, druga zaś dostała w tętnice i zaczęła wykrwawiać się na śmierć. Wszyscy zbliżaliśmy się do końca naszej misji na ziemi. Nie byliśmy uzbrojeni, nie broniliśmy się nawet. Spojrzałam na wielki ekran w telewizji. Były pokazywane po kolei wszystkie miasta. Okazalo się, ze nie tylko my odważyliśmy się wyjść i dać końcowe świadectwo. Wszędzie potraktowali ich tak samo jak nas, zaczęli wybijać jednego po drugim. Nagle, gdy już straciłam nadzieje, ze którekolwiek ze wspólnoty przeżyje na ekranie wyświetliła się informacja o zaprzestaniu wszelkiej przemocy wobec bezbronnych ludzi. Nagle nastał spokój. Do Nowego Jorku wjechała jakaś limuzyna z której wyszedł mężczyzna z dwoma ochroniarzami. Poznawałam go. Byl to prezydent. Podszedł do naszej wspólnoty, a wlasciwie jej pozostałości i zapytał kto nami dowodzi. Bez wahania podniosłam rękę w gore. 

-Pojedzie pani z nami - powiedział i przeniósł mnie z wózka do limuzyny.

Reszcie kazał się oddalić. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Czego ode mnie chce? Dlaczego ich wypuścił? Czy to koniec? W mojej głowie krążyło tyle pytań.  Postanowiłam się na nich nie skupiać i zachować zimna krew.

Wychowana w niewoliWhere stories live. Discover now