48. I am really sorry

11.5K 563 39
                                    

Nie do końca potrafiła pojąć sytuację, która rozegrała się na jej oczach. Widziała właściwie końcówkę tego szaleństwa, gdy Bryana rzuciła w Ashtona czymś, czego nie potrafiła zdefiniować z dużej odległości, z której to wszystko obserwowała. Potem modelka wybiegła z hotelu, ciągnąc za sobą walizkę na kółkach, a Ash wołał za nią, zwieszając ze zrezygnowaniem ręce.

Nie chciała się mieszać i pragnęła jedynie wycofać się za ścianę, ale Ashton dostrzegł ją prawie natychmiast i ruszył od razu w stronę Andie. Nie wiedziała, czego powinna się spodziewać, więc stała w miejscu, czekając niecierpliwie na Irwina.

- Jak wiele widziałaś? - zapytał zrezygnowany, mając spuszczony wzrok.

- Niewiele - przyznała, posyłając mu ciepły uśmiech. - Tylko jak w ciebie, uch, czymś rzuciła. Czy to coś... poważnego? - odważyła się zapytać.

Ashton kiwnął na nią, by ruszyła za nim. Usiedli na kanapach niedaleko hotelowej recepcji - powoli przygotowywali się do opuszczenia Australii i powrotu do deszczowej Anglii, za którą Andie tak mocno tęskniła. Patrzyła na Asha, który nieco skulił się na czerwonej kanapie i bolało ją serce na ten widok, ponieważ naprawdę zdążyła go polubić i jako wierna przyjaciółka, nie chciała, by cierpiał. Nawet odczuła potrzebę, by mu pomóc, co rzadko się u niej zdarzało.

- Bryana myśli, że ją zdradziłem - wyznał w końcu, a oddech uwiązł w płucach Andie.

- D-dlaczego? - zapytała, czując jak mocno biło jej serce.

- To czym we mnie... rzuciła - zaczął, wygrzebując to dyskretnie z kieszeni - to stanik. Był w mojej walizce i ona.. ona po prostu skojarzyła fakty nieco błędnie. Nie mam pojęcia, skąd go mam lub czyj jest i...

Andie zamarła, ponieważ od razu rozpoznała w tym swój stanik.

- O mój... Ash, o Chryste, tak mi przykro! - pisnęła nerwowo. - To moje... o mój Boże.

Ashton oklapł jeszcze bardziej.

- Tak podejrzewałem, wiesz, w końcu mogłem go przypadkowo zgarnąć w tour busie, ale nie byłem pewny. Właściwie, to nawet nie chciałem cię w to wciągać.

- Ash, no co ty. Musimy coś wykombinować, a nie... - zacięła się, nie wiedząc, co dokładnie powinna powiedzieć. - Gdzie Bryana poszła?

- Na lotnisko - odparł, wzruszając bezradnie ramionami. - Kupiła bilet na szybszy samolot, nie wiem, jak i kiedy.

- Może ona... um, znalazła to wcześniej? - podsunęła niechętnie.

- Ta, to możliwe.

Przez chwilę siedzieli w ciszy, oboje zadręczając się obecną sytuacją. Andie myślała naprawdę mocno, jak mogłaby uratować związek Ashtona, który niczym nie zawinił.

- Hej, Ash? - zagadnęła go. - Może, hm, pojedziemy za nią? Wytłumaczę jej sytuację, a ty, nie wiem, może kupisz jakieś kwiaty? Wiem, że niczym nie zawiniłeś, ale... no.

- Ta, dlaczego nie?

W taki sposób zebrali się do samochodu z tyłu hotelu i jechali w stronę lotniska, przy okazji szukając kwiaciarni. Andie napisała do Luke'a krótką wiadomość, która mówiła, że musiała załatwić coś ważnego z Ashtonem. Miała nadzieję, że Lucas nie będzie świrował swoją zazdrością, ponieważ nie potrzebowała takich rzeczy w tym momencie.

Kiedy Ash wyskoczył z samochodu po kwiaty, Andie zjechała nieco w dół na siedzeniu, odblokowując telefon. Na głównej tapecie był Luke z tym swoim szczenięcym spojrzeniem z dołu i małym uśmiechem na ustach. Pamiętała, że zrobiła je niedługo po obudzeniu się, więc włosy chłopaka były w nieładzie, a usta z kolczykiem nieco spierzchnięte. Kochała go w takim wydaniu. Chociaż nie, ona kochała go w każdym wydaniu.

- Mam - poinformował ją Ash, kiedy wskoczył do samochodu, ściągając okulary z nosa i wieszając je na kołnierzu koszulki.

- Są świetne - pochwaliła, kiwając głową.

Ashton położył kwiaty w dłoniach Andie, która zgodziła się je asekurować podczas jazdy. Spod tej kwiaciarni nie mieli zbyt daleko na lotnisko, więc znaleźli się na nim po prawie dziesięciu minutach. Byli nieco zmachani przez ciepłą pogodę i bieg, który sobie zafundowali do sali odlotów lub jakkolwiek się to nazywało.

Namierzenie Bryany było ich kolejnym wyzwaniem, ale ostatecznie sobie z tym poradzili. Siedziała na jednym z białych krzeseł, mając zapłakane oczy i zdenerwowanie na twarzy. Ashton chciał do niej podejść, ale Andie zatrzymała go.

- Może pójdę pierwsza? - zaproponowała, co potwierdził jedynie kiwnięciem głowy.

Andie ruszyła w stronę Bryany tak, by ta zorientowała się o tym najpóźniej.

- Andie? Co ty tu robisz? - zapytała zdziwiona Bryana, wstając z krzesełka. - Ashton też z tobą jest? Pewnie nie - prychnęła - tchórz.

- Bryana... - westchnęła, opierając dłoń na ramieniu dziewczyny. - Musisz teraz posłuchać mnie bardzo uważnie, okej? I nie przerywaj mi, proszę.

Bryana pokiwała powoli głową, mając nieco podejrzliwy wzrok.

- Wiesz, że kiedy zbiera się swoje rzeczy w tour busie do walizki, to niekoniecznie patrzy się na wszystko, co w niej ląduje, prawda?

- Co chcesz mi przekazać, Andie? - przerwała jej, chociaż miała tego nie robić.

- Chodzi mi o to, że ten stanik jest mój, okej? Ash musiał go zgarnąć do walizki jeszcze w tour busie razem ze swoimi rzeczami, które były na tym dziwnym kaloryferze.

Dziewczyna wciągnęła gwałtownie powietrze, marszcząc mocno brwi.

- Ten stanik był twój? - zapytała mocnym tonem, który oznaczał tylko jedno.

- Nie wyobrażaj sobie, Bryana - warknęła natychmiast, widząc to już w jej oczach. - Nic mnie nie łączy z Ashem, dobra? Mówię, jak było.

- Dlaczego mam ci wierzyć? - mruknęła podejrzliwie, mrużąc powieki.

- Ponieważ gardzę zdradą, Bryana, powinnaś to wiedzieć. - Westchnęła, by się uspokoić. - Ashton stoi tam - wskazała palcem - z kwiatami i czeka, by ci je wręczyć. Powinnam go wpakować do samochodu, czy zawołać tutaj, a ty powstrzymasz swoją niezbyt uzasadnioną wrogość i przeprosicie się nawzajem?

Bryana już się nie odezwała, więc Andie wzięła to za pozytywną odpowiedź i ruszyła w stronę Ashtona, kiwając głową. Zamienili się miejscami i teraz ona stała z boku i udawała, że na nich nie patrzyła.

Przez chwilę była w miejscu, ale jej nawyk chwiania się na nogach zwyciężył i po prostu kiwała się, obserwując z daleka parę przyjaciół. Dostrzegała rosnący gniew na twarzy Bryany i desperację u Ashtona, a to nie wróżyło nic dobrego. Kiedy modelka rzuciła w chłopaka kwiatami, Andie załamała ręce nad całą tą sytuacją.

Ostatecznie blondynka ruszyła wściekle w stronę bramek, natomiast Ash wrócił do Andie, mając smutne oczy. Rozglądał się na boki, a kiedy natrafił wzrokiem na kosz, wyrzucił tam gniewnie kwiaty, kopiąc go dodatkowo.

- Ash - westchnęła Andie, kładąc dłoń na jego ramieniu.

- Powiedziała, że musi to przemyśleć i że mi nie wierzy. Już nie wiem, której części będzie się trzymać. Uznała, że tak czy siak kłamię, no bo jestem muzykiem i zapewne "zdradziłem ją milion razy".

- Tak mi przykro.

Nie miała pojęcia, co powiedzieć i naprawdę nie chciała rzucać tak pustymi słowami, ale nie widziała innego wyjścia z tej sytuacji.

- Przeczekaj to, zrozumie swój błąd - zapewniła.

- Bryana jest uparta - zaprzeczył, kręcąc głową na boki. - Ja nie jestem pewien, czy...

- Nawet tak nie myśl - przerwała mu ostro. - Przecież cię kocha, Ash, nie zrezygnuje z ciebie tak po prostu.

Ash patrzył w ziemię, unikając wzroku Andie, co odczuwała ze smutkiem. Bała się i obwiniała, ponieważ uważała, że to była jej wina.

- Wracajmy - poprosił w końcu, a ona jedynie pokiwała głową.


Od autorki: Zapraszam na "Broken mirror" i liczę na komentarze.

I'm (not) your girl | L.H. ✔Where stories live. Discover now