SŁONECZNE DNI

793 45 3
                                    

Poszliśmy więc nad jezioro. Po drodze cały czas żartowaliśmy i rozmawialiśmy. O wszystkim. Mimo, że znaliśmy się krótko, rozmawialiśmy jak dobrzy przyjaciele. Z każdym słowem czułam, że znam ich coraz lepiej. Z każdą chwilą czułam, że jesteśmy coraz bliźsi. Pokochałam tych chłopaków całym sercem. Nieliczyło się nic. Tylko tu i teraz. Ale jednak ani ja ich nie znałam ani oni mnie.
Moje rozmyślania przerwał mi głos Rudego:
-Coś ty Madziu taka zamyślona? O czym myślisz?
-O nas...- wymsneło mi się na szczęście cicho.
-Co tam szepczesz?
- Muszę już iść.
- Dopiero przyszliśmy a ty już mnie tu chcesz z nimi zostawić?!-powiedział Alek
- A ty co podsłuchujesz Glizdo przebżydła?! - "zezłościł" się Janek.- A ty Madziu nie odchodź. Nie pożałujesz zobaczysz...
- No niech ci będzie...
Siedzieliśmy skąpani w słońcu na złocistym piasku. Było tak cudownie. Czas...Cóż to wtedy było? Dla mnie nie istniał. Istniały tylko słowa Bytnara. Słowa które dawały ukojenie. Dawały ukojenie, ale jednocześnie przynosiły cierpienie i niepokój. Bo przecież ten Rudy, który siedział teraz obok mnie i tak z pasją opowiadał, miał za kilka lat umrzeć. Albo już umarł...Sama jeszcze nie wiem jak to jest. Muszę to ogarnąć.
- A ty jak myślisz?- z mojej zadumy wyrwało mnie pytanie Janka.
Tylko o czym on mówił?
- Janek nie zanudzaj nam damy opowieściami o pionierce. - uratował mnie Tadeusz.
Tadziu dziękuję.
Chłopaki zaczęli się kłócić. Spojrzałam na zegarek. Jeszcze czas... Położyłam się na kocu na którym siedzieliśmy. Chyba zasnęłam. Ze snu wyrwało mnie coś mokrego i...zimnego!
- JEZUS MARIA! - krzyknęłam
- Nie Jezus nie Maria. To tylko Rudy i Alek...- pod nosem powiedział Zośka którego najwyraźniej mój krzyk obudził.
Te dwa żartownisie miały czelność się śmiać!
- I z czego się capy śmiejecie?!
- Mam podstawy sądzić, że to z twoich włosów.
- Jest wiatr sam się uczesz!
- Ale ja przynajmniej nie mam glonów na głowie.
- ŻE CO?! - zaczęłam gorączkowo szukać czegoś na głowie. Po chwili moje palce napotkały coś...obślizgłego. Ściągnęłam to z głowy i rzuciłam w strone śmiejącego sie Bytnara. Spadło mu to na twarz. Ściągnął to i rzucił gdzieś za siebie po czym zaczął mnie gonić. Uciekałam, ale ja jak to ja musiałam się wywrócić. A na mnie Janek. Stoczyliśm się po górce. Wylądowałam na nim. Nasze usta dzieliły milimetry. Jego coraz bardziej zbliżały się do moich. Patrzyłam na jego oczy. Takie piękne. Nasze usta prawie się zetkneły. Wtedy odsunełam się. Wstałam i uciekłam. On próbował mnie gonić ale nie zdążył.

***

- Gdzieś ty była?!- Krzyknął ojciec
- Martwiłem się.
- Naprawdę?
- Co w tym dziwnego? Jestem twoim ojcem o ile mi wiadomo.
Rozpłakałam się. Nie wiem czemu. To samo tak jakoś poszło. Ten ojciec jest lepszy niż mój biologiczny. Pragnęłam zostać tu.
W tym świecie. Nie chciałam wracać. Tu chciałam zginąć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam Was bardzo, że tak długo nie było rozdziału, a jak już się pojawił to taki krótki. To przez to, że nie miałam weny i z powodów osobistych. Obiecuje, że następne rozdziały będą częściej i dłuższe.

Polska Walczy   Ptaki PtakomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz