POWRÓT

462 30 6
                                    

Ocknełam się w czymś...nie wiem jak to opisać. Było zimno, ciemno i...ciężko. Czułam jakby coś mnie przygniatało. Kiedy się jeszcze bardziej ocuciłam zorientowałam się że na kimś leżę. I...AŁA! Czemu ten brzuch tak boli?! I czemu mam bluzkę od krwi?! Co tu się stało... Po chwili wszystko wróciło. Łapanka, Rota, strzały. Wszystko. Musiałam stąd uciec. Nie mogłam tu tak leżeć. Resztkami sił przekopałam się przez warstwę ziemi którą na nas szwaby narzuciły i wydostałam się z rowu. Rowu który miał być moim grobem. Kiedy już nad nim stałam zrobiłam w powietrzu znak krzyża i poszłam w las. Chciałam do domu. To mamy. Do taty. Do Rudego... Szłam tak i szłam. Nie miałam już sił. A do tego ten okropny ból... Ale nie mogłam tak po prostu tutaj zginąć. Nie tak. Nie tutaj. Nie teraz. Musiałam iść. Dosłownie resztkami sił doczołgałam się do szpitala. Niestety sił nie starczyło by do niego wejść. Zasłabłam za szpitalem koło koszy. Duch był w prawdzie ochoczy ale ciało słabe.
Niewiem ile tak leżałam w śmietniku.

***

- Halo....Jak się Pani nazywa?
- Magda...- wydusiłam wpół świadomie
- Pani Magdo została Pani postrzelona w brzuch.
Patrzyłam tylko na nią nie mogąc nic powiedzieć. Już mnie tak bardzo nie bolało.
- Wyciągneliśmy kulę. Ranę zaszyliśmy.
Poczułam jak zamykają mi się oczy. Widziałam mroczki. Było mi słabo.
- Halo Pani Magdo....Pani nie zasypia...Pani Magdo!
Docucili mnie wreszcie. Coś jeszcze do mnie mówiła, potem zostawiła mnie i kazała odpoczywać. Po jakimś czasie przyszła pielęgniarka
- Kogo powiadomić?
- Rodziców...Kobiela Antoni
Siostra pokiwała głową i wyszła. Ja zasnełam. Wreszcie. Tylko o tym marzyłam. Przez sen nie czuć bólu. A mnie tak bardzo bolało... Kiedy wreszcie zasnełam i poczułam ulgę ktoś mnie zbudził.
- Kochanie nic Ci nie jest?
- Wszystko dobrze mamo.
- Jak to się stało?- mama była bliska płaczu
- Łapanka...
Mama rozpłakała się. Zupełnie jej się nie dziwię. Próbowałam ją pocieszać ale bez skutku. Kiedy wreszcie się uspokoiła to oznajmiła
- Pytali o Ciebie...
- Kto?
- Tadeusz, Maciek i Janek... Martwił się. Dobrze mieć takich przyjaciół, nie?
- Bardzo...- sama niewiem co czułam.
Porozmawiałam jeszcze chwilę z mamą. Potem wyszła. Ja zasnełam. Ale znowu nie dane mi było odpocząć. Do szpitala przyszło gestapo. Sprawdzali pacjętów. Miałam dobre papiery, ale rany postrzałowej nie da się ukryć. Położyli mnie naniszy na którym noszone zmarłych pacjętów. Pielęgnarz mnie wiózł. Spod szpitala miało odebrać mnie auto i zawieźć do nowego mieszkania. Dowiedziałam się, że na kamienice w której mieszkałam był nalot. Niewiem co z rodzicami. Co z Rudym.

***

Kiedy dowiózł mnie przed tylne wejście do szpitala dwóch chłopaków pomogło mi wstać. Zaprowadzili mnie do auta. Pojechaliśmy. Kiedy podróż dobiegła końca zaprowadzili mnie do mieszkania. Miałam mieszkać u Pani Zofii Kotarskiej.
Była bardzo miła. Kiedy tylko mnie przyprowadzili kazała mi sie położyć. Od razu zasnełam. Tym razem nikt mnie nie obudził.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tródno było mi pożegnać się z Madzią. Nie umiałam tak tego zakończyć. Nie bójcie za ten rozdział. Wiem że jest fuj xD

Polska Walczy   Ptaki PtakomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz