- W zasadzie to kto to był? - Zapytał Liam skręcając w ich uliczkę. Marcel siedział z łokciem na drzwiach i patrzył się w okno. Ku jego zadowoleniu nie rozmawiali przez całą drogę. Aż do teraz.
- Nikt. - Powiedział, starając się nie zwracać uwagi na wypalającą w jego kieszeni kartkę z numerem telefonu. Liam obok niego westchnął i włączył kierunkowskaz.
- To twój stary znajomy? - Spróbował parkując, jednak usłyszał tylko prychnięcie i trzask drzwi. Marcel nawet nie poczekał, aż samochód się zatrzyma, tylko pobiegł na górę. Liam zmarszczył brwi i zgasił samochód. Zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu.
- Cześć korniszonie! - Liam wzdrygnął się i spojrzał na Zayna, który stał oparty o dach samochodu i nachylał się w jego stronę.
- Mógłbyś się ode mnie odsunąć z tym papierosem i twoim zwykłym odorem niczym z kiblowego królestwa? - Warknął Liam, otwierając zamaszyście drzwi, uderzając przy tym brzuch Zayna.
- Ja pierdole, co tak agresywnie? - Jęknął Zayn, łapiąc się za brzuch.
- Nie jestem agresywny. - Warknął Liam i trzasnął drzwiami. Ominął śmiejącego się Zayna i otworzył drzwi. - Nie pozwalam ci tu wchodzić. - Powiedział, gdy ciemnooki ruszył za nim.
- Idę do Marcela. - Powiedział wyrzucając na trawnik peta i przepychając się przez Liama, który zacisnął pięści i liczył od stu w dół. Otworzył oczy, kiedy kroki na korytarzu ucichły. Pomyślał, że potrzebuje przerwy od tego wszystkiego. Odwrócił się i zanim nie zamknął drzwi, dostrzegł jeszcze błysk flesza aparatu.
2**
- Liam, gdzie moje śniadanie? - Krzyknął Marcel kolejnego dnia, gdy wszedł do przestronnej kuchni. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zmarszczył brwi. Coś było nie tak. W zlewie stał brudny kubek, wczorajsza gazeta leżała na stole. W powietrzu nie unosił się zapach omletu, jak każdego dnia.
- Liam? Śpisz jeszcze? - Zaśmiał się wchodząc po schodach na górę i kierując się do pokoju przyjaciela. - Przestań, jestem głodny.
Powiedział i otworzył drzwi. Jego humor natychmiast się pogorszył, kiedy zorientował się, że łóżko jest, jak zawsze perfekcyjnie zaścielone a rzeczy Liama nie widać. Podszedł do szafy i wziął głęboki oddech, kiedy nie zobaczył w niej ubrań ani walizek.
- Liam? - Warknął i podszedł do okna, które wychodziło na podjazd. Wychylił się, jednak nie zobaczył czarnego auta.
- Niech ja go tylko dorwę. - Syknął i jak burza wpadł do swojej sypialni, gdzie mulat spał, rozwalony na całym łóżku.
- Wstawaj. - Wrzasnął i pociągnął za kołdrę, która spadła na podłogę. Usłyszał jęk Zayna, który skulił się, czując chłód.
- Wstawaj mówię! - Krzyknął i zabrał poduszkę spod głowy śpiącego.
- Człowieku, o co ci chodzi. - Wymamrotał Zayn i uniósł się na łokciach. Marcel zmarszczył brwi i wściekle wskazał na niego palcem.
- Idź natychmiast zrobić mi śniadanie. Liam gdzieś zniknął, muszę go znaleźć.
Zayn wywrócił oczami i położył się z powrotem na białym prześcieradle. Marcel uśmiechnął się, patrząc na nagą, opaloną skórę. Cofnął się do łazienki i wziął kubek, który napełnił zimną wodą. Powoli zbliżył się do łóżka, i wylał całą zawartość na jego głowę. Zayn wrzasnął i stanął na równe nogi, patrząc na niego gniewnie.
- Pojebało cię?! - Krzyknął, a Marcel prychnął.
- Skoro już wstałeś, to zrób mi omleta ze szpinakiem. Potrzebuję witamin. - Powiedział i odwrócił się na pięcie, by wyjść.
![](https://img.wattpad.com/cover/107754182-288-k528107.jpg)
YOU ARE READING
MARCEL (L.S) ✔
FanfictionPowolny rozpad na cząsteczki. Gwiazda powoli traci swój blask, który kochają miliony. Jeden gest, jedno spojrzenie i kruszy się, wysypując brokatowe wnętrze. Mrok spowija wszystko dookoła, jednak pojawia się innego rodzaju światło. Jaśniejsze, ciep...