ROZDZIAŁ SIÓDMY (C)

837 132 173
                                    


(Nie, nie zapomniałam @modgud :< )

5**

- Idź do niego, zostanę w samochodzie. - Powiedział Zayn, gdy zatrzymali się przed dużym, szklanym budynkiem. Wyjął paczkę papierosów i popatrzył na Liama ponaglająco. - Jak się stąd nie ruszysz, to facet zaraz ci zniknie. Idź.

Liam pokiwał głową i wysiadł z auta. Rozejrzał się po okolicy. Znał to miejsce, całkiem niedawno Marcel grał koncert kilka przecznic dalej. Świetnie pamiętał to show. Marcel był wtedy pod wpływem silnych narkotyków i powiedział na scenie o kilka słów za dużo. Zanim ochrona zdążyła go złapać, chłopak rozebrał się do bielizny, zostawiając jedynie czarną obrożę na jego szyi.

To znaczy nie wszyscy widzieli w tym koncercie coś złego. Niektórzy, niezwykle napaleni fani, wręcz piali z zachwytu, gdy zobaczyli świetne ciało Marcela. Legalnie i na własne oczy. Kto by się nie cieszył?

Liam pokręcił głową i wszedł po marmurowych schodkach do budynku. Rozejrzał się po holu, dostrzegając ładną recepcjonistkę, która przyglądała mu się z przygryzionymi ustami. Poprawiła koszulkę, kiedy Liam zbliżył się do niej.

- W czym mogę pomóc? - Zapytała z delikatnym uśmiechem, po czym zakręciła kosmyk jej czarnych włosów na palcu. Liam czuł się niezręcznie.

- Dzień dobry. - Odchrząknął. - Szukam Simona Cowella, podobno ma tutaj być.

Dziewczyna zmrużyła oczy i pochyliła się, odsłaniając delikatnie swoje piersi. Liam uparcie patrzył jej prosto w oczy, czując jednak, że mimowolnie robi się cały czerwony na twarzy.

- Kto pyta? - Zapytała zupełnie niezrażona, trzepocząc rzęsami.

- Liam. Mogłem się spodziewać. - Usłyszał znany głos za sobą. Dziewczyna wyprostowała się i uśmiechnęła z wyraźnym wymuszeniem. Brązowooki odwrócił się z ulgą i podszedł do Simona, który stał z kilkoma, ubranymi w drogie garnitury, mężczyznami.

- Um, tak. Witam. - Przywitał się, podając mężczyznom dłonie. - Czy moglibyśmy porozmawiać?

- Na temat Marcela, jak mniemam?

- Tak. - Liam uśmiechnął się niezręcznie, podczas gdy Simon przez cały czas zachowywał kamienną twarz. Skinął głową swoim towarzyszom.

- Chodźmy do mojego samochodu. Za godzinę mam lot. - Wskazał na przeszklone drzwi. Liam pokiwał głową i odwrócił się do recepcjonistki, by się pożegnać. Z niesmakiem zauważył, jak kobieta wpatruje się w jego tyłek.

6**


- Czego ode mnie oczekujesz, Liam? - Zapytał, gdy siedzieli w czarnej limuzynie. Po wyjściu z biurowca, Liam podążył za Simonem, starając się na migi pokazać Zaynowi, by podążał za nimi. Mulat patrzył na niego jak na idiotę, kiedy Liam żywo gestykulował za plecami Simona.

Koniec końców zrozumiał i jechał tuż za nimi.

- Chciałbym, żebyś uwolnił Marcela. - Powiedział spokojnie, trzymając ręce na kolanach i patrząc mu prosto w oczy. Mężczyzna zaśmiał się.

- Czy nie wyraziłem się jasno ostatnim razem? Nie mam zamiaru w niego inwestować. - Simon pociągnął łyka bezalkoholowego szampana, którego zażyczył sobie tuż po tym, jak wsiedli do pojazdu.

- Jasne, ale... - Zaczął Liam, jednak Simon mu przerwał.

- Liam, jesteś naprawdę dobrym dzieciakiem, ale musisz to zostawić, dobrze? Może dałem ci za dużo, może potrzebujesz przerwy, co? Chcesz odpocząć? Damy Marcelowi kogoś nowego... - Mężczyzna pochylił się w jego stronę i poklepał go po kolanie. Liam pokręcił głową.

- Jest moim przyjacielem. - Jego głos był stanowczy, mimo, że wcale nie czuł się pewnie. Jego dłonie drżały. Spojrzał mu głęboko w oczy. - Nie zostawię tego tak. Nie, kiedy wiem, że to nie jego wina. On tylko...

- On tylko się zagubił, co? - Zakpił Simon. Liam zacisnął szczękę.

- Nie wiesz wszystkiego i... - Powiedział powoli, rozważając swoje przyszłe słowa. - On nie jest sobą, okej? Pogubił się, to prawda, ale czy to oznacza, że trzeba nim teraz gardzić? Przeszedł dużo, wiesz o tym. Sam do tego doprowadziłeś, zostawiając go na pastwę...

- Wiem, Li. - Simon wyjrzał przez okno. Cisza rozbrzmiała w ich uszach. Liam rozglądał się gorączkowo, byli coraz bliżej lotniska. Wiedział, że ma niewiele czasu. Zerknął dyskretnie do tyłu, gdzie Zayn jechał swoim czarnym samochodem. Nie widział go dokładnie, ale sama świadomość, że jest niedaleko dodała mu pewnego rodzaju siły.

- Ja.. Ja naprawdę proszę cię ten jeden, ostatni raz. Pomóż mi wyciągnąć Marcela z aresztu i zatuszuj jakoś tą sprawę. Proszę cię ostatni raz. Wiem, że on jest zły. Wiem, że palma strzeliła mu do głowy. Wiem to, ale wierzę, że w końcu się zmieni. Zwłaszcza teraz, gdy pojawił się Louis.

- Pokładasz w nim duże nadzieje...

Liam spojrzał w ciemne tęczówki mężczyzny, które uważnie obserwowały każdy jego ruch. Czuł, jak robi się cały czerwony na twarzy, nie przyzwyczajony do tak intensywnego spojrzenia. Po kilku chwilach wziął oddech i przytaknął, podczas gdy samochód zatrzymał się na parkingu.

- Tak. Wierzę w niego.

Mina Simona była nie do odgadnięcia. Patrzył a niego, jakby chciał przejrzeć go na wylot. I cóż, przecież właśnie tak było. Powoli pokręcił głową.

- Do widzenia, Liam. Pozdrów matkę.- Powiedział chłodno i wyszedł, nie oglądając się za siebie.

- Poczekaj! - Krzyknął Liam, a Simon zatrzymał się i odwrócił w jego stronę, jedną ręką trzymając drzwi.

- Tak, Li? - Zapytał miękko, zupełnie nie podobnie do tonu, który towarzyszył w poprzedniej rozmowie.

- Potrzebuję trochę pieniędzy i nowy telefon. Muszę zablokować konta i wszystko. Czy mógłbyś... - Zapytał niepewnie. Simon zlustrował go spojrzeniem i pokręcił głową.

- Jak chcesz przejąć tą firmę, kiedy nie potrafisz upilnować swojego własnego telefonu? Czy kiedykolwiek weźmiesz się w garść? - Zapytał, a Liam odrobinę skulił się sobie.

- Dobrze Li, wieczorem będziesz miał wszystko załatwione. - Odparł w końcu i wyjął z portfela jedną ze swoich kart. - Trzy dwa trzy pięć. - Powiedział z ostatnim spojrzeniem, nim wyszedł z samochodu.

- Dzięki, tato. - Powiedział cicho Liam, zanim drzwi nie trzasnęły za nim. Nie wiedział, czy jego słowa dotarły do Simona.

Liam wypuścił powietrze, które przez cały czas trzymał w sobie i zakrył swoją twarz dłońmi. Czuł się bezsilny. Oczy zaczęły go piec, jednak nie mógł sobie pozwolić na chwilę słabości. To znowu się dzieje. Znowu to samo. Liam miał dość. Czuł się jak pies, którego uwiązano przy budzie i karciło za wszystkie grzechy właścicieli.

Wziął kilka głębokich oddechów i wyszedł z limuzyny. Zmrużył oczy, szukając Zayna. Słońce tego dnia świeciło naprawdę mocno i zaczynało mu się robić gorąco w koszuli, którą miał na sobie.

Przeskanował uważnie parking, jednak nie mógł dostrzec samochodu, którym tu przyjechał. Zaklął w myślach. Przecież to było takie oczywiste, że Zayn go tu zostawi. Takie oczywiste, a on na to nie wpadł. Zayn dalej jest Zaynem.

Gorycz spłynęła po jego ciele, kiedy gwałtownie włożył ręce w kieszenie jeansów i kopnął mały kamyk, który poturlał się aż do chodnika po drugiej stronie.


- Ty naprawdę potrzebujesz psychologa.

MARCEL (L.S) ✔Where stories live. Discover now