ROZDZIAŁ SZESNASTY (A)

1K 106 853
                                    

Liam wrócił do Londynu. Tydzień po powrocie z Australii postanowił wrócić do domu. Usprawiedliwiał się tym, że potrzebuje odpocząć, zanim porwie go wir wytwórni, nowych piosenek i strategii.

To była prawda, ale na pewno nie główny powód wyjazdu.

Pierwsze i najważniejsze: Kochał Louisa i Harry'ego. Uwielbiał to, że są razem, że są szczęśliwi i prowadzą swoje sielankowe życie. Motyle i skowronki latały po całym ich domu, łącznie z serduszkami wszędzie tam, gdzie się pojawili. Kochał patrzeć na miłość w ich oczach, jak Harry nosił Louisa na rękach przez większość czasu. Jak Louis praktycznie się do nich wprowadził. Znikali w rodzinnym domu Louisa codziennie wtedy, gdy mieli odebrać jego siostry ze szkół i przedszkoli. Robili im obiad i wracali do domu. Uśmiechnięci i pełni energii. Liam kochał to i zarazem nienawidził. Zazdrość była tak duża, że zwyczajnie go to przerosło. Sam nie miał się do kogo odezwać i czuł się jak piąte koło u wozu. Nie mógł tego znieść.

Czasem spotykał Nialla. Całkowicie przypadkowo. Patrzyli na siebie przez chwilę, po czym odwracali się i szli w dwie przeciwne strony. Liam chciał go przeprosić, chciał powiedzieć, że chłopak miał w pewnym sensie racje... Ale tchórzył. Zwyczajnie tchórzył. Jego serce zabolało, gdy zobaczył zraniony wyraz twarzy Nialla. Nie potrafił się odezwać. Nie potrafił zmusić swoich nóg do podejścia. Widział jego spojrzenie w samolocie. Widział jak z bólem serca odprowadzał wzrokiem Zayna...

Zayn. To też kwestia godna podjęcia uwagi. Zayn nie odezwał się do niego ani razu. Jego ostatnimi słowami było "Zjeżdżaj korniszonie" jeszcze w domku w Australii. Jego serce biło mocniej na myśl o tym przezwisku którego tak nienawidził, a zarazem bardzo lubił. Czuł wtedy, że chłopak zwraca na niego uwagę, że może chce czegoś więcej...

Zayn. Mulat o czekoladowych oczach, tatuażami na całym ciele, uzależniony od papierosów. Cichy i tajemniczy, z ripostą na każdą okazję. Ze śmiechem, który rozświetlał australijskie plaże.

Zayn. Chłopak, który wraz z postawieniem stopy na płycie lotniska, rozpłynął się w powietrzu. Bez pożegnania, bez ostatniego spojrzenia, bez słowa. W jednej chwili był obok, w następnej nikt nie mógł się do niego dodzwonić. Nie wrócił z nimi. Przepadł jak kamień w wodzie. Zabrał ze sobą wszystko. Także część Liama, która się do niego przywiązała.

Przez ten tydzień miał nadzieję, że wszystko się wyjaśni. Wrócą, porozmawiają, dojdą do porozumienia. Jednak Zayn z nimi nie wrócił a Liam czekał na próżno.

Z drugiej jednak strony, czy nie powinien się już przyzwyczaić? Nie powinno do niego w końcu dotrzeć to, że jest nic nie znaczącym elementem? Nie zasługującym na prawdziwą miłość i szczęście?

Wszyscy, których obdarzył jakimś uczuciem uciekali. Bawili się nim, by jakoś na tym skorzystać. Dzięki niemu mogli dostać się do Marcela, mogli dostać się do Simona Cowella. On był zawsze po to. By w sobie rozkochać i zostawić, gdy nadarzyła się lepsza okazja. Powinien się przyzwyczaić. Zayn nie powinien być niespodzianką.

Ale znowu...

Jakie korzyści miałby z niego Zayn? Miał już Marcela. Miał go najpierw. Nie chciał sławy, nie chciał pieniędzy bo jego pensja ogrodnika mu wystarczała, patrząc na jego dobry samochód i drogie papierosy. Wiedział jak Liam na niego działa więc... Zrobił to tylko dla samej zabawy? Dlaczego zareagował więc tak a nie inaczej po ich pocałunku na plaży? Dlaczego nie wykorzystał go i nie zostawił samego w łóżku następnego dnia? Dlaczego nie był jak każdy? Coś mu to nie pasowało. Coś się nie zgadzało ale on już nie mógł nic z tym zrobić. Zayn przepadł.

Minął ponad miesiąc od jego zniknięcia. Liam zaczął spotkania, Sam szukał swojego zespołu, kontaktował się z managerami, zarządem. Był podekscytowany i to pozwalało mu zapomnieć chociaż na chwilę o życiu prywatnym. Muzyka pochłaniała go w całości. To było dobre.

MARCEL (L.S) ✔Where stories live. Discover now