ROZDZIAŁ SZÓSTY (C)

1K 161 348
                                    

Bardzo lubię ten rozdział.

4**

- Księżniczka wstała? - Usłyszał Marcel, kiedy światło słoneczne poraziło go w oczy, a sam jęknął. Wtulił głowę w poduszkę i poczuł mdłości.

- Zamknij się Liam... - Powiedział i zdusił odruch wymiotny. Potrzebował większej ilości snu. Słyszał szelest za sobą, a następnie poczuł rozprzestrzeniające się po jego ciele zimno.

- Oddaj mi kołdrę baranie. - Warknął i na oślep próbował wymacać materiał. - Zaraz zwymiotuje... - Jęknął i w ostatniej chwili jakaś miska została podstawiona mu pod brodę.

- Należy ci się. - Mruknął Liam, siadając obok niego na łóżku. Marcel poczuł, jak lepkie włosy zgarniane są z jego czoła. Coś zakuło go w sercu, jednak nie to było teraz najważniejsze.

Siedział pochylony nad miską i wymiotował za każdym razem, kiedy nieprzyjemny zapach docierał do jego nozdrzy. Jego policzki były czerwone, nie mógł wziąć oddechu.

W końcu poczuł pustkę w żołądku i drapanie w gardle. Otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu.

- Gdzie jesteśmy? - Skrzywił się na swój zachrypnięty głos. Liam podniósł butelkę wody, która stała obok niego na podłodze i podał mu ją. Marcel przymknął oczy.

- Louis zabrał cię do siebie. - Powiedział zabierając od niego miskę i wychodząc z pokoju.

Marcel pił łapczywie, woda spływała po gardle, łagodząc jego ból. Odetchnął, gdy skończył pić i zakręcił butelkę. Jęknął i położył swoją głowę na kolanach. To jednak sprawiło, że znowu zrobiło mu się niedobrze. Wiedział, że w jego żołądku nie ma już zupełnie nic. Podniósł głowę i z trudem uchylił powieki.

W jego głowie dudniło,zignorował to. Zaczął przyglądać się nieznanemu pokojowi. Nie było wiele do oglądania, komoda, łóżko, szafka i biurko. Właśnie tam zawiesił spojrzenie. Wzrok przykuło mu zdjęcie, które tak dobrze znał. Jego serce zabiło szybciej. Wstał, jednak natychmiast usiadł, kiedy dostał zawrotu głowy. Przyłożył rękę do twarzy i jęknął.

Siedział chwilę w tej pozycji, aż nie poczuł, że mu odrobinę lepiej. Wstał i powoli podszedł do białego blatu prowizorycznego biurka i pochylił się nad ramką, wiszącą tuż nad nim. Zdjęcie przedstawiało jego oraz Louisa w dniu ślubu jego mamy. Oboje w czarnych, niedopasowanych garniturach wyglądali komicznie. Marynarka Louisa była za duża w barkach i wisiała na nim, podczas gdy ta jego miała ledwo stykające rękawy. Marcel parsknął.

Włosy Louisa były przylizane przez zbyt dużą ilość żelu, a te jego były niezwykle naelektryzowane, jakby Louis kilka chwil wcześniej pocierał je kolorowymi balonami ukradzionymi z sali weselnej. Cóż. Tak właśnie było. Uśmiechnął się, gdy w prawym dolnym rogu ramki zobaczył uschniętą czterolistną koniczynę. Harry dał mu ją tego dnia, gdy ukradli bezalkoholowego szampana i uciekli na najbliższą łąkę, jakby ich wyczyn dorównywał skokowi na bank. Biegli z butelką przez miasto i śmiali się głośno. Tylko cud uratował ich od policji, która nie napatoczyła się i nie zabrała na komendę. W końcu byli nieletni.

- Jak się czujesz? - Wzdrygnął się na cichy głos dochodzący ze strony drzwi. Przełknął ślinę i z trudem oderwał wzrok od fotografii.. Odwrócił się powoli i zobaczył Louisa, który powoli zbliżał się do niego na swoim wózku. Jego wzrok powędrował za Marcela i widocznie speszył się, zdając sobie sprawę z tego, co dopiero oglądał.

- Dlaczego dalej trzymasz to zdjęcie? - Zapytał Marcel opierając się o biurko. Ręce skrzyżował na piersi. Louis spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami.

MARCEL (L.S) ✔Donde viven las historias. Descúbrelo ahora