30

5.5K 665 89
                                    

Harper siedział u siebie w pokoju i co chwilę zerkał na telefon. Hailey napisała do niego jakąś godzinę temu, ale od tamtej pory nie odezwała się do niego, mimo że napisał już z dwadzieścia wiadomości i dwa razy dzwonił. Wybrał ponownie jej numer, ale nie odebrała. Miał dosyć czekania. Wskoczył w czarne, dresowe spodenki oraz czarny podkoszulek odsłaniający jego wytatuowane ramiona. Po kilku minutach stał pod domem swojej dziewczyny i enty raz wspiął się po kracie, po czym przeskoczył barierkę, lądując na balkonie. Pchnął drzwi balkonowe, jednak te nie ustąpiły. Pokręcił głową z niedowierzania i zmarszczył brwi. Coś było nie tak. Hailey nigdy nie zamykała. Spróbowała jeszcze raz pchnąć, lecz na nic się to zdało. W końcu zastukał w szybę cierpliwie czekając. Po chwili ponowi stukanie i ku jego uldze otworzyła mu. Spiesznie wszedł do środka, o mało nie zaplątując się w długą zasłonę. Kiedy w końcu stanął na przeciwko swojej dziewczyny, zamarł. Wyglądała ja kupka nieszczęścia. Zaczerwienione oczy, ślady od łez. 

- Kurwa, co się stało? - Złapał ją w swoje objęcia. - Czy to przez Andrew? Czy ten kutas jednak ci coś zrobi? - Wycedził wściekły.

- Nie. To przez ojca.

- Uderzył cię?

- Nie - pokręciła głową, a z oczu znowu poleciały jej łzy. 

- Cii, jestem przy tobie kochanie. 

Harper podniósł Hailey i usiadł z nią na łóżku, sadzając ją sobie na kolanach. Tulił ją do siebie i delikatnie głaskają dłonią po plecach. Opar swój policzek o czubek jej głowy i wydychał jej cudowny zapach. Kochał ją, jej zapach. Kurwa, kochał ją całą.

- Nie jestem jego córką - wyszeptała Hailey.

- Co? O czym ty mówisz? - Przestał ją głaskać.

- Nie jestem córką mojego ojca.

- Ależ jesteś. 

- Nie - pokręciła głową. - Podsłuchałam rozmowę miedzy nim a twoim tatą.

- Może coś źle usłyszałaś - zasugerował spokojnie Harper. 

- Nie, bardzo dobrze usłyszałam. Powiedział, że... Nazwał moją mamę szmatką, która go zdradzała z jakimś sukinsynem.

- Ale to wcale nie oznacza...

- Powiedział twojemu tacie, że jest bezpłodny, i że zataił ten fakt przed moją mamą. A kiedy oznajmiła mu, że jest w ciąży, wiedział, że nie mogę być jego. Tak jej umilił życie, że w końcu moja mama zginęła w tym cholernym wypadku. Ponoć popełniła samobójstwo.

- Kurwa mać.

- Nie wierzę mu. Rozumiesz? Ona by mnie nie zostawiła. Coś się musiało stać, a ja niestety nie wiem co. Poza tym tak mu ją przypomina, że nie może na mnie patrzeć. Nie może mnie znieść.

- Ja pierdolę, co za gówno.

- Wiem - wyszeptała Hailey.

- Przepraszam, kotek. Tylko, to takie popieprzone. Ja tylko jednego nie rozumiem. Skoro twierdzi, że twoja mama go zdradziła, i ty nie jesteś jego córką, mógł przecież zrobić badania DNA. 

- Też tego nie rozumiem. Powiedział, że bez badań wie, że nie jest moim ojcem. 

- A może on się boi - zasugerował Harper, na co prychnęła.

- Ciekawe czego.

- Boi się wyników. Mimo że twierdzi, że nie jesteś jego, to może liczy, że jednak jest inaczej.

- Albo jest odwrotnie, boi się, że jednak mogę nie być jego.

- Właśnie, a jest tylko jeden sposób. Musisz zrobić te badania na własną rękę. - Pocałował ją w czubek głowy. - Jeżeli okaże się, że nie łączą was więzy krwi, wyprowadzisz się. A jak jednak okaże się, że jesteś, to możesz mu rzucić wynikami w twarz i też się wyprowadzisz.

- Chyba powinnam tak zrobić, ale nie dzisiaj. Jutro to załatwię.

- Dobrze, skarbie - wyszeptał. Jednak wiedział, że jego dziewczyna tutaj nie zostanie na noc. Ani na tę, ani na kolejną. Na żadną.

W pokoju zapanowała cisza, której żadne z nich nie chciało przerywać. Tak było dobrze. Harper ułożył się z Hailey na jej łóżku i tulił ją do siebie, po czym całował długo, żeby zapomniała o całym tym pieprzonym dniu. Pragnął wymazać z jej pamięci Andrew, jej ojca i tę cholerną rozmowę, którą podsłuchała. A kiedy nastał wieczór, zaniósł ją łazienki, gdzie najpierw rozebrał ją, a następnie siebie. Przekręcił kurek, ustawił odpowiednią temperaturę, po czym wspólnie weszli pod ciepłe strumienie wody.

- Wszystko będzie dobrze. Nie zostawię cię z tym popierdoleńcem. Zabierzesz swoje rzeczy i jeszcze dzisiaj przeprowadzisz się do nas.

- Ale ja nie mogę. Nie chcę, żeby przeze mnie twoi rodzice byli skłóceni z moim...z tym...

- Nie będą, wierz mi - zapewnił ją szybko. - Ucieszą się. Nasze mamy przyjaźniły się, a moja bardzo cie lubi. 

- No nie wiem. - Hailey nie była przekonana, choć wiedziała, że tutaj zostać nie mogła.

- Ale ja wiem. I liczę na coś jeszcze.

- Tak? Na co? - Hailey uniosła głowę i patrzyła wprost w niebieskie tęczówki Harpera. Za każdym razem tonęła w jego spojrzeniu.

- Idź ze mną do UCLA. 

- Ja... - ułożył palec na jej ustach.

- Daj mi skończyć. Wiem, że on chciał, żebyś tam poszła, ale możesz iść na sztukę, czy na coś innego.  Możesz studiować wszystko co będziesz chciała. Zamieszkamy razem. Dostaniesz stypendium?

- Tak, ale tylko w Briar będę miała pełne, tam nie.

- Damy sobie radę. Moi rodzice nam pomogą, poza tym możemy iść gdzieś do pracy. Po prostu przemyśl to.

 -Okey - uśmiechnęła się. - Tyle mogę zrobić.

- Och chyba nie tylko tyle - mrugnął i w oka mgnieniu przyszpilił ją do ściany.

- Harper - wydyszała.

- Hailey...

Pragnę cięWhere stories live. Discover now