28

1.4K 51 4
                                    

Ból fizyczny jest niczym w porównaniu do bólu psychicznego. Ten pierwszy ból można zaspokoić tabletką, maścią, natomiast tego drugiego nikt nie jest w stanie ukoić. Nawet nasza druga połówka, przyjaciele, zwierzę czy jedzenie. Ból psychiczny zostaje zakorzeniony głęboko w naszym mózgu, sercu i duszy. Jeden ból czeka na kolejny cios, na kolejny i kolejny, aż otrzymuje takie mocne uderzenie, że w końcu się załamujesz. Siedzisz w kącie i płaczesz. 

Tak było ze Stellą. Jej ciche wołanie o pomoc, trzymając żyletkę w dłoni, było ostatnią deską ratunku. Strata ojca, matki, odwrócenie się całej rodziny od niej. Mimo pomocy, wtedy, Jasona to zawsze pozostawało gdzieś głęboko, zakopywała złe wspomnienia tymi dobrymi momentami z Jasonem i Elizabeth. Następnie odwrócenie się Betty, zdrada Jasona odkopały wszystkie bóle psychiczne i powróciły ze zdwojoną siłą. Starała się przykryć to kolejnymi wspomnieniami, byle nie czuć tego złego. Założenie zespołu, poznanie nowych ludzi, zauroczenie Louisem było niczym, nie było w stanie zakryć tych złych rzeczy. To wszystko spotęgowało brak pracy- przedostatniej deski ratunku. 

Nie siedziała już na kanapie, płacząc w poduszkę. Siedziała teraz w kącie, piła ostatnie łyki wina, kreśląc krzywymi literami ostatnie swoje słowa. 

Przepraszam, że nie byłam najlepszą przyjaciółką. Przepraszam, że nie byłam w stanie poradzić sobie z własnymi demonami. Przepraszam wszystkich. 

Przepraszam najbardziej Louisa. Za to, że pozwoliłam mu się zauroczyć moją osobą. Za to, że coś między nami zaiskrzyło. No za wszystko. Przepraszam, że tak cię oszukałam. 

Nie była w stanie pisać dalej. Odrzuciła długopis na podłogę, gniotąc kartkę w niestaranną kulkę. Na słabych nogach wstała i ruszyła ku łazience. Jak ktoś tak silny mógł złamać się w zaledwie godzinę od ostatniej wiadomości? 

Nie była pijana. Wino nie zdążyło jeszcze zbyt dobrze krążyć w jej żyłach. Podeszła do lustra, opierając się o umywalkę. Spojrzała w swoje odbicie, śmiejąc się cicho. 

-Jesteś jebnięta. Okropna. Gruba. Brzydka. Nielubiana. Puszczalska. 

Wyrzucała słowa jak pociski w swoją stronę, patrząc przy tym w odbijające się, szklane oczy. Łzy ciekły jej ciurkiem po zaczerwionych policzkach. Trzęsącą się dłonią przeszukiwała szafki. Mała żyletka połyskiwała w specjalnym opakowaniu, czekając na odpowiednią chwilę. 

Kiedy tylko ją znalazła, uśmiechnęła się szeroko. Wróciła do swojego kąta, zapalając przy tym ostatniego papierosa. Nie wiedziała skąd go miała, ponieważ już dawno rzuciła palenie, ale ważne, że go miała. 

-W końcu się spotkamy, mamo- szepnęła w głuchą ciszę. 

Pociągnęła pierwszy raz żyletką wzdłuż swoich żył. Kolejne rany były głębsze i mocniejsze. Krwawiła z uśmiechem na ustach. Czuła ulgę. Czuła się lepiej z każdą kolejną ranką. 

Na pół przytomna usłyszała trzask drzwi. 

-Stella?

Usłyszała Lucasa. 

Uśmiechnęła się. Lucas to dobry chłopak. Pomocny. Idealny partner. Tylko nie miał szczęścia do kobiet i przyjaciół. 

-O mój Boże! Lucas, dzwoń na pogotowie!- krzyknęła Ariana, podbiegając do Stelli. 

Chwyciła ją za ręce, które ociekały krwią. Powieki blondynki zaczęły się zamykać, nie kontaktowała, odróżniała tylko głosy. 

-Nie... Nie ratujcie mnie... Ja chcę do mamy... 

Szeptała z przepełnionym bólem głosem. Po policzkach ciekły jej łzy. 

-Chcę umrzeć... Nie dzwońcie po karetkę... Nie mówcie Lou... 

Bad boy| L.T✔Where stories live. Discover now