30

2.4K 77 27
                                    

Minęło dwadzieścia osiem dni. Dwadzieścia osiem pieprzonych, długich dni. 

Tyle Stella musiała przetrwać bez swoich przyjaciół, Louisa. Tyle Stella miała odcięcie od świata rzeczywistego. Bo według lekarzy miała depresję. Bo według lekarzy miała chorobę psychiczną. 

Jej dzień wyglądał zawsze tak samo. Pobudka o szóstej rano. Śniadanie o siódmej. Następnie rozmowa z psychiatrami i psychologami. Potem obiad. Później znowu rozmowy i na końcu kolacja i pozostało spać. 

Jej pokój był skromny- białe ściany, drzwi bez klamek, w oknach kraty, jedno łóżko i biurko z drewnianym krzesełkiem. 

A ona codziennie budziła się z myślą, że wszyscy ją opuścili. Nie wiedziała, że Louis wykłócał się od dwóch tygodni przez telefon, by w końcu ją wypuścili. Fakt, trzymali ją dłużej, bo nie widzieli poprawy jej zdrowia psychicznego. Nie wiedziała także, że cały zespół przychodził każdego dnia wypytywać o nią. Kilka razy była nawet sama Betty, która przełknęła swoją dumę i stwierdziła, że tęskni za Stellą. 

Dwudziestego ósmego dnia siedziała na łóżku po śniadaniu i czekała, aż przyjdzie po nią "opiekun", by znowu iść do terapeuty. Jednak zamiast niego przyszła starsza pani. 

-Stella Parker?- spytała. 

-Tak, to ja- westchnęła dziewczyna. 

-Wychodzisz dzisiaj. Praktycznie to za dziesięć minut- poinformowała ją i wyszła. Po chwili wróciła ze świstkiem papieru.- Czekam na korytarzu. Proszę tylko krzyknąć do mnie po imieniu. Och, dokładnie krzyknij Eva. 

Zszokowana blondynka spojrzała na miejsce, gdzie jeszcze przed sekundą stała kobieta. Rzuciła się do drzwi i zaczęła krzyczeć jej imię. Nie miała nic do pakowania. Nawet nie miała swojej szafy czy kosmetyków. 

-Przyjedzie ktoś po mnie?- spytała z nikłą nadzieją. 

-Tak. Twój chłopak wysłał po ciebie limuzynę. Codziennie do nas wydzwaniał od dwóch tygodni. Twoi przyjaciele byli codziennie. Zazdroszczę ci ich- powiedziała z uśmiechem. 

-Dlaczego nikt mi tego nie powiedział?- spytała, patrząc na kobietę. 

Była zdenerwowana i zdziwiona jednocześnie. Nie wiedziała co myśleć. 

-Nie chcieli cię wypuścić. Więcej kasy od ciebie brali- mruknęła cicho kobieta. 

-Ale ja...- zaczęła, ale kobieta jej przerwała. 

-Twój chłopak płacił. Gdybym ja miała kogoś takiego jak ty, to nie wypuszczałabym go z objęć. Jest cudowny. Jeśli ktoś by mi powiedział kiedyś, że jest okropnym chłopakiem, wrednym i nieopiekuńczy to wyśmiałabym go. 

Wyszły na zewnątrz, gdzie stała owa limuzyna. 

-Życzę ci wszystkiego dobrego. I nie zawitaj tutaj za szybko. Jesteś zdrowa, widziałam to w twoich oczach. Ludzie mają różne głupie pomysły, także miałam kiedyś takie załamanie. I nie martw się- znajdziesz pracę prędzej czy później. 

Kobieta poklepała Stellę po ramieniu i odeszła. 

-Dziękuję!- krzyknęła za nią blondynka i pobiegła w stronę samochodu. 

Otworzyła drzwi i zobaczyła swoich przyjaciół, Betty i One Direction. Krzyknęli "niespodzianka!", co rozśmieszyło dziewczynę. Przywitała się z każdym już w środku pojazdu, ponieważ chciała być jak najszybciej w domu. 

-W końcu jesteś. Nawet sobie nie wyobrażasz ile osób do nas wypisywało, kiedy wrócimy na scenę, kiedy ty wrócisz, kiedy się odezwiesz, no masakra jakaś- opowiedziała Hannah. 

Bad boy| L.T✔Where stories live. Discover now