Rozdział 2.

16.6K 776 234
                                    

- Zapraszam, panno Clarence.

Rzuciłam przelotne i bardzo przerażone spojrzenie lekko rozbawionemu Louisowi. Widziałam wyraźnie zazdrosny wzrok Audrey, kiedy znalazłam się za kontuarem. Styles nie spuszczał ze mnie wzroku, który cholernie mnie onieśmielał. Cały czas stał w drzwiach, więc chcąc nie chcąc, musiałam zaryzykować dość bliski kontakt fizyczny. Zbyt bliski, jak na to, że pierwszy raz miałam z nim bezpośrednio do czynienia. Mijając go, poczułam bardzo dobre i zapewne cholernie drogie perfumy. 

Po chwili przystanęłam na środku pomieszczenia, dyskretnie rozglądając się wokół. Usłyszałam cichy szczęk zamykanych drzwi. Nie zdziwił mnie wystrój gabinetu – ascetyczny, elegancki i bardzo męski. Ciemne sprzęty, białe ściany, duże okno na południowej ścianie. Przy nim zresztą stał drugi prezes tego całego przedsięwzięcia. Zayn Malik był ubrany równie elegancko, jak jego przyjaciel. Czarny, idealnie skrojony garnitur. Jednak w przeciwieństwie do Stylesa, który nie nosił krawata, ten miał go zawiązanego skrupulatnie pod szyją. Różniło ich również wszystko pozostałe. Malik miał ciemne włosy, postawione zawadiacko do góry i taką karnację. Jego oczu nie mogłam jeszcze zobaczyć – stał tyłem, najwyraźniej paląc. 

Zdałam sobie sprawę, że Styles stoi tuż za mną dopiero wtedy, kiedy usłyszałam jego głos bardzo blisko, niemalże tuż przy swoim uchu. Jego wibracje i lekka chrypka sprawiły, że sama delikatnie zadrżałam, a na moich przedramionach pojawiła się gęsia skórka. Ten pan był stanowczo zbyt pewny siebie. 

- Mógłbyś chociaż na chwilę przerwać? – stwierdził z rozbawieniem – Mamy gościa. 

Gościa? Jakiego, kurwa, gościa? Byłam ich cholerną potencjalną pracownicą. Bardzo zestresowaną zresztą. Bliskość przyszłego prezesa niczego mi dodatkowo nie ułatwiała. Myślałam, że zachowa się bardziej… formalnie.

Chociaż… czego ja się spodziewałam po dwudziestodwuletnim mężczyźnie, który wszystkie tajniki kontaktów z kobietami miał w małym palcu? Naiwna Sophie, jak zawsze.

Malik spokojnie zgasił niedopałek w najwyraźniej kryształowej popielniczce i odwrócił się w naszą stronę. Pomyślelibyście, że prezes powinien mieć gładko ogoloną twarz. Ale najwyraźniej nie on. 

Podszedł do mnie z wyciągniętą ręką, którą posłusznie ujęłam.

- Zayn Malik. A ty to pewnie… - chciał zerknąć w moje CV leżące na biurku, ale ułatwiłam mu sprawę.

- Sophie Clarence. Miło mi. 

- Uwierz, że nam też – stwierdził Styles, który nagle pojawił się przede mną, z tym cholernym zawadiackim uśmieszkiem – Harry Styles. 

- Zorientowałam się – mruknęłam, co on skwitował jedynie szerszym rozciągnięciem ust.

- Świetnie – podszedł do jednego z wygodnych krzeseł ustawionych naprzeciwko masywnego skórzanego fotela, stojącego za szklanym biurkiem. Wysunął je lekko i obrócił w moją stronę – Zapraszam.

Kiedy usiadłam, a on zwrócił krzesło ponownie przodem do biurka, poczułam, jak jego dłonie delikatnie muskają moje plecy przez cienki materiał koszuli. Modliłam się, aby moja twarz nie poczerwieniała jak wiśnia. Inaczej to byłaby katastrofa, a ja chciałam zaprezentować się profesjonalnie.

No i przy okazji – co za dupek.

On sam okrążył biurko i zajął miejsce w fotelu. Malik przysiadł na szklanym blacie. Najwyraźniej nie było tutaj tak sztywno, jak myślałam na początku. Podczas, gdy ten drugi uważnie przeglądał moje podanie, Styles patrzył na mnie wyjątkowo przenikliwie. Starałam się odwzajemnić spojrzenie równie intensywnie i nie zaczerwienić się przy tym. Musiałam przyznać, że wyglądał dobrze, kiedy siedział jakby od niechcenia na miejscu prezesa, jedną dłonią podpierając brodę. 

lost | h.s.Where stories live. Discover now