Rozdział 32.

10.5K 490 26
                                    

Ten tydzień był mijał mi boleśnie wolno. Moi przyjaciele naprawdę się o mnie troszczyli, ale w pewnej chwili miałam już tego serdecznie dosyć. Jakkolwiek podłe by to nie było – tak właśnie się działo. Nie miałam chwili spokoju, a jedyna osoba, z którą nie musiałam wałkować tematu mojego samopoczucia siedziała właśnie w cholernym Manchesterze.

Sama nie wiem, w którym momencie zaczął być mi potrzebny. Może w chwili kiedy osunęłam się po ścianie, rozbijając szklankę, a on wpadł do domu, wszystko zorganizował i mocno mnie przytulił? Tak, to chyba była właśnie ta chwila. Widziałam jego spojrzenie, kiedy wysiadałam z samochodu. Wyglądał tak, jakby walczył z wyrzutami sumienia, że zostawia mnie samą. Nie powinien ich mieć i oboje doskonale o tym wiedzieliśmy. To była tylko głupia umowa między naszą dwójką i nic więcej. Kilka tygodni temu… nie było sensu porównywać przeszłości do teraźniejszości. Za dużo się wydarzyło.

Od razu po wejściu do domu wpadłam w ramiona Tomlinsona. Staliśmy jakieś dziesięć minut w korytarzu, bez słowa, a on mocno mnie do siebie przytulał, pozwalając swobodnie się wypłakać. Czasami miałam wrażenie, że nie jestem w stanie już tego robić, ale chwilę później łzy znowu przychodziły. Potem wyplątał z moich palców torbę podróżną i zaprowadził do salonu, gdzie czekał już kubek gorącej czekolady. Tomlinson zawsze wiedział, czego potrzebuję.

Usiadłam na kanapie, a on zajął miejsce na dywanie, tuż przede mną. Skrzyżował nogi i chwycił mnie za jedną dłoń, podczas gdy drugą chwyciłam kubek i upiłam łyk gorącego napoju.

- Żałuję, że nie mogłam tam z tobą być – powiedział cicho. Widziałam cienie pod jego oczami i zakłuło mnie poczucie winy. Nie powinnam była go tak zostawiać. Nie zasługiwał na to.

Odstawiłam naczynie i wplotłam palce we włosy przyjaciela. Przymknął oczy i odetchnął cicho, mocniej splatając nasze dłonie.

- Louis, naprawdę cię przepraszam… - szepnęłam ze skruchą – To był moment, naprawdę nad niczym nie myślałam… Gdyby nie Harry…

Spojrzał na mnie bardzo przenikliwie, a ja już wiedziałam, jakie będzie jego następne pytanie. Zabrał dłoń i założył ręce na piersi, co wyglądało nawet zabawnie.

- No właśnie – powiedział, przeciągają samogłoski – Może to nie jest dobry moment, ale… skąd on się właściwie wziął akurat w tej chwili?

Poczułam, jak czerwony plamy powoli i konsekwentnie wypełzają na moje policzki. Louis uniósł brwi, patrząc na mnie z wyczekiwaniem.

- My… hm… właściwie to… - plątałam się w zeznaniach, nie wiedząc do końca, jak to wyjaśnić. W końcu się poddałam, chowając twarz w dłoniach i mamrocząc szybko – Poszliśmynakawęapotemodwiózłmniedodomu.

Kiedy podniosłam wzrok, ujrzałam jego minę. Starał się nie roześmiać, ale przychodziło mu to z wyraźnym trudem.

- Wy co? – zapytał. Doskonale wiedziałam, że zrozumiał, ale chciał mi jeszcze dopiec – Wybacz, ale nie zrozumiałem.

- Poszliśmy na kawę, a potem odwiózł mnie do domu – wycedziłam, rozzłoszczona. – I wtedy dostałam telefon od Liama.

Na ostatnie słowa wyraźnie spoważniał. Najwidoczniej wiedział, że to nie jest odpowiednia chwila, aby drążyć tematy Stylesa. Byłam mu za to bardzo wdzięczna.

- Okej – powiedział, wstając i ciągnąc mnie za rękę – Później o tym pogadamy. Teraz idź pod prysznic, a potem marsz do mnie. Jesteś padnięta, a ktoś cię musi porządnie wyprzytulać.

Jak on doskonale wiedział, czego w danej chwili potrzebowałam.

Kolejne dni mijały w monotonii i przygnębieniu. Na dworze robiło się coraz chłodniej i w końcu do swojego codziennego ubioru musiałam dodać czapkę i gruby, wełniany szal. Dwa następne dni po pogrzebie zostałam w domu, próbując poradzić sobie z uczuciem pustki, która mnie wypełniała. Czułam się, a całą sprawę pogrążał fakt, że moja własna matka nawet się nie odezwała. Nie zapytała, jak się trzymam. Słyszałam, że trzy miesiące temu wyjechała do Stanów Zjednoczonych, ale jeden cholerny telefon chyba naprawdę nie był takim wielkim problemem, prawda?

lost | h.s.Where stories live. Discover now