Rozdział 6.

13.9K 639 54
                                    

Louis był za bardzo pochłonięty pracą, aby zauważyć obecność naszego ukochanego prezesa. Odwróciłam gwałtownie głowę i po raz kolejny w ciągu dwudziestu czterech godzin ujrzałam ten cholerny uśmieszek i błyszczące, zielone oczy. Stanowczo zbyt blisko.

Najwyraźniej Styles po cichu, korzystając z mojej nieuwagi, przyciągnął sobie jedno z obrotowych krzeseł stojących w kącie. Dopiero teraz zauważyłam, że stykamy się ramionami, a moją dłoń, spoczywającą na kolanie, dzieli niewielka odległość od jego własnej, znacznie większej.

Pochylił się lekko, ale wystarczająco, aby usta znalazły się tuż przy moim uchu. Czułam jego ciepły oddech na swojej szyi i to stanowczo mi nie pomagało w zachowaniu koncentracji. Tym bardziej, że ciemne loczki Stylesa delikatnie łaskotały mój policzek. Zbyt blisko.

- Przepraszam za spóźnienie – powiedział cicho. Miałam wrażenie, że jego głos był jeszcze bardziej zachrypnięty, niż poprzedniego dnia.

Kiedy ponownie się odchylił, mogłam zauważyć, dlaczego. Białka jego oczu były lekko przekrwione, a okolice wokół nich delikatnie podpuchnięte. Do tego dochodziły spierzchnięte usta, leciutki zarost i włosy w jeszcze większym nieładzie – koleś po prostu miał kaca.

No ale czego można się było spodziewać po słynnym imprezowiczu?

Odwróciłam wzrok, usiłując powstrzymać złośliwy uśmieszek, cisnący się na usta.

- Nie mnie powinieneś przepraszać. Ja się tutaj tylko… em… uczę.

Ku swojemu wielkiemu zdumieniu poczułam, jak umieszcza swoje dwa palce pod moją brodą i kieruje nią tak, abym ponownie na niego spojrzała. Przygryzłam bezwiednie wargę czując, jak się czerwienię. Przesadza. Czy Louis tego nie widzi, do cholery?

- Pozwól, że sam zadecyduję, kogo będę przepraszał – mówił bardzo cicho, ale nawet teraz mogłam usłyszeć stalową nutę w jego tonie.

Skinęłam lekko głową, po raz pierwszy w życiu tak bardzo zdominowana. Samym tylko głosem i spojrzeniem. Nie wiem, co on miał w sobie i jak to robił, ale… był w tym kurewsko dobry.

Uśmiechnął się półgębkiem, triumfalnie. Odwróciłam pospiesznie wzrok, starając się skupić na głosie Eda i palcach Louisa, pośpiesznie biegających po konsoli. To nie było jednak proste. Przy najmniejszym ruchu Styles pocierał ramieniem o moje własne, a jego palce zbyt często muskały udo przez materiał spodni. Nie wiedziałam, czemu to robił. Co chwilę wychylał się, jakby chcąc skupić na muzyce, ale widziałam ten uśmieszek, który mówił, że jego cel jest zupełnie inny. Wiedziałam tylko jedno. Wywoływał we mnie stanowczo zbyt silną reakcję. Przy każdym kontakcie czułam to dziwne, niezidentyfikowane uczucie powstające w dole brzucha i powoli ogarniające całe ciało.

W pewnym momencie mruknął, zwracając uwagę moją i Louisa:

- Myślę, że trzeba jedną rzecz poprawić.

- Okay, w sumie też się na tym znasz – wzruszył ramionami Tomlinson.

Styles nie podniósł się, o nie. To by było stanowczo zbyt proste. Pochylił się mocno, tak, że wyjątkowo intensywnie na mnie napierał. Wyciągnął rękę, która niespodziewanie oparła się o moje piersi, ale w taki sposób, aby Louis nie mógł tego dostrzec. Wstrzymałam oddech, czując, jak przez moje ciało przetacza się fala gorąca. Zwłaszcza, że lawirując przy konsoli i poruszając ręką, nieustannie pocierał to wrażliwe miejsce. Nawet przez materiał koszuli czułam, jak wbrew sobie na niego reaguję. Nie byłam jednak w stanie się zaczerwienić – za bardzo powstrzymywałam się od szybszego oddychania. Nie chciałam dać mu tej satysfakcji.

lost | h.s.Where stories live. Discover now