Rozdział 10.

12.2K 583 30
                                    

Po przerwie na lunch wróciłam do studia. Nikogo tam jeszcze nie było, ale to wcale nie sprawiło, że poczułam się lepiej. Każdy kąt tego pomieszczenia przypominał mi o wszystkim, co się wczoraj wydarzyło. Dziękowałam Bogu, że dzisiaj swoją obecnością zaszczycił nas tylko Malik. Najwyraźniej Harry uznał, że dopiął już swego i odpuścił.

Przynajmniej miałam taką nadzieję.

Usiadłam w fotelu i zaczęłam szperać w komputerze. Po krótkich poszukiwaniach znalazłam folder zatytułowany po prostu „Ed”. Kliknęłam w pierwszą lepszą piosenkę i dopiero po kilku nutach zdałam sobie sprawę, że to, o ironio, „Drunk”. Dokładnie oddające moje pragnienia dzisiejszego dnia.

Odchyliłam lekko głowę i zamknęłam oczy, palcami masując ich kąciki. Zarwałam tę noc. Cały czas miotałam się na łóżku, dręczona wyrzutami sumienia, nieokreślonymi pragnieniami i czasami, płaczem. Jedna rzecz irytowała mnie w tym wszystkim najbardziej.

Harry perfidnie wykorzystał sytuację i moje rozpaczliwe położenie dla swoich egoistycznych celów. Był zdolny do wszystkiego. Obiektywnie patrząc – trafiłam na kawał cynicznego, rozpieszczonego przez pieniądze i kobiety, skurwysyna. Nie powinnam była czuć nic poza odrazą i chęcią ucieczki.

Cóż, wczorajszy pocałunek uświadomił mi, że szaleją we mnie jeszcze inne emocje, dalekie od tych wskazanych. Bo czy normalnym był fakt, że Styles obudził we mnie cholerne pragnienie, którego nijak nie potrafiłam zaspokoić? Samym, głupim pocałunkiem.

Byłam popieprzona.

- Sophie, wszystko gra?

Ocknęłam się i szybko wyprostowałam. Obróciłam się w fotelu. Niedaleko przystanął Louis, w dłoniach trzymając dwie kanapki. Widziałam, że jest zmartwiony, ale jak miałam mu to wszystko wytłumaczyć? No jak?

- Tak, tak – uśmiechnęłam się do niego słabo, z wdzięcznością przyjmując kanapkę – Po prostu nie mogłam zasnąć w nocy.

- Dlaczego? – w głosie Tomlinsona pojawiły się stalowe nuty. – Posłuchaj, Sophie, jeśli on cię skrzywdził w jakikolwiek sposób…

Przerwałam mu szybko i zdecydowanie.

- Louis, nie. Nic się nie stało – powinnam była skrzyżować palce za plecami, ale to wyglądałoby co najmniej podejrzanie – Styles jest specyficzny, ale naprawdę dobrze nam się pracowało. To tylko stres.

Louis jeszcze przez chwilę patrzył na mnie wyjątkowo przenikliwie. Musiałam znieść ten wzrok i w żaden sposób się nie zdradzić, dlatego skupiłam się po prostu na spokojnym przeżuwaniu kanapki. Chociaż w rzeczywistości każdy kęs puchł mi w ustach do niebotycznych rozmiarów. Jedzenie było ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę.

- Dobra – powiedział w końcu ostrożnie – Ale jeśli dowiem się od kogokolwiek… gdziekolwiek… że cię skrzywdził… to on dostanie po mordzie, a ty po tyłku, okej?

Pokiwałam powoli głową. I miałam nadzieję, że nikt nigdy nie posiądzie tej wiedzy. Zgubiłaby mnie ona do końca.

Nasz pojedynek wzrokowy przerwał – tym razem dziwnie dobrze słyszalny – trzask otwieranych drzwi. Jak na komendę obydwoje odwróciliśmy głowy. W wejściu stał Zayn Malik, ubrany w ten swój nienaganny, czarny garnitur. Zerknął szybko na swojego rolexa i ponownie skupił swoje spojrzenie na naszej dwójce.

- Tomlinson, muszę z tobą porozmawiać. Pojawiły się problemy z kapryśną gwiazdką. Na osobności – dodał wymownie, po czym zaszczycił mnie obojętnym spojrzeniem – Panno Clarence, dyrektor Styles wzywa panią do siebie. Chciałby z panią omówić grafik.

lost | h.s.Where stories live. Discover now