Rozdział 15.

12K 541 8
                                    

Obudził mnie potworny ból głowy i pustynia w ustach. Miałam wrażenie, że jest jeszcze za wcześnie, aby zwlec się z łóżka, ale pragnienie nie pozwalało mi zapaść w sen. Z trudem otworzyłam oczy – oczywiście kilka godzin wcześniej nie byłam w stanie nawet zmyć makijażu.

Rozejrzałam się ostrożnie po pokoju. Nawet najmniejszy ruch powodował silny ból głowy, starałam się więc oszczędzać siły. W całym pomieszczeniu unosił się odór zwietrzałego alkoholu. Na materacu przy moim łóżku leżał Liam, który nawet we śnie wyglądał, jakby był znacznie lepszym stanie niż ja. No cóż, on nigdy za wiele nie pił ze względu na swój stan zdrowia.

Ostrożnie podniosłam się do pozycji siedzącej, starając się zignorować ból kołaczący się po mojej biednej głowie. Starając się nie budzić przyjaciela, postawiłam cicho obie stopy na podłodze i trwałam tak przez chwilę, opanowując mdłości. Jak tylko zrobiło mi się trochę lepiej, wstałam i cicho przeszłam przez pokój.

W całym domu panowała błoga cisza. Zastanawiałam się, czy imprezowicze udali się do siebie, czy może zostali u nas. Dopiero po zejściu po schodach mogłam to stwierdzić. Ostrożnie zajrzałam do salonu. Na kanapie spał rozwalony Niall, a na fotelu zwinięta w kłębek Patricia. Irlandczyk czułym gestem przyciskał do siebie gitarę. Ten widok spowodował szeroki uśmiech na moich ustach.

Nigdzie nie widziałam Tomlinsona, ale mogłam się domyślać, że zapewne w jakiś sposób dotarł do siebie. Zastanawiałam się tylko, w czyim towarzystwie. Nie zamierzałam jednak tego sprawdzać, za bardzo chciało mi się pić. W drodze do kuchni zahaczyłam jeszcze o łazienkę, aby zmyć resztki imprezowego makijażu. Rozmazany tusz właził mi do oczu i bardzo szczypał, z ulgą więc otarłam twarz ręcznikiem.

Kiedy znalazłam się w kuchni, przecierałam jeszcze twarz i ziewałam szeroko, dlatego z opóźnieniem zorientowałam się, że nie jestem w niej sama. Dopiero ciche chrząknięcie kazało mi się odwrócić.

O mało nie wypuściłam butelki wody, którą trzymałam w dłoni. Przede mną, z zawadiackim uśmieszkiem, stał Harry Styles, swobodnie opierając się o blat. I nie byłoby w tym może absolutnie nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zapodział gdzieś swoją koszulkę. Przez chwilę wpatrywałam się jak urzeczona w jego tors, nadzwyczaj muskularny. Brzuch miał płaski i twardy, a mięśnie ramion i rok cudownie poruszały się pod skórą przy każdym ruchu. Mogłabym tak stać i się gapić, gdyby nie cichy śmiech chłopaka, który przywrócił mnie do rzeczywistości i wywołał na policzkach mocny rumieniec.

- Gdzie… gdzie zgubiłeś koszulę? – zapytałam niemrawo, spuszczając wzrok.

- Nie zgubiłem. – odparł spokojnie – Trochę ciężko jest spać w ubraniu, przynajmniej mi osobiście. Leży w łazience.

- Och. – tylko tyle byłam w stanie z siebie wykrztusić, zajęłam się więc łapczywym opróżnianiem butelki.

Styles na szczęście nie skomentował tego w żaden sposób, dodał tylko, jakbym chciała, aby mi się tłumaczył:

- Trochę wypiłem, a Nathalie usnęła niedługo po tobie. Dlatego zostaliśmy.

Pokiwałam głową, nie komentując tego w żaden sposób. Zastanawiałam się, gdzie ona jest i przychodziła mi do głowy tylko jedna opcja. Harry’emu zapewne też, bo kiedy na niego zerknęłam, zauważyłam, że był lekko zdenerwowany.

Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, po raz pierwszy nie czułam się jednak niezręcznie. Stanęłam przy oknie, starając się zignorować jego obecność i przytknęłam palce do skroni. Niech tylko ten cholerny ból minie, a wszystko będzie w porządku.

- Boli cię głowa? – usłyszałam za swoimi plecami rozbawiony głos Stylesa. O dziwo, nie próbował teraz żadnych swoich sztuczek. Z jednej strony czułam ulgę, a z drugiej… sama nie wiedziałam, co to właściwie jest, ale czułam jakieś niezaspokojone pragnienie. Nie mogłam jednak tego okazać.

lost | h.s.Where stories live. Discover now