Rozdział 19.

10.5K 535 12
                                    

Nie powiem, żeby ta sobota była najlepszym dniem w moim życiu. Wręcz przeciwnie. Od rana chodziłam po mieszkaniu ostro podenerwowana i okazywałam to na każdym kroku. W pewnym momencie o mały włos nie rozbiłam talerza na głowie mojego przyjaciela. A to tylko dlatego, że zapomniał wstawić naczyń do zmywarki. Styles nie miał na mnie najlepszego wpływu, zdecydowanie nie.

Swoją sypialnię i znajdujące się w niej prezenty omijałam szerokim łukiem. Sukienkę i bransoletkę traktowałam jako żywy dowód na to, jak bardzo się zeszmaciłam. To też wcale nie poprawiało mi nastroju, wręcz przeciwnie.

Do Patricii i Nialla również się nie odzywałam. Nie miałam ochoty na spotkania, które zapewne skończyłyby się jakąś kłótnią. Oni najwyraźniej to zrozumieli, bo po kilku sms-ach spasowali. Na szczęście.

Około dziewiętnastej, kiedy siedziałam samotnie przed telewizorem i udawałam, że całą uwagę skupiam na jakimś dennym filmie akcji, do pokoju wszedł cicho Louis. Przystanął za kanapą, tak, że musiałam się odwrócić, aby zobaczyć jego twarz. Godzinę temu pokłóciliśmy się o jakąś bzdurę i jak zwykle w takich przypadkach skończyło się awanturą. Teraz był zaskakująco spokojny, ale i smutny. Na ten widok ścisnęło mi się serce.

- Wychodzę. – powiedział krótko.

- Dokąd? – zapytałam nieśmiało.

- Do kumpla. Pooglądamy coś, wrócę późno, pewnie, kiedy będziesz już spała – mówił niemalże obojętnie. Wiedziałam, że jest zraniony, ale nie potrafiłam mu wyjaśnić powodów swojego złego humoru. Nie mogłam.

- Louis… - wyciągnęłam dłoń, ale on szybko się odsunął. Pękało mi serce.

- Daj spokój, Sophie – powiedział cicho – Pogadamy jutro. Jak już się trochę uspokoisz. Do zobaczenia.

Po tych słowach, nie czekając na moją odpowiedź, wyszedł szybko z pokoju. Po chwili usłyszałam trzask drzwi wyjściowych. Ponownie wpatrzyłam się w telewizor, usiłując powstrzymać łzy cisnące się do oczu.

Nienawidziłam w tym momencie Stylesa bardziej, niż kiedykolwiek. To przez niego brnęłam w te kłamstwa. To on swoją durną propozycją, która paradoksalnie ratowała mi skórę, powoli niszczył wszystko w moim życiu. Nie mogłam nikomu się wygadać, bo od razu zostałabym potępiona. Ja – złodziejka, on – królewicz, który uratował mnie przed smutną, pozbawioną perspektyw przyszłością. Nie potrafiłam jednak patrzeć na to w ten sposób. W tym momencie chwila, w której dostałam się na te praktyki i poznałam Stylesa, była najgorszym momentem w moim życiu. Żałowałam, że kiedykolwiek spotkałam tego człowieka.

Rzadko kłóciłam się z Louisem. Naprawdę rzadko. Mieszkało nam się ze sobą dobrze, dogadywało – jeszcze lepiej. Poważne kłótnie zdarzały się od wielkiego dzwonu, kiedy mieliśmy jakieś problemy osobiste, z którymi nie potrafiliśmy sobie poradzić. Teraz też tak było, z jedną różnicą – nie mogłam oczyścić atmosfery, tak, jakbym sobie tego życzyła. Louis był dobry, ale każda dobroć ma swoje granice, prawda?

Zaczęło się od głupich naczyń. Potem on wytknął mi, że to nie jego wina, że chodzę zła jak osa. Odpowiedziałam tylko, żeby nie wtrącał się w nie swoje sprawy. Riposta przyjaciela sprawiła, że coś we mnie pękło. „Współczuję temu gościowi, Chryste”. Wymamrotał  tylko to, ale i tak usłyszałam. Wykrzyczałam wtedy, że ja nie wtrącam się w jego pieprzone randki z nie wiadomo kim i że jak tak dalej pójdzie, to Nathalie szybko dowie się, z jakim typem faceta ma do czynienia. Wiedziałam, że zdążyli się w tym tygodniu spotkać i chyba zrobił jeszcze lepsze wrażenie, niż na imprezie. Zbladł… i po prostu przestał się odzywać. A ja od tej chwili nie myślałam o sobie w innych kategoriach niż „głupia suka”.

lost | h.s.Where stories live. Discover now