Rozdział 9.

12.2K 595 9
                                    

- Odwiozę cię.

Wbrew ponaglającemu telefonowi, jaki otrzymał przed tą całą żenującą sytuacją, wcale mu się jakoś nie spieszyło. Spokojnie stał przy drzwiach i obserwował jak jednym haustem osuszam kolejny kieliszek wina, czerwieniąc się przy tym. Alkohol najwyraźniej już swobodnie krążył w moich żyłach. Właściwie nie wiedziałam, po co tutaj jeszcze siedzi. Pilnował, czy niczego więcej nie ukradnę? Przecież doskonale zdawał sobie sprawę, że się nie odważę.

- Przecież piłeś. – powiedziałam cicho, starając się unikać jego badawczego spojrzenia.

Usłyszałam tylko cichy śmiech. Odważyłam się na niego zerknąć. Spokojnym ruchem zdjął mój płaszcz z wieszaka i rozłożył w dłoniach. Zbliżył się lekko i potrząsnął materiałem, najwyraźniej chcąc, abym się odwróciła. Nie widziałam sensu się sprzeciwiać. Byłam cholernie zrezygnowana, jak nigdy w życiu.

Posłusznie stanęłam plecami do niego, a on powoli wsunął okrycie na moje ciało. Przestał się już bawić w subtelne macanie, najwyraźniej również zdawał sobie sprawę, że zawsze może iść o krok dalej. Mimo wszystko robił to z taką troskliwością i wprawą, że mogłabym przysiąc, iż niejedną kobietę już ubierał.

No cóż, zapewne jeszcze większe doświadczenie miał w rozbieraniu. Nie wiedziałam, czy chcę się o tym już teraz przekonać.

- Tylko ty piłaś, Sophie – powiedział leniwie po chwili milczenia. Położył obie dłonie na moich ramionach i lekko strzepnął z nich niewidzialny pyłek.

Dobra, w takim razie trzeba go zniechęcić inaczej.

- Przecież… miałeś jakiś ważny telefon – wymamrotałam, wkładając rękawiczki i chwytając torbę. Przycisnęłam ją kurczowo do siebie, jakby miała mnie przed czymkolwiek osłonić – Nie spieszysz się?

- Nie martw się, zaczekają. A ty nie powinnaś wracać sama do domu. Jest późno.

- Zawsze mogę zadzwonić po Louisa.

Przewrócił oczami, wyraźnie poirytowany.

- Nie rozumiem, dlaczego robisz problemy. Nie wywiozę cię nigdzie. Chcę tylko, żebyś wróciła bezpiecznie do domu. To wszystko.

Spuściłam oczy w dół i mruknęłam:

- Nie musisz udawać, że się o mnie troszczysz.

- Niczego nie udaję. – mogłabym przysiąc, że zaciska mocno szczękę. Prawie cedził słowa – I nie każ mi się tłumaczyć. Po prostu daj się bezpiecznie dostarczyć do domu.

Skinęłam głową, ciągle unikając jego spojrzenia. Wyminęłam Stylesa ostrożnie i otworzyłam drzwi. Od razu ruszył za mną, ale starałam się zachować rozsądny dystans. Nie było to proste. Harry uparcie dotrzymywał mi kroku. Zauważyłam, że ma dość specyficzny nawyk – co pewien czas mierzwił włosy, po czym szybkim gestem odrzucał je do tyłu, dzięki czemu były jeszcze bardziej poburzone, niż minutę wcześniej. Starałam się powstrzymać uśmiech, chociaż sprawiało mi to niemałą trudność. Najwyraźniej robił to zupełnie nieświadomie.

Otworzył przede mną drzwi wyjściowe, a kiedy już znalazłam się na zewnątrz, wyminął mnie i ruszył do samochodu. Dżentelmen w każdym calu – nie musiałam nawet dotykać klamki, aby znaleźć się w ciepłym i przepełnionym zapachem skóry i męskich perfum wnętrzu. Nie czułam się jednak tutaj ani trochę swobodnie. Widać Harry Styles i jego samochód mieli wiele cech wspólnych.

On sam także po chwili znalazł się obok mnie.

- Zapnij pasy – poprosił, obrzucając mnie zdawkowym spojrzeniem.

lost | h.s.Where stories live. Discover now