Rozdział 40.

11.6K 627 123
                                    

Stałam przed domem, czekając, aż Lou wyniesie moją walizkę i zapakuje do swojego samochodu. Umówiłam się z Niallem, że spotkamy się bezpośrednio przed stanowiskiem odprawy. Patrzyłam na dom, w którym spędziłam grubo ponad rok i zastanawiałam się, czy kiedykolwiek rzeczywiście tu wrócę. Louisowi wmawiałam, że jadę tam tylko na jakiś czas, ale sama przed sobą musiałam przyznać, że to nie do końca prawda. Po raz kolejny uciekałam. Tym razem jednak miałam zranić swoim postępowaniem więcej osób, na których bardzo mi zależało.

Nie wiedziałam jednak, czy będę w stanie tu wrócić. Niesamowity paradoks – z każdego miejsca, do którego zdążyłam się przywiązać, wracałam jeszcze bardziej zraniona.

- Nie powinnaś wyjeżdżać.

Spojrzałam na Perrie. W jej niebieskich oczach widziałam troskę i wyrzut. Tej uroczej blondynki także będzie mi brakować. Nie wiem, czy nawet nie bardziej, niż Patricii. Pomogła mi przetrwać w tak wielu sytuacjach, że czułam, jakbym znała ją nie kilka tygodni, ale wręcz lat.

Uśmiechnęłam się smutno.

- Muszę, Pezz – powiedziałam, przytulając się do niej – Nie mogę tutaj tkwić, nie po tym wszystkim, co się stało.

Na widok łez w oczach przyjaciółki poczułam jeszcze większe wyrzuty sumienia.

- Jemu na tobie zależy – wyszeptała ze wzrokiem wbitym w ziemię.

Jakkolwiek podziałały na mnie te słowa, z taką samą mocą jak każdego poprzedniego razu, musiałam robić dobrą minę do złej gry. Potrząsnęłam włosami, milcząc przez chwilę. Nie chciałam, aby w moim głosie pojawiło się drżenie. To pokazałoby, że można mnie złamać, a tego nie chciałam.

- Przerabiałyśmy to już – odparłam najcierpliwiej, jak się dało – Gdyby tak było… nie doszłoby do tego wszystkiego. Perrie.

A on chciałby mnie w jakikolwiek sposób zatrzymać. Bo niczego nie byłam bardziej pewna niż tego, że wiedział. Nie mogłam jednak wypowiedzieć tych myśli na głos.

Perrie potrząsnęła głową, zrezygnowana. Faktycznie od dwóch dni chciała nakłonić mnie do zmiany decyzji. Dlaczego jednak miałabym to robić? Harry po zrobieniu sceny przed moim domem nie odezwał się ani razu. Jak widać, ta sytuacja nie poruszyła go nawet w jednej dziesiątej tak bardzo, jak mnie. To był tylko Styles. Nigdy się nie zmienił.

Po chwili drzwi się otworzyły, a po schodkach zbiegł Louis, taszcząc mój bagaż. Otworzyłam bagażnik i pomogłam mu władować torbę do środka. Zdziwiłam się jednak, kiedy zobaczyłam, że nawet nie ma zamiaru wsiadać do samochodu. Na moje pytająco uniesione brwi odpowiedział tajemniczym uśmiechem i wskazał na coś znajdującego się za mną.

Powoli obróciłam się we wskazanym kierunku i ujrzałam jadący w naszą stronę samochód. Po chwili auto zatrzymało się, a ja o mało nie zapiszczałam z radości widząc, kto siedzi na fotelach pasażera i kierowcy. Zanim Liam zdążył wygramolić się  w całości z samochodu, już wisiałam na jego ramionach, zakleszczając przyjaciela w mocnym uścisku.

Payne zaśmiał się cicho i położył dłonie na mojej talii, tak, abym nie straciła równowagi. Odezwał się, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć:

- Louis do mnie zadzwonił. O wszystkim mi opowiedział. – słyszałam w jego głosie ogromne poczucie winy i wcale nie byłam za to wdzięczna Tomlinsonowi – Jak tylko spotkam tego dupka, spiorę go na kwaśne jabłko.

Odsunęłam się od niego i spojrzałam w czekoladowe tęczówki przyjaciela niemal błagalnie.

- Proszę, Liam… nie rób tego – chwyciłam jego dłoń widząc, jak zaciska twardo szczękę – To już koniec. Nie chcę więcej problemów z jego powodu. Proszę.

lost | h.s.Where stories live. Discover now