" Komórka"

14.5K 1.5K 316
                                    

Budzą mnie głośne rozmowy dochodzące z salonu. Co do cholery? Zwlekam się z łóżka wciąż zaspana i schodzę na dół, aby sprawdzić, co się dzieje.

- Ta mała smarkula wjechała rowerem w mojego larusia! - oburza się dziadek i wyrzuca ręce do góry.

- Tato, to tylko dziecko - wzdycha tata.

- DZIECKO? - krzyczy. - Ten bachor wjechał w moje autko! Zapłaci mi za to!

- Willy, daj spokój - wtrąca znudzona babcia. - To tylko dwie rysy.

- Trzy, kobieto! TRZY!

- Mało widoczne!

- Nie przeginaj - syczy. - Tam są rysy! Nie może ich być, kurwa.

- O kim wy mówicie? - pytam z zaciekawieniem i siadam na fotelu.

- Bachor Walkera wjechał w mój samochód!

- Oddaj samochód do lakiernika i po sprawie - sugeruje tata, za co zostaje uderzony w czoło.

- Popierdoliło cię? Mój laruś w rękach nieznajomych? Mam zranić jego uczucia?

- Ta martwy przedmiot - mówię z kpiącym uśmieszkiem.

- Martwa to zaraz będziesz ty!

- Tato! Zadzwonię po Cody'ego. Zajmie się twoim wielkim problemem.

- Cody Hunter? - pyta niepewnie.

- Ta...

- SUPER! - uśmiecha się. - Młody ma magiczne dłonie. Wiem, że laruś będzie błyszczał. Chodź Nadia - spogląda na babcię. - Spadamy do domu. - babcia wstaje z kanapy i wywraca oczami. Mija dziadka, a ten z figlarnym uśmieszkiem daje jej klapsa w tyłek.

- WILLY!

- Cicho kobieto! - śmieje się. - Jedziemy do domu. Mój pociąg musi wjechać na peron. - prycham, a dziadkowie opuszczają nasz dom.

- Ten człowiek jest niemożliwy - wzdycha tata. - Zadzwonię do Cody'ego.

- Ja mogę to zrobić. - proponuję i podnoszę się z fotela.

- Wiem, ale muszę z nim pogadać. - sięga po telefon, a potem idzie z nim na taras. Wzruszam ramionami i kieruję się do kuchni. Mam ochotę na naleśniki z owocami. Z szafki wyjmuję patelnię i stawiam ją na płycie grzewczej. Z lodówki wyjmuję jajka i mleko, a potem sięgam po mąkę , gdy tata pojawia się obok mnie.

- I co?

- Nie odbiera. Próbowałem dzwonić dwa razy. - marszczę brwi. Przecież Cody wiecznie ma przy sobie komórkę. Chociaż może poszedł na siłownie i zostawił telefon w torbie. Wszystko możliwe.

- Zadzwoń później.

- Naprawdę? - pyta z kpiącym uśmieszkiem. - To tak można? Nie wiedziałem.

- Ugh - próbuję ukryć uśmiech. - Chcesz naleśnika?

- Nie, dzięki. Lecę do firmy zanim Drake wszystko rozniesie.

- MY CHCEMY NALEŚNIKI! - do kuchni wbiegają bliźniacy w takich samych piżamach.

- Oki - zabieram się za robienie śniadania, tata wychodzi z domu, a mnie czeka pół dnia sam na sam z młodszymi braćmi. Jak zwykle spotyka mnie ten zaszczyt. Dziesięć minut później podaję gotowe naleśniki chłopcom.

- Juhu! - mówi Dorian. - Truskawki!

- Poziomki - raduje się Dwayne. - Dzięki siora. - Dorian kopie go w kostkę. - No co?

- Dziękujesz demonowi? Pojebało cię?

- Walcie się - kręcę z niedowierzaniem głową i zabieram swoje śniadanie do mojego pokoju. Chcę w spokoju delektować się jedzeniem. Siadam po turecku na łóżku i talerz z naleśnikami stawiam przed sobą na pościeli. Potem sięgam po komórkę i odłączam ją od ładowania. Wybieram numer mojego chłopaka.

Jeden sygnał...

Drugi...

Trzeci...

Połączenie zostało przerwane...

CO? Rozłączył się? Dlaczego? Wkurzona wybieram numer jeszcze raz, ale tym razem nie pojawia się nawet sygnał. Wyłączył telefon.

- Co się dzieje? - pytam sama siebie i próbuję znaleźć jakieś logiczne wyjaśnienie, ale nic nie przychodzi mi na myśl. To nierealne. Gdyby nie mógł rozmawiać przecież napisałby esemesa, albo odebrał i powiedział, że pogadamy później. Wzburzona odkładam telefon i zaczynam się wyżywać na naleśniku. Dziurawię go widelcem, zgniatam, aż traci apetyczny wygląd. Nie mam ochoty już jeść. Jeszcze raz próbuję dodzwonić się do szatyna, ale na marne. A co jak za tym wszystkim stoi moja kochana pani trener? Śmieję się z histerią. Nie! To niemożliwe. Przecież Cody nie chciał się z nią zadawać.

Chyba że...

Chyba, że to była ściema, aby zamydlić mi oczy. Może ten porządny facet wcale nie jest taki porządny jak mi się wydawało? DARCY! Przestań to wszystko analizować. Daj mu czas. Może oddzwoni. Nie mogę wyciągać pochopnych wniosków. Zerkam z obrzydzeniem na zmasakrowanego naleśnika, a potem wkurzona zrywam się z łóżka i idę do łazienki, aby wziąć zimny, otrzeźwiający prysznic.

******

Kilka godzin później ( wieczór)

Cały dzień czekam na telefon od mojego chłopaka, ale telefon milczy jak grób. Tata też nie może się z nim skontaktować, a ja zaczynam myśleć, że coś mu się stało. Siedzę przy oknie balkonowym na domowej huśtawce i spoglądam na spokojną okolicę. W ręku ściskam komórkę.

- Darcy - mówi Dorian. - Masz stówkę pożyczyć?

- Po co ci sto dolców? - pytam mocno zszokowana. On ma dwanaście lat!

- Chcę z Dwaynem kupić babci Alice prezent na urodziny.

- Ona ma urodziny w listopadzie, debilu.

- No kurwa - syczy pod nosem i zostawia mnie samą. - Mówiłem ci Dwayne! - krzyczy. - Nie jest tak ułomna jak nam się wydawało! - moja komórka wydaje dźwięk, więc spoglądam na wyświetlacz ze zbyt dużym entuzjazmem, który niemal od razu znika.

- Halo? - mówię.

- Hejka, Darcy! - śmiech Tallulah jest taki radosny. - Jak dzionek?

- Chujowo - mówię. - Cody mnie olewa.

- Olać to może krzaczki, gdy zachce mu się szczać. - prycha. - Co się dzieje?

- Ignoruje moje telefony.

- On? Jaja sobie robisz?

- Nie!

- Kurwa

- Dokładnie...

------
Hej misie ❤️
Dziękuję za cierpliwość 😘
Jutro rozdział pojawi się późno wieczorem ❤️
Buziole ❤️

Słodko gorzkaWhere stories live. Discover now