" Bójka"

15K 1.6K 260
                                    

- Darcy! - zatrzymuje mnie Gillian. Kurwa. Trening się przecież skończył.

- Słucham? - silę się na uprzejmy ton. Spoglądam na rozbawioną twarz trenerki i już wiem, że ma zamiar mnie wyprowadzić z równowagi.

- Przykro mi z powodu Cody'ego - bacznie obserwuje moją reakcję, ale moja twarz zostaje obojętna. W środku jednak się we mnie gotuje i lepiej dla niej, żeby nie drążyła tego tematu, bo mogę się na nią rzucić i z chorą satysfakcją wyrwać jej te ogniste kudły z tępej głowy.

- Niby dlaczego? - pytam bez cienia zainteresowania.

- To musi być trudne, jak facet cię wykorzystuje, a potem zrywa kontakt, nieprawda?

- Myślę, że to nie pani sprawa - fukam.

- Właśnie, że moja - uśmiecha się triumfalnie. - Bo Cody był wczoraj u mnie. - co, do cholery? Nie! Nie prawda! Przecież mówił, że chce być moim chłopakiem! Mówił, że związek jego i Gillian był jedną wielką pomyłką. Mógłby kłamać? Z jego słów biła wtedy taka szczerość. Wniosek jest jeden. Ta kobieta cierpi na schizofrenię, bo widzi coś czego nie ma.

- Fajnie sobie pomarzyć - odpowiadam spokojnie.

- Nie wierzysz mi? - pyta z mniejszym entuzjazmem niż chwilę temu.

- Nie - wzruszam ramionami. - Mów, co chcesz, ale dopóki nie masz dowodów, to gówno osiągniesz.

- Rób jak chcesz, ale powiedziałam ci samą prawdę. - prycham.

- Pozwól, że sama uznam, co jest prawdą, a co kłamstwem - odwracam się i wychodzę z sali.

- TWÓJ BŁĄD! - krzyczy za mną. - ON BYŁ WCZORAJ MÓJ!

- Podam ci numer do doskonałego psychologa. - kwituję. - Widocznie masz rozdwojenie jaźni. - z tymi słowami wchodzę do szatni, gdzie jestem zupełnie sama. Dziewczyny z drużyny zdążyły już się ulotnić. To nawet lepiej. Rezygnuję z prysznica. Wezmę go w domu. Przebieram się i czeszę włosy w niechlujnego warkocza. Opuszczam szatnie po pięciu minutach, a potem wychodzę ze szkoły. Nie chcę nawet myśleć o słowach Gillian. Ta ruda franca na pewno kłamie! One zawsze kłamią. Musi być jakiś inny powód milczenia Cody'ego. Mam nadzieję, że szybko się to wyjaśni. A może coś mu się stało? Zatrzymuję się na środku chodnika. Może powinnam do niego jechać?

- Nie - szepczę pod nosem. To byłoby głupstwo. On mnie ignoruje, więc ja też powinnam. Gdyby coś mu się stało, ktoś by mnie o tym poinformował. Po prostu muszę uzbroić się w cierpliwość. Minął dopiero jeden dzień. Przecież to nie wieczność. Biorę kilka płytkich oddechów i ruszam w stronę domu. Dam mu po prostu czas.

***

Cody

- JAYDEN! - wrzeszczę, gdy tylko przekraczam próg mieszkania.

- Co się drzesz, frajerze? - pyta nadto spokojny. Zaciskam dłonie w pięść. Nigdy nie byłem skłonny do załatwiania spraw siłą, ale on się o to kurwa prosi.

- Ukradłeś moją kartę kredytową? - krzyczę. - MOJE KONTO JEST KURWA PUSTE!

- Oj tam - prycha. - potrzebowałem hajsu !

- PIĘTNAŚCIE PIEPRZONYCH TYSIĘCY? - chwytam go za jego koszulkę i przyciskam go do ściany.

- Brata nie poratujesz? - pyta z kpiną.

- Pieprzyć pieniądze. Gdzie mój telefon?

- Już dawno topi się w stawie. - zaciskam szczęki. - Nie potrzebny był ci do szczęścia. - nie wytrzymuję i uderzam go prosto w nos, a potem jeszcze raz w szczękę. Następnie zwalam go z nóg i wymierzam mocnego kopniaka w jego brzuch i niżej.

- KURWA! - niemal płacze. - Pojebało cię?

- To ty wyczyściłeś moje konto i ukradłeś telefon. Nie mam teraz jak się skontaktować z Darcy. Nie znam jej numeru na pamięć, a na podróż do San Francisco nie mam pieniędzy.

- Weź sobie ją odpuść. - fuka. Wymierzam mu jeszcze jednego kopniaka w brzuch.

- W TEJ CHWILI WIDZĘ WSZYSTKIE PIENIĄDZE, ALBO ZAROBISZ JESZCZE KILKANAŚCIE KOPNIAKÓW! - na potwierdzenie swoich słów, uderzam go ponownie. Kusiło mnie, żeby to zrobić już od dawna. Tym razem zasłużył sobie na to już tak na poważnie. Darcy pewnie myśli, że ją olewam, kurwa. Sam bym tak myślał, gdyby to ona milczała tyle czasu.

- Nie mam tych pieniędzy - syczy.

- CO?

- Gillian je ma. - podnosi się z ziemi. - Przesłałem je do niej, żebyś nie mógł tak szybko ich odzyskać.

- Oboje jesteście nienormalni! - wyrzucam ręce do góry. - Tym razem przegiąłeś pałę!- wychodzę z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi.

- KURWA MAĆ! - krzyczę na całą klatkę schodową.

- Aha? - prycha suseł, który właśnie wchodzi po schodach. - Księżniczka potrafi przeklinać, widzę. - prycha.

- Mordo. Masz pożyczyć czterysta dolców?

- Mam - śmieje się. - Ale niekoniecznie chcę je pożyczać.

- Oddam ci z nawiązką. - mój ton jest błagalny. - Muszę dostać się jeszcze dzisiaj do San Francisco.

- I po to ci czterysta dolców? Nie za dużo?

- Muszę gdzieś kurwa spać. - zaciskam szczęki. - Błagam.

- Dobra - wyjmuje portfel z kieszeni kurtki i wyjmuje z niego cztery banknoty.

- Dzięki, suseł. - obieram od niego pieniądze i zbiegam na sam dół. Muszę dostać się na stację błyskawicznie. Pociąg odejdzie za równe piętnaście minut.

------
Hej misie ❤️
Musicie mi wybaczyć wczorajszy brak rozdziału, ale wróciłam do domu później niż oczekiwałam. Byłam już po prostu zmęczona.
Rozdział do łobuza pojawi się jeszcze dzisiaj 💕
Buziole ❤️

Słodko gorzkaWhere stories live. Discover now