" Zemsta"

15.2K 1.6K 493
                                    

Siedzimy w samochodzie i obserwujemy Liama, siedzącego na ławce w parku.

- Jak chcesz to zrobić? - pytam, bo mi do głowy nie przychodzi żaden pomysł. Nasz plan był dobry tylko w teorii. Drake wzdycha.

- Stary, jako ojciec trójki dzieci zawsze mam jakiś plan, noo w sumie dwa plany. Dzieci i Liam są nieprzewidywalni.

- Czekaj! - spoglądam na niego zaskoczony. - Ile ty masz lat?

- Dwadzieścia sześć - szczerzy zęby w uśmiechu. - I mam trójkę dzieci, coś nie tak?

- Nieeee - otrząsam się. Kurwa, ja mam dwadzieścia cztery lata i nie mam nawet dziewczyny, a on ma żonę i trójkę dzieci? Co to za rodzina i dlaczego mam wrażenie, że Cody trafił do naprawdę zakręconych ludzi? Chyba muszę ich wszystkich poznać.

- Stary, na naszej rodzinie wisi klątwa. Dziadek nazywa ją tradycją. Każdy facet w rodzinie z genami Collinsów, ma pierwsze dziecko w wieku dziewiętnastu lat.

- Jak to możliwe?

- Alkohol, sylwester i heja! - śmieje się. - Chociaż w sumie ja tradycję złamałem, jeśli chodzi o moją pierwszą córkę. Vivian zaszła w ciąże październiku. Dziadek był niepocieszony. - spogląda na Liama. - No dobra, lecimy! Chciał zabić twojego brata, który swoją drogą jest chłopakiem mojej walniętej siostry, więc trzeba go wyeliminować. Pif paf i po gnoju! - wysiadamy z samochodu, nakładamy na głowy kaptur, a potem powoli zbliżamy się do Liama, siedzącego do nas plecami. W zasadzie nie mam zielonego pojęcia, jak on chce zaciągnąć faceta do samochodu.Drake uderza Liama w kark, a ten niemal od razu traci przytomność. Czyli odpowiedź na moje nieme pytanie, już znam. Prowadzimy go do samochodu, gdzie oczywiście dla większego dramatyzmu, Drake wrzuca go do bagażnika.

Wsiadamy do samochodu i od razu włączamy się do ruchu.

- Gdzie go zostawimy?

- Jakieś pięćdziesiąt kilometrów za miastem. Nienawidzę gnoja.

- Może nas pozwać. - stwierdzam.

- Pękasz, lalusiu? - pyta z uniesioną brwią.

- Nie - zaprzeczam. - Po prostu stwierdzam oczywisty fakt.

- Już mówiłem, gówno nam zrobią. - wzrusza ramionami. - Cholera - mówi pod nosem i obiera połączenie na zestawie głośnomówiącym.

- Halo?

- Drake? Gdzie jesteś? - pyta kobiecy głos.

- Załatwiam ważną sprawę na mieście. Stało się coś?

- Raelyn ma gorączkę, muszę jechać z nią do lekarza, a nie chcę brać ze sobą Noelle i Willa.

- Kurwa, w bagażniku mam Liama.

- CO?

- Kochanie, muszę tego gnoja wywieźć poza miasto, niech wraca na nogach, mam zamiar go trochę poturbować, za próbę zabójstwa Codyego. - kobieta wzdycha, ale o dziwo nie krzyczy na swojego męża.

- Z kim mam zostawić dzieci? Nie możesz załatwić tego jutro?

- Nie, zadzwonię do dziadka i poproszę go o pomoc.

- Dobra - rozłącza się.

- Kobiety - wzdycha i wybiera kolejny numer. Po kilku sygnałach odzywa się niezadowolony głos jakiegoś faceta.

- Czego chcesz knurze? Zawsze dzwonisz w nieodpowiednim momencie, hieno!

- Dziadku mam prośbę.

- NIE! Nie przerwę swojej teraźniejszej czynności.

- Zejdź z babci i udaj się proszę do mnie i zajmij się przez godzinkę Noelle i Willem, bo Vivi jedzie z Raelyn do lekarza.

- W dupie to mam. Ty się w końcu zajmij swoimi dziećmi.

- Dziadku, Cody jest w szpitalu. - marszczę brwi. Skąd na nagła zmiana tematu?

- CO? Jak? Co się stało? Mój laruś jest jeszcze niegotowy, a bez Cody'ego to nadal będzie brzydki! - laruś? Co do cholery?

- Liam go nafaszerował czosnkiem, a ma na niego uczulenie.

- Gdzie ten marny gnojek?

- Masz na myśli Liama?

- Tak! Tego sukinsyna, który straci wszystko co cenne!

- W bagażniku.

- Yyy, co?

- Już się nim zająłem, będzie cierpiał, ale ktoś musi się zająć moimi dziećmi!

- Dobra - wzdycha. - Nadia! Jedziemy do prawnuków! Ubieraj swoją seksi pupę! - prycham. O cholera, ta rodzina powinna dostać własny program w telewizji. Drake kończy połączenie, a po chwili wjeżdża na autostradę.

- Czy twoja rodzina zawsze taka jest?

- Bezpośrednia, chamska, zboczona, miła, pomocna? Tak.

***

Wyrzucamy Liama w jakimś lesie. Jest już ciemno i naprawdę mam wrażenie, że jest tutaj dość niebezpiecznie.

- Gdzie jestem? - pyta lekko zamroczony i spogląda na naszą dwójkę ze zdziwieniem.

- W lesie - odpowiada Drake. - Dokładnie nie mam pojęcia w jakim, ani gdzie jesteśmy.

- Co tu robimy? - pyta niewinnie, co doprowadza mnie do szału. Chwytam go za bluzę i unoszę z ziemi. Z całej siły opieram go o drzewo. - Auć.

- Kurwa, jebany sukinsynie - krzyczę. - Chciałeś zabić mojego brata!

- Nie znam twojego brata, bałwanie! - próbuje się wyrwać, ale nie nie ma na to żadnych szans. Spoglądam przelotnie na Drakea, który opiera się o maskę swojego samochodu i ze spokojem się nam przygląda.

- Cody Hunter!

- Aaaa- prycha. - Ten! Mam nadzieję, że już czeka na niego miejsce w kostnicy! - puszczam go, aby zadać mu kilka porządnych uderzeń. Policzek. Nos. Brzuch. Żebra. - DOŚĆ! - krzyczy, ale we mnie krąży wściekłość i jak w transie zadaje mu uderzenie za uderzeniem. Niech wstydzi się swojego odbicia w pieprzonym lustrze, niech kobiety przed nim uciekają, niech zginie w męczarniach i trafi do piekła.

- Jay! - woła Drake. - Zabijesz go! - odciąga mnie od Liama, a potem sam klęka przed chłopakiem.

- Zostawimy cię tutaj - śmieje się. - Mam nadzieję, że zaatakuje cię jakieś zwierzę. A jak jednak wrócisz do San Francisco, to radzę ci siedzieć cicho, bo jak nie to nagranie, na którym grozisz Darcy, Tallulah i Cody'emu trafi w odpowiednie miejsce. - wstaje. - Aha i zabraliśmy ci telefon i portfel. Pa!

- NIE MOŻECIE MNIE TUTAJ ZOSTAWIĆ!

- Możemy i właśnie to robimy - mówię.

- Ciesz się, że zostawiliśmy ci ubrania - dopowiada Drake. - Pamiętaj, że chcesz wywołać wojnę z Collinsami, a my zawsze wygrywamy.

------
Hej misie ❤️
Ważna informacja 🤐
Proszę bądźcie wyrozumiali, jeśli rozdział nie pojawi się w weekend, zaczęłam kurs prawda jazdy i muszę się teraz skupić na szkole i nauce testów 😐
Postaram się dodawać rozdziały najszybciej jak się da💪
Buziole ❤️

Słodko gorzkaWhere stories live. Discover now