" Wszystko wraca do normy"

14.7K 1.5K 264
                                    

Niesprawdzony 😘

- Darcy? - cichy, ledwie słyszalny głos Codyego budzi mnie z drzemki. Nawet nie wiem, w którym momencie zamknęły mi się powieki.

- Cody - wypowiadam z ulgą. - O mój Boże. - uśmiecham się. - Obudziłeś się.

- Gdzie jesteśmy?

- W szpitalu, głuptasku - poprawiam jego niesforny kosmyk, ale ten uparcie opada mu na czoło. - Zawołam lekarza.

****

Po rutynowych badaniach, lekarz wychodzi z sali, zostawiając nas samych.

- Siedziałaś przy mnie dwa dni? Bez przerwy?

- Tak - przyznaję. - Gdzie niby miałam być? W szkole nie usiedziałabym sekundy, w domu tym bardziej. - splatam nasze dłonie razem i chwilę się im przyglądam. - Wiesz - zbieram się na odwagę. - Gdy byłeś nieprzytomny i modliłam się o ciebie, doszłam do wniosku, że.

- Mnie kochasz - wtrąca z lekkim uśmieszkiem. Czuję jak na moje policzki wpełza rumieniec.

- Tak - przytakuję. - Kocham cię. - unosi moją dłoń do swoich ust, gdzie składa pojedynczy pocałunek.

- Ja ciebie też kocham - wypowiada na jednym tchu. - Chyba dzięki temu, czosnek mnie nie pokonał.

- Oh - śmieję się. - Nie czosnek, a Liam.

- Co masz na myśli? - poważnieje, a pomiędzy jego brwiami tworzy mu się słodkie V.

- Miał układy z Andrew.

- Aha - zaciska szczękę. - Mogłem się domyślić, że to podstęp. Jak tylko odzyskam siły, to się z nimi policzę.

- Z Liamem nie musisz - kwituję. - Drake i Jay się nim zajęli.

- Jak? - pyta zaintrygowany.

- Pozbawili go przytomności, potem wywieźli poza San Francisco, gdzieś do lasu. Tam go pobił twój brat, a potem go zostawili bez telefonu, pieniędzy i jedzenia.

- Okrutne - śmieje się. - Chyba kupię Jaydenowi i Drakeowi piwo.

-Koniecznie - odpowiadam z uśmiechem. Nareszcie wszystko zaczęło wracać do normy.

****

Cody ( Cztery dni później)

Darcy wróciła do San Francisco, nie mogła dłużej wagarować, a ja całe szczęście mogę wrócić do domu.

- Siema mordo - mówi Jay. - Spakowany?

- Mhm - zabieram swoją torbę podręczną i zostawiam za sobą znienawidzoną salę szpitalną.

- Jak się czujesz? - pyta Jay, gdy wchodzimy do windy.

- Doskonale. - jestem potwornie zmęczony, mam ochotę tylko spać, a na rozmowy nie jest teraz odpowiedni moment.

- Coś ty taki marudny?

- Jestem zmęczony.

- Co? A myślałem, że uczcimy twój wielki powrót do zdrowia dzisiaj w klubie.

- Nie. - spoglądam na niego jakby wyrosły mu trzy głowy. Co jak co, ale on nawet jednej nie używa, więc kolejne dwie mu nie potrzebne.

- Bo?

- Chcę spać. Nie mam ochoty na zabawę w klubie.

- Znowu robisz się nudny.

- Kurwa - zaciskam wolną rękę w pieść. - Dopiero wyszedłem ze szpitala. Odpuść, kretynie.

- Żyjesz! Trzeba to opić.

- To idź, ale beze mnie. - odpowiadam marudnie.

- Co za maruda - wzdycha Jayden. Spierniczaj braciszku, bo ci z dupy zrobię terrarium dla pająków. Mam jedynie ochotę na odświeżający prysznic i sen we własnym łóżku, a imprezy nie są w moim stylu.

***

Darcy

Żuję kawałek jabłka podczas przerwy na lunch i spoglądam na Tallulah, która z zaangażowaniem esemesuje z Ianem, który ma tydzień wolnego od szkoły, ze względu na pobicie. Skubany, wie kiedy dać się pobić. A teraz taki okropny tydzień sprawdzianów.

- LIAM! - krzyczy jeden z zawodników z drużyny futbolowej. Co? Od razu spoglądam na wejście do stołówki i pojawia się on. Po pięciu dniach nieobecności, w końcu zawitał do San Francisco. Mam nadzieję, że zgwałcił go jakiś napalony niedźwiedź. Jego rozwścieczone spojrzenie ląduje prosto na mnie. O nie! Z figlarnym uśmieszkiem, macham do niego. Wiem, że właśnie podpaliłam ląd, ale co tam. Przecież nic mi raczej w szkole przy tylu świadkach nie zrobi.

- Darcy! - woła. - Na korytarz! - wychodzi ze stołówki.

- Co się gapicie, ludzie? - mówię do pozostałych i wychodzę za Liamem. A może powinnam wziąć ze sobą jakąś obstawę? E tam! Załatwię go tak samo jak Elijaha.

- Za mną! - warczy, ale przystaję na środku korytarza.

- Nie! - odpowiadam. - Czego chcesz?

- Pogadać - syczy.

- Więc mów do mojej ręki - wstawiam przed siebie prawą dłoń. Cholera, ale to dziecinne. Ale co tam? Kocham budyń, deser dla dzieciaków, co znaczy, że drzemie we mnie jeszcze dziecko.

- Jesteś żałosna

- Wiem - śmieję się. - I co z tego? Ważne, że ja się czuję dobrze we swoim ciele. Czego chcesz? - opuszczam dłoń.

- Idziesz ze mną! - podchodzi do mnie z zaciętą miną.

- Wypchaj cycki, orangutanie. - fukam. - Jak się wracało do domku? Cudownie, nie? - chwyta mnie za ramię i mocno popycha w stronę wyjścia ze szkoły. - Puszczaj! - próbuję się wyrwać, ale jego uścisk jest zbyt mocny.

- Stul pysk! Wet za wet!

- Puszczaj.

- Teraz to ja cię wywiozę do pieprznego lasu!

- Liam! - woła za nami ukochana pani trener. - Liam! Puść ją! - co? Gillian mnie broni? Za długo na solarium siedziała?

- Przecież nic jej nie robię! - puszcza mnie z miną niewiniątka.

- Wiem, co widziałam. - odpowiada rudowłosa. - Marsz do gabinetu dyrektora.

- Nie!

- Ruszaj się! - unosi głos. - Raz, dwa! - macham mu na pożegnanie z gorzkim uśmiechem, a potem spoglądam na Gillian.

- Co ty?

- Nie myśl, że cię lubię - prycha. - Po prostu bardziej nie lubię Liama. - szczęka mi opada, a ona odwraca się i odchodzi. Wzruszam ramionami i wracam na stołówkę. Muszę poinformować braciszka, że Liam wrócił. Będzie zły, że ten frajer wrócił tak szybko.

----
Hej misie ❤️
To cud, że znalazłam chociaż chwilę żeby napisać rozdział. Naprawdę was przepraszam za te utrudnienia, ale na wszystko brakuje mi czasu.
Buziole 😘

Słodko gorzkaWhere stories live. Discover now