Prolog

1.8K 72 47
                                    

Dzieciństwo to jedna z najpiękniejszych chwil życia. Szczególnie gdy spędzasz ten czas z bliskimi osobami. Przyjaciele, koledzy, koleżanki może nieraz nawet z rodzeństwem.

Ja spędziłam w taki sposób kilka lat dzieciństwa ze starszym bratem.
Obecnie staram się nie zapominać o nim. Jednak nie potrafiłam wyobrazić sobie jako dorosłego.

Pamiętam każdą chwile z nim spędzoną. Zabawy w piaskownicy lub na placu zabaw, spacery z psem, wspólne maratony bajkowe lub filnowe. Jednymi słowy wszystko bylo w porządku.

Do czasu gdy miałam 7 urodziny. Tamtego dnia nigdy bym nie zapomniała.
Zaczęło się wszystko z pozoru niewinnie.

Był to kolejny słoneczny dzień w moim rodzinnym miasteczku. Z rana szybko wstałam i ubrałam się w jasno różową sukienkę oraz baletki. Dziś zapowiadał się jeden z najlepszych dni. Były moje kolejne urodziny. Od ranka myślałam ile osób przyjdzie, jakie prezenty dostane, jakiego smaku będzie kolejny kolorowy tort? Nie mogłam się juź doczekać. Uczesałam szybko swoje ciemno czerwone włosy. W blasku słońca wyglądały pięknie, czerwone jak maki albo jak róże. Może dlatego nazwali mnie Rose.

Wbiegłam z uśmiechem do kuchni gdzie zastałam rodziców. Krzyczeli na siebie a moja obecność nawet tego nie zmieniła. Dopiero gdy przyszedł starszy braciszek. Zakrył mi uszy i wyprowadził z pomieszczenia.

-Poczekaj na mnie w pokoju. Weź plecak i spakuj co potrzebujesz. Za chwilę przyjdę.-pogłaskał mnie po głowie i tak zrobiłam.

Zawsze słuchałam się braciszka. Opiekował się mną zawsze. Pobiegłam szybko do pokoju i spakowałam ulubionego misia. Przestraszyłam się gdy do pokoju przybiegła mama. Zbliżyła się do mnie coś chowając za plecami.

-Mam dla ciebie prezent. Specjalnie wyjątkowy dla takiego dziecka jakim byłaś.

Ucieszyłam się i podbiegłam do niej. Mama odepchnęła mnie przez co upadłam. Spojrzałam na nią zasmucona. Zbliżyła się i wyjęła to co miała za plecami. Jeden z największych noży kuchennych jakie posiadała. W jej oczach widziałam złość. Zdarzało się, że krzyczała na mnie lub braciszka albo uderzyła.
Pochyliła się i podniosła mnie łapiąc za szyję.

-Byłaś niechcianym dzieckiem. Nienawidzę ciebie odkąd się urodziłaś. Ciesz się, że ten zasrany brat się tobą opiekował. Sam lepszy skurwysyn nie był. Jego też nie chcieliśmy. Odkąd stał się plugawym dzieckiem. Teraz nie ma z was żadnego pożytku. Jesteście niczym. Zwykłym robactwem, szkodnikami. A takich trzeba się pozbyć.

Rzuciła mnie na podłogę i przykucnęła dociskając kolano do mojego ciała. Czułam jak serduszko mnie bolało. Bałam się. Z oczu ciekły mi łzy a ból stawał się silniejszy. Słyszałam jakiś gruchot. Moje kości pękały. Krzyczałam o pomoc.

-Nikt ci nie pomoże robaku. Zmiażdże ciebie a twojego brata się pozbędę.
-M..m..mamusiu...

Złapała mnie ponownie za szyję i zaczęła dusić. Bolało mnie wszystko. Traciłam powoli przytomność. Nagle rozgległ się huk otwieranych drzwi. Padły dwa strzały. Mama upadła na mnie robiąc nacięcie na ręce. Pisłam ostatkami sił z bólu. Ciało mamy na mnie sprawiało, że dusiłam się bardziej. Widziałam ciecz, która moczyła moje ubranko. Była czerwona jak moje włosy. Próbowałam wołać braciszka. Jednak straciłam głos.

-Rose!

Usłyszałam krzyk. To był braciszek. Nagle poczułam ulgę gdy ciało mamy leżało obok. Przed sobą widziałam braciszka. Podniósł mnie i przytulił do siebie. Zapłakana wtuliłam się bardziej szlochając.

-Już dobrze Rose.-szepnął gładząc po głowie
-B...braciszku c..co z mamą?-wychrypiałam ocierając oczy z łez.
-Już nigdy ciebie nie skrzywdzi.
-A t...tata?
-Również. Chodź spakujemy się i uciekniemy gdzieś. Tak jak chciałaś.-uśmiechnął się.

Opatrzył moją rączkę i spakowaliśmy się. Ruszyliśmy z domu gdzieś w miasto. Słyszałam wtedy syreny policji w pobliżu naszego domu.
Wieczorkiem byliśmy u dziadków. Zajęli się nami wtedy. Wieczorkiem przyszedł do mnie braciszek.

-Jak się czujesz malutka?
-Już lepiej braciszku. A ty?-wskazałam na jego bark gdzie miał bandaż.-Co ci się stało?
-To nic maleńka. Trochę z tatą się pokłóciłem i tak jakoś heh.-Przysiadł obok mnie na łóżku-Mam dla ciebie prezent maleńka.

Siegnął do kieszeni i wyjął pudełeczko i podał mi. Otworzyłam a w środku był łańcuszek a na nim nabój z wygrawerowanym ręcznie jego imieniem oraz datą.

-Umm nie pomyliły ci się daty?
-To data naszego kolejnego spotkania malutka. Za kilka lat się zobaczymy. Muszę wyjechać. Zostaniesz tu z dziadkami trochę. Gdy będę mógł wrócę po ciebie tego dnia. Nie zgub tego proszę.-pocałował mnie w czoło i przytulił-Obiecuję pisać listy i w razie co podawać adres zamieszkania gdybyś czegoś potrzebowała poproś dziadków o telefon i zadzwoń. Wybacz, że ren dzień nie był udany. Ale nie sądziłem, że to dziś była pora by skończyć to wszystko.
-Jest dobrze. Wyruszyliśmy w podróż tak daleko.-uśmiechnęłam się-A prezent bardzo mi się podoba. Obiecuję zrobić dla ciebie równie piękny prezent.
-Dziękuję. Wystarczy mi, że będziesz grzeczna i nic ci się nie stanie do czasu naszego kolejnego spotkania.-ucałował mnie ponownie.-
-Kladź się już spać jutro pomożesz babci kurki karmić.-zaśmialiśmy się oboje.
-Zostań ze mną proszę, skoro to ostatnia noc...-zawstydziłam się lekko
-Dobrze.

Położyłam się uchylając kawałek kołdry. Braciszek położył się obok i zakrył mnie szczelnie. Objął przytulając do siebie. Wtuliłam się w niego ostrożnie uważając na jego ranę.

Następnego dnia gdy się obudziłam miałam w dłoniach jego koszulkę z poprzedniej nocy. Poderwałam się i pobiegłam na dół sprawdzić czy braciszek już pojechał. Niestety nie było go już dawno jak opowiadała babcia. Smutno mi było bez niego przez jakiś czas ale musiałam się pozbierać i zająć czymś myśli.

******
Witajcie kochani w nowej histori ^-^
To opowiadanie mam zamiar skończyć w tym tygodniu, jako że mam dużo rozdziałów wstawię maksymalnie po 4 na dzień.
Za chwilę dorzucę pierwsze 4. W ostatnim wyjaśnię kiedy kolejne.

You Belong To Me My DarlingWhere stories live. Discover now