Rozdział 8

594 33 13
                                    

-Tam siedzi-głos dziewczynki przebił mnie przez co skuliłam się trzymając broń między nogami
-No no znowu się spotykamy uciekinierko. W końcu będziesz moja. A twoje ciało stanie się idealnym arcydziełem.-przemówił ktoś z ciemnymi włosami i białej bluzie
-Nie dam się... nie tym razem..-zakaszlałam mocno łapiąc się za głowę-Cholera...-pokręciłam głową na boki próbując znowu nabrać równowagi
-Nie wygląda za dobrze. Jak chcesz na niej zemsty to lepiej jakby zdrowa była a nie wpół umierająca.
-Nie obchodzi mnie to. Słaba czy nie nie daruje jej tego wszystkiego.
-Nie dam się... nigdy -wstałam powoli opierając się o ściane plecami, ścisnęłam pewniej broń-Nie pozwolę sobie by umierać. Chcę dożyć dnia kiedy spotkam brata w końcu.-strzeliłam ostrzegawczo w podłogę
-Już spokojnie kocico.-podszedł wysoki ktos w czymś niebieskim. Złapał mnie za ręce i schował mi broń przy pasku i przygarnął do siebie-Jesteś chora. Po kiego żeś wyłaziła z domu.
-To moja wina... zaraz po szkole ją ściągnęłam tutaj. Przepraszam was-cichy szloch dobiegł mnie

-Jesteście okrutni...doprowadzać dziecko do płaczu... potwory...
-Odezwała się małolata z pistoletem.-burknął w tle ktoś
-Zamknij się. Zabieramy ją do... właśnie.. dokąd ją zabrać.
-Może do willi. Papcio nie powinien być zły... przekonam go!
-Skoro tak mówisz. Idziemy.-poczułam jak wziął mnie na swoje plecy i trzymał mocno bym nie spadła.-Śpij spokojnie...-szepnął

Kilka godzin później

Ocknęłam się słysząc jakieś krzyki i kłótnie za drzwiami. Nie miałam siły podnieść się. Czułam jak głowa pulsowała, a ciało zdrętwiało. Próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek.

-Po jaką cholerę ściągneliście tutaj czlowieka. Jeszcze, że ta laska o mało nie zabiła Jeffa?
-Nie wtrącaj się w to L.J. Jeff to Jeff powinien radzić sobie. Z resztą nie jedna kobita go powaliła. Czyż nie Jane?
-Racja Clock. Z resztą ona jest w porządku. Poza tym... pójdę sprawdzić co z nią nim szef i proxies wrócą z misji w innym mieście. A reszta szykuje kolację normalnie. Eyeless idziesz ze mną.

Usłyszałam jakieś kroki na drewnianycj schodach, które skrzypiały bardziej. Bałam się bardzo. Po chwili drzwi się otworzyły.

-Wiemy, że nie śpisz. Wstawaj.-odezwał się kobiecy głos.
-Nie mogę...-szepnęłam cicho-Mam paraliż jakiś dziwny.
-Hmm to chwilowe. Chyba nie przyjmowałaś nigdy leków obniżających gorączkę. Lub po prostu jesteś osłabiona bardzo.
-Rozumiem.-przymknęłam oczy-Co teraz ze mną zrobicie?
-Nic strasznego. Póki co zostaniesz tutaj, aż do czasu gdy szef zdecyduje co z tobą zrobić.-dodała dziewczyna
-Rozumiem. Najwidoczniej nie mam co czekać na mojego brata. Tym razem porzuca mnie na zawsze.

Gdy poczułam ciało znowu obróciłam się na bok i skuliłam w kłębek zacisnęłam dłoń na pocisku i cicho szlochałam.

-Spokojnie młoda. Przypomnij sobie naszą rozmowę. Wiesz co ci powiedziałam wtedy prawda.
-Że on żyje... ale w ciągu ...temtego roku i ostatnio dowiaduje się, że go nie ma, że odszedł na zawsze. Dlaczego to mnie spotyka...
-Nie przejmuj się młoda. Możesz tutaj zostać. Wstawaj przebierzesz się. Bo ktoś... nie był zbyt ostrożny.

Pomogła mi wstać. Rozebrałam się bez problemu.

-Skąd takie rysy masz młoda?-zapytał chłopak przesuwając dłonią po plecach
-To... to tylko przeszłość. Nic ważnego.
-Hmm blizny po nożu, i dużo skaleczeń. Co ty dziewczyno robiłaś...?
-Mówiłam, że to mało istotne. To tylko przeszłość. Nie chcę o tym gadać. Ja... mam dość już życia w samotności bez brata.
-Rozumiem. Ubieraj się. Tak w ogóle jestem Jack a ona to Jane.
-Ta Jane?-przypatrzyłam się bardziej
-Tak. Ta Jane. Spotkałyśmy się ponad rok temu w parku. Prawdopodobnie nie poznajesz mnie bo przez chorobę masz zaburzone niektóre zmysły czucia lub wzroku.
-W porządku.

******
Na dziś to tyle kochani.
Przepraszam jeszcze raz za błędy i miłego wieczoru.
Jutro rozdziały pojawią się w pobliżu 19.00

You Belong To Me My DarlingWhere stories live. Discover now