Rozdział 9

588 31 8
                                    

Po chwili zeszliśmy na dół. Jeszcze jakiś czas trzymałam się Jane bo nie czułam się na siłach oraz mój wzrok nadal był słabszy. Poprawiłam odruchowo wisiorek na szyi aby był od zewnątrz.

-Siadaj młoda. Zaraz coś ci przyniosę. Jack popilnuj jej.
-A co ja pies jestem?-westchnął siadając obok mnie-Eh ciężko ci pewnie nie widzieć za dobrze co?-spojrzał na mnie-Tak na serio sam ślepy jestem przez los.
-Rozumiem. Przykro mi... -westchnęłam łapiąc go za dłoń-Nie ma co się łamać i tak. A tak w ogóle, ktoś jeszcze z wami mieszka?
-Dużo osób. Wkrótce ich poznasz.

Nagle usłyszałam hałas i kolejne nowe kroki innych osób. Zarzuciłam kaptur na głowę i siedziałam z głową spuszczoną w dół. Poczujak Jack mnie objął i pogłaskał polik.

-Nie okazuj strachu, jesteś dzielna.-szepnął

Nagle ktoś się odezwał.

-Kto to jest?-zapytał znajomy mi głos- O no proszę to moja niedoszła ofiara hahah. W końcu...-dźwięk ostrza dotarł do mnie. Odruchowo sięgnęłam do pasa po pistolet i wyciągnęłam przed siebie broń mierząc w cel.
-Odpierdol się w końcu ode mnie.

Ręka trzęsła się aż w końcu dostałam kolejnego ataku drgawek i broń wypadła mi z ręki. Jękłam z bólu i osunęłam się na kolana.

-No proszę już nie taka waleczna! Żałosna jesteś ludzka kobieto.-zamachnął się, odruchowo zasłoniłam się rękami.

-Kurwa mać Jeff!-jakiś nowy głos opuściłam ręce i spojrzałam na wysokiego chłopaka w żółtej bluzie.
-Czego się rzucasz Hoodie!-popchnęli się oboje, nabierając dystansu
-Gh... bez powodu.-spojrzał w moją stronę-Skąd to masz?-podszedł do mnie i złapał za pocisk
-Zostaw!-pisłam czerwieniąc się ze wstydu-To od mojego brata...i nikt nie ma prawa tego dotykać.
-Spokojnie... dziecinko.-przejechał dłonią po twarzy i zrzucił kaptur-Nie za młoda jesteś na taką broń?
-Wystarczająco dorosła by jej używać koleś... -odsunęłam się wchodząc na kanapę. Jack objął mnie i odsunął drugą ręką nieznajomego.
-Jedna zasada. Jest nietykalna do powrotu szefa. Sam zdecyduje co z nią zrobić.

-Zapraszam do gabinetu...-rozległ się głoś w mojej głowie

-Kto to ?-spojrzałam przestraszona dookoła.
-To szef. Chodź z nami.

Jane i Jack zaprowadzili mnie do ich szefa. Nieśmiało zapukałam do drzwi i weszłam do środka i według ich polecenia zajęłam miejsce przed biurkiem. Byłam spięta ze strachu i nie tylko. Drgawki znowu ponowiły katorgę, przez co owinęłam się rękami w obawie i kolejne rany.

-Spokojnie dziecko, nie masz czego się obawiać. Póki co jesteś bezpieczna. Dowiedziałem się kilku rzeczy o tobie. Wydaje mi się, że mogłabyś tutaj zostać na długo z nami. Szczególnie po tym jak już poznałaś kilku morderców. Chciałbym abyś nie czuła urazy do niektórych z nich. Zwłaszcza, że znasz jednego z nich w prawdziwym świecie.
-Boję się... was wszystkich. Nie wiem czy dam radę tutaj przeżyć noc sama...nie wiem co już mam z sobą zrobić...
-Spokojnie. Nikt nie zignoruje mojego rozkazu nietykalności ciebie. Zaufaj mi dziecko. Ten pokój gdzie się ocknęłaś jest twój. Obok mieszka Jane z Clock, z drugiej strony mają pokój Sally z Lazari, a  naprzeciw są pokoje chłopców. Mam nadzieję, że będzie dobrze Rose. Mnie możesz zwać Slenderman albo papcio jak to robią najmłodsze tutaj. Nie będę ciebie zmuszał do zabijania ale obowiązki też dostaniesz. Zakupy czy przygotowania posiłków lub sprzątanie. Nie wymagam byś robiła jakoś od tak w jeden dzień ale warto robić porządki prawda?
-Tak. Zgadzam się zatem. Ale.. chciałabym wiedzieć jedno... czy on tutaj jest?
-Nie potrafię ci tego powiedzieć. Idź na do reszty i zapoznaj się z nimi.
-Dobrze.

Cały niepokój zszedł ze mnie. Poczułam ulgę nieco i trochę pewności siebie. Wyszłam z pomiessczenia i poszłam do salonu i w przejściu oparłam się o futrynę. Spojrzałam na rozbawiony tłum z czegoś.

******
Wybaczcie kochani bardzo ;-;
Przedłużyło się z powodu, że dziś miałam przełożone godziny jazd i w ogóle.
Przepraszam za błędy i zapraszam na kolejny dzień maratonu ^-^

You Belong To Me My DarlingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz