Rozdział 24

403 24 0
                                    

Widziałem w jej oczach strach. Cholera, przeraziłem ją. W sumie nic dziwnego jak przylegała do drzewa a ja blokowałem drogę ucieczki. Wpatrywałem się w jej przerażoną twarz.  Coś zakuło mnie w sercu.

-Z..zostaw mnie Hoodie...-zadrżał jej głos, bała się
-Nie... wiesz dobrze o co mi chodzi. Chciałbym być twoim pierwszym...-pochyliłem się tuż przy jej uchu
-Hoodie... wiesz dobrze, że kocham tylko mojego brata... nie chcę, aby to źle wyglądało... wybacz mi...-odwróciła głowę w bok-Huh?! Co tam jest ?-wskazała palcem na ruszające się coś w krzakach

Nagle wyskoczyła jakaś horda psów. Musieli być tutaj kłusownicy. Złapałem Rose za rękę i zaczęliśmy uciekać.
Po dłuższej chwili byliśmy w pobliżu rzeki. W pewnym momencie dostrzegłem niedźwiedzia. Złapałem Rose od tyłu, zakrywając jej usta.

-Żadnego ruchu i nie drzyj się.-szepnąłem jej do ucha-Powoli się cofamy do tyłu jasne.-przytaknęła i wykonała moje polecenie

Nagle złamała się gałąź i niedźwiedź nas zauważył. Ruszył w naszą stronę, złapałem Rose i przerzuciłem ją na plecy uciekając gdzieś w głąb lasu. Na jakiś czas zgubiliśmy niedźwiedzia. Jednak tylko mi się zdawało. Zrzuciłem Rose z siebie łapiąc za łom przed siebie gdy bestia rzuciła się na mnie. Podrapał mnie mocno w kilku miejscach. Słyszałem za sobą krzyk i płacz dziewczyny. W duchu czułem, że się bała ale i martwiła o mnie. Po chwili padła seria kilku strzałów. Niedźwiedź ruszył w jej stronę.  Nadal strzelała, w końcu rzucił się na nią. Słyszałem głośny płacz i krzyk gdy podrapał ją.
Pospiesznie zerwałem się i oddałem kilka strzałów w niego. Odwrócił się i uderzyłem go w łeb i dobiłem, gdy leżał. Krew spływała po ziemi jak i z mojej ręki. Zrobiłem kilka kroków i padłem przy dziewczynie.

-Hoodie!-poczułem jak podniosła mi głowę i ułożyła na swoich kolanach-Ocknij się, nie zasypiaj!-złapała za skrawek kominiarki by ją zdjąć
-Nie zdejmuj. Jest w porządku mała. Musimy wrócić do chaty, póki cokolwiek widać.
-Dobrze...

Poczułem jak podniosła mnie biorąc pod ramię. Tylko na tyle stać ją było w tej chwili. Szliśmy powoli w ciszy czując chłód jaki dawał jesienny wieczór. Przystanęliśmy na chwilę i dziewczyna zdjęła z siebie bluzę i koszulkę, którą podarła na kawałki i umoczyła w rzece, przy której się zatrzymywaliśmy.

-Nie wytrzymasz w takim stanie powrotu do domu.-szepnęła cicho

Zdjęła mi bluzę i koszulkę po czym wpatrywała się chwilę. Zaczęła delikatnie przemywać rany i zawijać je w dłuższe skrawki materiału. Mimo że drżała z zimna to dzielnie robiła swoje zadanie. Końcowo ubrała mnie już tylko w bluzę a swoją przewiązała w pasie. Dostrzegłem jak sapała, lekki dym unosił się w jej ust. Podniosła mnie i ponownie ruszyliśmy dalej.

-Rose...
-Nie odzywaj się, już jesteśmy.-burknęła zirytowana

Otworzyła z kopniaka drzwi i przeszła do mini salonu gdzie ułożyła mnie na kanapie. Dzięki światłu jakie było widziałem jak bardzo była zmarznięta. Pozostali przybiegli patrząc się na nas.

-Pójdę po opatrunki...-burknęła zaczerwieniona i oddaliła się

-Dobra Hood tłumacz się gdzieście tak długo byli?-wpatrywał się ze złością Masky
-Dlaczego mamcia jest taka podrapana?!-szarpały mnie dziewczynki.
-Nic mi nie jest.-przyszła z bandażami-Tylko niedźwiedź nas zaatakował i tyle.-zaśmiała się

Chłopaki zgromili mnie spojrzeniem. Toby podrzucił tylko do kominka i poszli do kuchni po kolację.

-Gh... źle to wygląda.-skwitowała rozcinając nożem materiał

Stała przede mną i powoli przemywała rany na moim torsie. Uniosłem nieco kominiarkę i ucałowałem ją w głowę. Zarumieniła się. Była słodka i urocza w takich chwilach. Westchnąłem opierając się. W pewnej chwili poczułem jak ugina się kanapa pomiędzy nogami. Uniosłem się nieco bedąc twarzą w twarz z nią.

-Gh... nie patrz tak na mnie...-odwróciła zawstydzona wzrok i zawijała opatrunki starannie.
-Nie mogę przestać...-objąłem ją w pasie
-Hoodie... przestań... bo..
-Nas zobaczą? Nie masz czego się bać. Ze mną będziesz bezpieczna.

You Belong To Me My DarlingWhere stories live. Discover now