Rozdział 6

633 35 24
                                    

Nagle w dali dostrzegłam jakiś dziwny ruch gałęzi. Cud że była pełnia i mogłam jakkolwiek coś dostrzec.  Ujżałam niedaleko połamane gałęzie. Zmęczona biegiem oparłam się o drzewo i poczułam dziwną ciecz.

-Co tu sie odwala?! I skąd ta krew.-spojrzałam w górę widząc martwe ciało mojej koleżanki poprzebijane gałęziami i nabite na jedną grubszą.-To wszystko jest chore...

Padłam na kolana czując zawroty głowy. Wiedziałam jedno co powinnam zrobić, uciekać jak najdalej aby przeżyć do świtu. Po chwili gdy zebrałam siły zaczęłam biec przed siebie aż do czasu gdy dostrzegłam światło jakieś.  Słyszałam szum rzeki aż stawał się coraz głośniejszy. Musiał tytaj być jakiś młyn. Moje przypuszczenia się potwierdziły. Mimo, że to dziwne aby o tej porze paliłoby się tam jakieś światło.  Słyszałam za sobą jakiś przerażający śmiech. Ta noc nie miała końca. Gdy miałam już w polu widzenia budynek gdy nagle trzasnął piorun w drzewo, które upadło tuż przede mną. Rozpętała się silna burza z deszczem. Odsunęłam się od płomieni. Zrobiłam lekki rozbieg by przeskoczyć przed jeden punkt gdzie nie paliło się mocno. Udało się. Wylądowałam przypłacając lekkim skręceniem kostki. Podniosłam się powoli i jakoś powoli udało się dotrzeć do budynku. Uderzałam w drzwi z myślą, że ktoś otworzy. W końcu otworzyłam je z bara upadając na podłogę. Powoli podniosłam się i zdrową nogą zatrzasnęłam drzwi. Gdy już stałam rozejrzałam się za czymś czym mogłabym zabarykadować drzwi. Przesunęłam jakąś szafkę pod nie i ławkę pod klamkę podstawiłam. Zmęczona padłam przy źródle światła jakim był kominek.

-Gh... nie mogę... zasnąć...-straciłam przytomność.

Jakiś czas potem

Ocknęłam się na podłodze. Miałam wrażenie jakby to był koszmar. Spojrzałam na bolącą kostkę. Jednak to prawda.
Wstałam i siadłam na podniszczonym fotelu wzdychając ciężko.

-I co ja teraz powinnam zrobić. Może lepiej jak przeczekam do świtu tutaj. Może ktoś przeżył...-mówiłam do siebie

-Nikt nie przeżył...-usłyszałam za sobą ochrypłe słowa kogoś

-He?!-panicznie próbowałam się odwrócić za siebie
-Nie rzucaj się-przyrzymał mnie. Jedyne co widziałam to czarne skórzane rękawiczki.-Nikt nie przeżył. Zostałaś tylko ty.-zsunął rękę niżej na moje serce-To śmieszne... boisz się a serce tak szybko bije. Co za ludzka rzecz.
-Przestań! Nie dotykaj mie! Gdyby mój brat się o tym dowiedział to...
-On też nie żyje. Nie masz nikogo dziewczyno. Jesteś sama...-ścisnął mnie za szyję-Pozwoliłbym ci umrzeć, ale... warto byłoby się zabawić mając taką zadziorną ofiarę jak ty.
-Gh... -warknęłam, próbowałam oderwać jego ręce od mojej szyi
-Taka słabiutka istota a tyle woli ma w sobie. Doprawdy ciekawa jesteś.
-Zostaw mnie gh.. nie mogę oddychać ...-szarpałam się bardziej po czym poluzował i zabrał ręce na moje ramiona ponownie
-Na spokojnie to zrobimy. W końcu jesteśmy tutaj sami....-zniżył głos, to znaczyło tylko jedno...
-Nie dam się tak latwo zgwałcić przez jakiegoś psychola!-zacisnęłam rękę w pięść i uderzyłam go tam gdzie powinna być głowa, musiałam trafić bo syknął
-Przeklęta dziewucha.

Nagle usłyszałam jakieś dobijanie się do drzwi z zewnątrz.

-Noooo otwórz maleńka to tylko jaaa wujek Jeff. Chcialbym tylko polożyć ciebie spaaaać!!!

-Jeszcze tego kretyna tutaj brakowało.-wstał i ruszył do drzwi

W tamtej chwili szybko uciekłam do innego pomieszczenia gdzie było ujście wody z młyna. Wskoczyłam tam i popłynęłam z prądem rzeki.

Kilka godzin później nastał świt. Dotarłam już z łatwością do obozowiska i zabrałam swoje rzeczy. Po czym ruszyłam do budynku akademika.
W ciągu tego samego tygodnia złożylam zeznania i przeniesiono mnie do innego miasta gdzie podobno było bezpieczniej. Tam przydzielono mnie do szkoły gdzie miałam zajmować się osobami, które straciły kogoś przez mordercę. Wydawałoby się to dziwne ale jednak. Od tej pory moja historia rozpoczęła się na nowo.

You Belong To Me My DarlingWhere stories live. Discover now