16. Nigdy

1.3K 33 30
                                    

Dochodziła godzina czwarta nad ranem, a ja nadal siedziałam u Liama, dobrze się bawiąc.

Po tym jak kazali nam odbyć chrzest, spodziewałam się czegoś innego. Nie wiedziałam czego dokładnie, ale może czegoś strasznego, niebezpiecznego? No na pewno... tajemniczego, przez co nie mógł dowiedzieć się o tym każdy. Tak nas nakręcili, że byłam w stanie uwierzyć nawet w jakiś pakt, który będę musiała podpisywać swoją krwią...

Jednak okazało się, że tylko ja i Connor lubiliśmy bawić się w umowy.

Niczego nie musiałam podpisywać, a mało tego okazało się, że tą imprezą VIP było po prostu... dalsze chlanie bez umiaru już w nieco okrojonym, zaufanym gronie i granie w dziennie, pijackie gry.

A "chrzest" był po prostu tylko słabym żartem dla osób, które nie miały o niczym pojęcia, wymyślonym rzecz jasna przez Zawodników. To podobało mi się bardziej niż każda posrana wizja, która gdzieś mignęła mi przed oczami, gdy jeszcze nie znałam prawdy.

Było dość zabawnie i przede wszystkim normalnie. Przez pierwsze parenaście minut graliśmy w głupiego chińczyka, co prawda na nieco zmienionych zasadach, ponieważ "jednym z uczestników" był alkohol. W tym momencie odpuściłam i również się napiłam, choć nie miałam w planach. Jakoś tak samo wyszło, bo w sumie nawet nikt mocno na mnie nie naciskał. Byli przyzwyczajeni do niepijącego Connora.

I właśnie; jedynym trzeźwym został tylko on, który wytrwale trwał w swoim postanowieniu. Podziwiałam go za to. Z tego co słyszałam od Mayi to chłopaka można było spotkać z alkoholem w okresie wakacji i to też podczas specjalnych okazji. Mimo to i tak dobrze się bawił, nabijając się z pijanych kumpli i im dokuczając przy każdej możliwej sytuacji.

Gra na początku była trochę utrudniona, ponieważ nas było trzynastu, czyli o dziewięć za dużo, ale jakoś sobie z tym doskonale radziliśmy. Gdy Liam przegrał, postanowił się odegrać już w nieco innej grze, wyciągając na stół ruletkę i napełniając kieliszki alkoholem, który nie wyglądał na tani.

Oho.

Nigdy tak dobrze się nie bawiłam.

Zaczął się wykłócać z Joshem o to, kto ma mocniejszą głowę, a następnie zaczęli rozgrywkę, w którą mnie również wciągnęli. W pierwszej chwili nawet nie wiedziałam, na co się zgodziłam. Nie znałam zasad, ale było mi głupio przyznać, że z takiego rodzaju gram nie miałam za dużo wspólnego. Widziałam je jedynie w filmach, czy zdarzyło mi się o nich czytać w niektórych książkach... Sama nigdy w nich nie uczestniczyłam. Ba, nawet nie byłam obserwatorem. Chyba, że liczyła się głupia gra w butelkę w podstawówce? Ale wtedy też w nią nie grałam, tylko patrzyłam. Byłam za dużym tchórzem, by postąpić inaczej. Więc czemu teraz bez większego zastanowienia pokiwałam głową?

Nigdy nie grałam w takie gry.

Na szczęście szybko ogarnęłam, o co w niej chodziło. Puszczałeś kuleczkę, która losowała ci numerek kieliszka; gdy był pełny pijesz, a gdy pusty omijasz kolejkę. Tyle.

Przez całą grę modliłam się tylko o to, bym już więcej nie musiała zerować, ponieważ czułam, jak alkohol powoli rozchodzi się po całym moim organizmie. Nie byłam pijana, nawet nie mocno wstawiona, ale po prostu wolałam dmuchać na zimne. Chciałam zachować trzeźwość umysłu do końca i nie obudzić się pierwszy raz z kacem...

Nigdy się nie upiłam.

Kiedy został tylko jeden pełny kieliszek, czaili się na niego wszyscy, oprócz mnie, więc czemu gdy to ja na niego trafiłam, wydarłam się uradowana?

– Wygrałam – krzyknęłam, podnosząc się. – I co cieniasy? – zażartowałam, słysząc śmiechy pozostałych.

Po prostu się śmiali, ale nie ze mnie. Tylko ze mną. To była wielka różnica, którą czułam.

Układ Where stories live. Discover now