18. Niczym anioł

1K 33 11
                                    

Przez Connora, przez ostatnią imprezę i przede wszystkim przez własną głupotę byłam cholernym szoferem mojego wkurzającego brata, który czerpał niebywałą przyjemność z wykorzystywania mnie.

Czekałam na parkingu pod halą, gdzie znajdowała się jedna z najlepszych akademii piłkarskich w Leicester, którą prowadził były piłkarz i do której uczęszczał Jake. Rodzice opłacali ją, co prawda bardzo niechętnie, ponieważ uważali, że treningi tylko odciągały od nauki, ale no cóż... potrafił skutecznie ich przekonać. Zresztą on od początku im powtarzał, że nigdy nie pójdzie na prawo. Rodzice się wściekali, próbowali bezskutecznie go przekonywać i to na przeróżne sposoby również te nie do końca moralne. Jednak z czasem lekko odpuścili, ponieważ wtedy dało się go lepiej kontrolować. Gdy poszli mu na rękę, lekko się uspokoił przez co mogli nadal trzymać rękę na pulsie, a na światło dziennie nie wychodziły rodzinne problemy.

– Gdzie on do cholery jest? – mruknęłam sama do siebie.

Czekałam na Jake'a od dobrych parunastu minut. Trening dawno się skończył, a go jeszcze nie było. Jeśli mnie wystawił to... Wkurzona postanowiłam wyjść i sprawdzić, czemu każe mi tyle na siebie czekać. Było już późno, w dodatku ciemno i zimno. Naprawdę ostatnie czego pragnęłam to siedzieć w aucie i czekać aż w końcu hrabia w nim zawita.

Gdy weszłam do środka, od razu otuliło mnie ciepło. Nie panowała tu nie wiadomo jak wysoka temperatura, ale na pewno było cieplej niż w aucie. Poszłam dalej rozglądając się po pomieszczeniu. Co prawda chodziłam na jego mecze, ale jednak one odbywały się na stadionie nie w tej "szkółce".

O obecność na swoich meczach poprosił mnie jeszcze jako dziecko i mimo że już minęło kilka lat, nasza tradycja trwała. Wiedziałam, że było mu miło, kiedy znajdowałam się na trybunach, krzycząc za każdym razem, gdy tylko strzeli gola. Na wsparcie rodziców nie miał co liczyć. Starałam się mu to zrekompensować i zawsze być.

Gdy weszłam na salę, zauważyłam biegających chłopaków, ganiających za piłką, jak to zwykle wygląda w piłce nożnej. Czyli trening jeszcze trwał?

Co za trener przedłużał tak bezczelnie trening dzieciaków? Przecież oni mieli jeszcze inne obowiązki. Poza tym rodzice mogli się o nich martwić, to naprawdę nie odpowiedzialne i nie powinno mieć miejsca.

– Dobra, koniec na dziś – odezwał się męski głos, na dźwięk którego odwróciłam wzrok, by dostrzec jego właściciela. – I następnym razem zastanówcie się, zanim postanowicie się grupowo spóźnić na mój trening.

Nie wierzyłam własnym uszom. Miałam również wrażenie, że moje oczy zawodzą.

Connor Daniels.

Pieprzony Connor Daniels stał za linią w połowie boiska, gwizdkiem na szyi i rozkazywał trzynastolatkom. Chłopaki ruszyli tłumem jak mniemam do szatni. Byłam w takim szoku, że zauważyłam ich tylko kątem oka, nawet nie wyszukując swojego brata. Gdzieś tam był.

W pewnym momencie nasz wzrok się skrzyżował, kiedy to odwrócił się w stronę wejścia, ale w pierwszej chwili nawet nie zrobił kroku w ich stronę. Po prostu stał i na mnie patrzył, tak jak to robiłam ja.

– Agnes? – Usłyszałam obok głos, należący do mojego brata. Spojrzałam na niego, tylko kiwnęłam głową. – Wybacz, trening się przedłużył.

– Zauważyłam – mruknęłam ledwo słyszalnie, w głowie ciągle analizując tą sytuację.

Connor trenował dzieciaki. To były te jego tajemnicze treningi, które nie zgadzały z grafikiem Liama? To o nich mi nie mówił i kłamał w wiadomościach? Czemu?

Układ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz