-25-

475 64 81
                                    

Jinyoung kolejną sobotę postanowił przesiedzieć w swoim spokojnym zaciszu, gdzie nikt go nie będzie oceniał ani obwiniał. Nikt nie wiedział. I tak ma zostać. Dlatego, by nikt nie zauważył jego zaczerwienionych oczu i ponurego humoru, chował się w swoim pokoju, gdzie paznokciami drapał ręce niemal do ran, by następnie wbijać je w dłonie aż do krwi. Mało jadł, dużo płakał. Nawet nie podejrzewał, że jest zdolny do tego typu zachowań. Wiedział, jak skrzywdził Jacksona. Widział to w jego oczach. Dlatego on też chciał cierpieć, nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. W końcu to on był winny wszystkiemu. Nawet temu, że się spotkali. 

Gdy chodził do szkoły budził się tak późno, by nie zdążyć na śniadanie. Bo nie był głodny. Ostatnio nigdy nie czuł głodu, ponieważ zastępowało go poczucie winy. Dlatego schudł w ciągu tygodnia trzy kilo. Do tego wiecznie miał wory pod oczami i lekko zapadnięte policzki. Po szkole często chodził z kapturem od bluzy naciągniętym na głowę. Jego znajomych z biblioteki, Dongmin, stwierdził, że w takim stroju wygląda jak główna postać z gry Assasin's Creed, co na chwilę rozbawiło bruneta. Ale kontynuując. Dłonie zasłaniał rękawami, by nie było widać na nich ran od wiecznego drapania się. 

Tak, można stwierdzić, że bardzo to przeżywał. Nawet bardziej od Jacksona. Bo blondyn był tym skrzywdzonym, niewinnym. A on jest oprawcą. Złą postacią w tej opowieści zwanej życiem. A to było jeszcze gorsze, niż samemu zostać zranionym. Zwłaszcza. gdy miało się dobre serce, którego Jinyoung był właścicielem. Zawsze chciał dobrze. Niestety nic mogło pójść po jego myśli. 

Kiedy ktoś zapukał do drzwi, Park powoli do nich podszedł i przekręcił klucz. W progu zastał oczywiście nikogo innego, jak swoją matkę, która przyglądała mu się zmartwionym wzrokiem. Nie wiedziała, dlaczego jej syn tak się zachowuje. Szukała winy w swoim zachowaniu. Że przez pracę poświęca mu za mało czasu. Albo nie liczyła się z jego zdaniem, co było oczywiście tylko pozorami. 

- Kochanie, przyszedł Jaebum - poinformowała go jak najdelikatniejszym głosem. Gdy zauważyła, że na twarzy Jinyounga mimika nie uległa żadnej zmianie, podeszła do niego o krok bliżej, chwytając jego dłonie w swoje. Zauważyła, że są zaczerwienione, że mają nawet strupy, jednak to nie była pora na wypominanie mu masochizmu. - Proszę, wpuść go. Dawno nikt u ciebie nie był, nawet on. 

- Zgoda - odparł bez namysłu spuszczając wzrok. Może to był dobry pomysł? Chociaż na chwilę będzie mógł wmawiać sobie, że nie jest zły. Że nie jest najgorszym człowiekiem na ziemi. 

★★★

Park skulił się w rogu łóżka, nie śmiejąc nawet spojrzeć na swojego sąsiada, który obdarowywał go przeszywającym spojrzeniem. W końcu nie wytrzymał - podniósł głowę, wyprostował się i skrzyżował ich spojrzenia. Teraz wyglądał jak Jinyoung, którego wszyscy znali.

- O co ci chodzi? - zapytał.

- Oh, o nic - brunet nagle obdarzył go uśmiechem. Podejrzanym uśmiechem. - Nie wiedziałem, że nagle zmieniłeś imię. Trzeba mnie było poinformować. 

- Co? - chłopak był zdezorientowany. Co on znowu pieprzy? - Odwaliło ci?

- Nie gorączkuj się - w tej chwili JB zrobił przerwę, by z całą swoją złośliwością wypowiedzieć następne słowo. - Yugyeom.

Park zaczął czuć, jak robi mu się słabo, a cała ziemia wiruje. A więc już wie. Wszyscy wiedzą. 

Jackson też wie. 

- Szczerze mówiąc, w najśmielszych snach bym się nie spodziewał, że się spikniecie - powiedział Im, rozwalając się na krześle obrotowym. Nie był zły na sąsiada, że nic mu nie zdradził. On sam trzymałby buzię na kłódkę w takiej sprawie. - Gołąbeczki wy moje. 

(ɴɪᴇ)ᴢɴᴀᴊᴏᴍʏ ─ jinsonWhere stories live. Discover now