45

4.2K 195 25
                                    


Kiedy tylko weszliśmy do jadalni, słychać było głośną rozmowę. Przy stole siedzieli moi rodzice, Jul z Jacksonem i Maria. Po prostu cała rodzinka, no w sumie brakuje kilka osób, ale to tak w skrócie. Spojrzałam na stół, który był zastawiony w same pyszności, mniam aż ślinka mi zaczęła cieknąć.

— Co tam? – zapytałam siadając obok taty. Kiedy się odezwałam moja rodzicielka wraz z Marią się zaśmiały. – okej, mam się zacząć bać? – spojrzałam podejrzanie na obydwie kobiety.

— Po prosty się cieszę, że moje dziecko wychodzi za mąż. Jak ja kocham urządzać wesela, Liz też bym urządziła, ale niestety nam o nim nie powiedziała. – powiedziała uradowana matka. A ja w tym czasie zaczęłam nakładać sobie zapiekankę z kurczakiem i trochę makaronu z serem.

— Wraz z twoimi rodzicami ustaliliśmy już większość w sprawie wesela, nawet znaleźliśmy wam idealne miejsce na miesiąc miodowy. - oznajmiła brunetka, upijając czerwoną ciecz z kieliszka. Jak tak teraz patrzę to Ares też pił tylko szkarłatna ciecz. Odruchowo chwyciłam się za szyje.

— A co dokładnie? -zapytał zaciekawiony białowłosy. Ta, bo uwierzę, że go to interesuje lizus jeden.

— Tak, nie mamy dużo czasu do wesele więc zadzwoniłam tylko do bliskiej rodzinny, czyli do Mal, cioci Judyty oraz dziadków. Szkoda, że tak mało osób, bo nie mieli zbytnio czasu, ale na następnym zjeździe rodzinnym powiedzieli, że z chęcią cię poznają. – ostatnie zdanie moja rodzicielka bardziej skierowała do białowłosego. Normalnie cieszę cię jak cholera. – I już mamy dla was idealne stroje do ceremonii.

— Jakie stroje? – powiedziałam równocześnie z Aresem. Spojrzałam na niego po czym spojrzała na rodziców.

— Tak skarbie, ty pójdziesz w sukni ślubnej twojej babci. Ja byłam w niej na moim ślubie wiec i ty też w niej zabłyśniesz. - powiedziała zadowolona rodzicielka, a ja zaniemówiłam. W jaki sposób ona dopasuje te suknie do mnie?

— Mamo, ale w jak tak krótkim czasie dopasujesz sukienkę babci? – kobieta chwilę się zaczęła zastanawiać.

— Przecież możemy urządzić takie wesele nie oficjalne, a w innym terminie zrobić oficjalne z większą częścią rodziny. – powiedziała zadowolona Mara, ta świetnie. Moja mam, aż na te myśl się uśmiechnęła po czym klasnęła w dłonie.

— To wszystko ustalone. – powiedział zadowolony ojciec. A ja byłam załamana, przez resztę obiadu się nie odzywałam, bo i po co. Co tam, że to moje tak zwane wesele, i chyba to ja powinnam o nim decydować, ale cóż rodzice wiedzą lepiej.


Zaraz po obiedzie albo chyba śniadaniu rodzice wraz z Jul i Jacksonem udali się do swoich pokoi. Zostawiając mnie sama z Aresem i Marią. Miałam do niej pewną sprawę, która mnie od jakiegoś czasu męczyła. Kiedy tyko Ares wyszedł z kuchni zostałam z nią sam na sam. To jest moja szansa.

— Mari, mam do ciebie pytanie. – powiedziałam odkładając czysty talerz na miejsce. Kobieta spojrzała na mnie po czym uśmiechnęła się do mnie ciepło.

— Pytaj skarbie. – zachęciła, tym samym wracając do czynności, którą robiła, czyli wycieranie mokrych talerzy.

— Czy jest to możliwe, aby jedna osoba miała aż dwa przeznaczone jej osoby? – spojrzałam na nie niepewnie. Szatynka tylko podrapała się po głowie.

— Raz, chyba gdzieś o tym czytałam, w jednej z ksiąg było o tym wspomniane. Jednak nie za bardzo pamiętam. Wiem tylko, że skończyło się to nie najlepiej dla wszystkich. – powiedziała po czym odłożyła ścierkę na bok. – A po co pytasz? – spojrzał na mnie pytająco.

— No bo, dowiedziałam się, że nie tylko Ares jest mi przeznaczony. – powiedziałam po czym podrapałam się po głowie. Kobieta na mnie dziwnie spojrzała, po czym zaczęła coś do siebie samej szeptać.

— A kim jest ten drugi? – powiedziała trochę wystraszona. Spoglądając w dół.

— Col. – powiedziałam niepewnie, kobieta tylko na mnie spojrzała po czym ruszyła z miejsca.

— Chodź. – powiedział nie mówiąc nic więcej. Odruchowo ruszyłam za kobietą, bo co może złego się jeszcze wydarzyć.

Podążałam za kobietą od dłuższego czasu, nawet nie wiem, gdzie jestem. Chyba naprawdę poproszę o mapę do tego tak zwanego domku. Po jakimś czasie doszłyśmy do jednych z wielu drzwi w tym domu. Kiedy je kobieta otworzyła gestem dłoni zachęciła mnie do wejścia do środka. Długo nie musiała czekać, pierwsze co moim oczom się ukazało to ogromna biblioteka. I to nie taka jaka jest na studiach, ta biblioteka biła tamtą. Maria stanęła dokładnie na samym środku pokoju po czym rozłożyła ręce.

— Witaj w naszej skarbnicy wiedzy. Mamy tutaj chyba wszystkie książki, które opisują naszą historie. Od narodzin po śmierć. Każda osoba rodząca się w tej rodzinie zostaje spisana na strony ksiąg, a ta księga zostaje zachowana tutaj. Wszystkie wspomnienia, wiedza oraz mity, są tutaj spisane. – powiedziała z zachwytem kobieta. Powiem tak mnie, aż dech w piersi zaparło. Chwila, skoro są tutaj spisanie wszystkie historie z członków jej rodzinny to może dowiem się czegoś o Aresie, bo coś czuje, że nie mówi mi całej prawdy o sobie.

— Mam takie pytanie, skoro są tutaj wszystkie historie rodzin to czy historia Aresa też tutaj jest? – zapytałam z nadzieją. Kobieta podrapała się po głowie.

— Nie jestem pewna, ale możesz jej poszukać, ale najpierw pomóż mi znaleźć pewną książkę. – powiedziała Maria puszczając oczko w moją stronę.

— Jaką książkę? – usłyszałam męski głos tuż za mną. Szybko mężczyzna znalazł się tuz obok mnie.

— Col, co tutaj robisz? – spytałam lekko zaskoczona. Chłopak się do mnie uśmiechnął uroczo. Nie wiem, dlaczego, ale zaczęło mi się to podobać.

— Widziałem jak tutaj wchodziłyście wiec postanowiłem, że sprawdzę co robicie. - powiedział radośnie, czy mi się zdaje czy Col jest przeciwieństwem Aresa. Col miły, spokojny. A Ares gwałtowny i gburowaty.

— Szukamy pewnej książki, o tytule Więzi dusz. Może nam pomożesz ją znaleźć. – zasugerowała kobieta. Mężczyzna ino kiwną głową na znak, iż się zgadza. – dobrze to wy zacznijcie od góry, a ja od dołu. – powiedziała po czym podeszła do regału, który sięgał pod sam sufit, albo raczej pięterko, a nad nim kolejny wysoki regał.

— Chodź, trochę nam to zerwa. – powiedział Col po czym podał mi dłoń, chwyciłam go za nią i wraz z nim ruszyłam na schody prowadzące na pięterko. – może skorzystam z okazji by cię lepiej poznać. – zaśmiał się lekko mężczyzna.

— Ja mam nadziej, iż dowiem się w końcu co się tutaj dzieje oraz może spędzę Wreście spokojny czas w miarę kulturalnym towarzystwie. – powiedziałam uśmiechając się w stronę Cola.

— To co zaczynamy. Weź te na dole, a ja na górze. – oznajmił po czym zaczęliśmy nasze zadanie.

Witajcie kochani wybaczcie, że tak długo nie było rozdziału, ale studia. Ale może w tygodniu dodam jeszcze jeden rozdział. Co myślicie o zrobieniu maratonu z okazji walentynek? Jeśli jesteście za to macie czas do wtorku.

Coold { w trakcie poprawek}Where stories live. Discover now