55

3.5K 207 24
                                    

I kolejny rozdział, Kolejne 60 gwiazdek i następny. ( tylko teraz równe 60 ale 55 od biedy może być)

— Col.- powiedziałam, byłam w szoku. – i ty, w sumie jaka matka taki syn. - dodałam, a mężczyzna tylko się uśmiechnął.

— Nie zrobimy ci krzywdy, nie my tylko ona. – wskazał na jeszcze śniącą Agatę.

— Co czemu? – boże ja już zaczynam głupieć. Najpierw mówią, iż nie zrobią mi krzywdy a teraz iż zrobią. Widzę tutaj pewien paradoks.

— Proste, dawno temu mój brat stworzył mutanty zamieniając przy okazji mojego męża w jednego z nich. Wiec cóż za ironia będzie, kiedy jego ukochana, na która tak długo czekał zmieniła się w bezmyślna bestie, rządna krwi. – powiedziała kobieta dotykając mojej tworzy dłonią. Aż mnie kurwa ciarki przeszły po ciele.

— Wasza rodzina jest pojebana. – powiedziałam. – a co z wojną, która rozpęta Ares?

— Proste, kiedy rozpęta wojnę, rada uzna go za zagrożenie i uwięzi. - powiedział Col z uśmiechem na twarzy.

— Chwila, czemu uwięzić? – trochę to pogmatwane.

— Ponieważ tego sukinsyna nie da się zabić. Wiesz, ile razy to próbowano, nawet sama strażniczka nie jest w stanie tego dokonać. – Freja wstała gwałtownie po czym przywaliła w kamienną ścianę. – Jedynie hybryda jest w stanie zabić inną hybrydę. Ale niestety, Ares znajdywał hybrydy i je zabijał. Przez co został ostatnia hybrydą na tym świecie. – powiedziała z jadem.

— Wybacz, ale nic do ciebie nie mamy, to stare porachunki więc nie bierz tego do siebie. – powiedział delikatnie Col. Dwulicowy chuj.

— Chwila, przecież jestem po części z tobą połączona. – a jeszcze dwa dni temu był taki słodki, chyba udawał. Ta dwulicowy.

— Uwierz mi na wszystko można znaleźć eliksir. Ale nie podejrzewałem, iż naprawdę masz dwie dusze. - zaśmiał się. – Moją ukochaną zabił sam Ares, zanim ją zdążyłem poznać. Skazał ja na śmierć za jakąś pierdołke. – dobra teraz zaczynam pojmować, ci są chyba tymi złymi, a ja tą dobra. A nie wróć to Ares jest tym złym, z tego wynika, iż... Ja pierdole za dużo informacji.

— Chwila, wcześniej mówiliście, iż Ares nie mógł znaleźć przeznaczonej, dlaczego? – choć chce mieć coś już wyjaśnione.

— Po cholerę... - zaczął mężczyzna jednak kobieta powstrzymała go ruchem dłoni.

— Niech pozna prawdę i tak za niedługo pożegna się z tym światem, więc, dlaczego jej nie powiedzieć. A już cię zaczynałam lubić. - powiedziała Freja ciężko wzdychając. – tak naprawdę to nie kwestia genetyki, tylko klątwa. Z każdym rokiem, Jego wampirzą i wilcza forma zaczęły powoli przejmować nad nim kontrolę, gdybyś się nie pojawiła całkowicie by przejęły nad nim kontrole. Z braku drugiej połówki, można powiedzieć Ares szalał. W sumie, gdyby nie ty nie wiadomo jak długo byśmy musieli czekać. A teraz, podczas czarnej pełni. Kiedy nastanie czarna pełnie straci on swój rozum z rozpaczy za tobą. - kobieta uśmiechnęła się do mnie.

— Musimy się zbierać zanim zaczną coś podejrzewać. – powiedział spokojnie Col, po jego słowach oboje wyszli z pomieszczenia, zamykając stalowe drzwi z hukiem. Nagle poczułam jak szklana szyba, o którą byłam oparta przesuwa się. Cholera by to. Próbuje po omacku odnaleźć Agatę, jednak nigdzie jej nie czuje. Nagle widzę w ciemnościach czerwone jarzące się krwistą czerwienią oczy, przez które ciarki przechodzą mnie po ciele.

— Aga. To ja, pamiętasz mnie, jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. – próbowałam do niej jakoś dotrzeć. Spróbować, choć trochę. Jednak nadzieja matką głupich.

— Krew. Krew. – usłyszałam zachrypnięty głos dziewczyny. – Ja chcę krwi. Pragnę. Krew. – powtarza w kółko to samo, a ja zrobiłam kilka kroków w tył w nadziei, iż może uda mi się przeżyć jednak to na nic. Nawet nie wiem, kiedy poczułam zimny oddech tuż za sobą, a po chwili poczułam jak dwie ostre igły wbijają mi się w szyje. Na początku przeszedł mnie dziwny dreszcz i zimno. Straszne uczucie. Po chwili poczułam się słabo.

ARES (Bo czemu nie)

Od kilku godzin próbuje ją znaleźć. Ale nic, zero jakby zapadła się pod ziemię. Kurwa by to, czemu mnie przy niej w tedy nie było, mogłem się chociaż domyśleć, że coś jest nie tak kiedy dostaliśmy powiadomienie z aresztu o tym, iż mutanci zniknęli. Kurwa by to. Z całej siły walnąłem pięścią w drewniane biurka w moim biurze. Oczywiście przez mój cios to rzekomo twarde drewno się rozpadło. Kurwa jego mać. Nie potrafię chyba myśleć. Od kilku godzin moi ludzie jej szukają. O nie przypadek, że mutanci nas zaatakowali, zwykle nowo przemienieni działają instynktem, są jak wygłodniałe zwierzęta. Mam nadziej, iż mojej królewnie nic się nie stało i jest cała. Nagle ktoś zapukał do drzwi, nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Jedyne co teraz chciałem to rozszarpać kogoś gołymi rękami, a nawet i to by mi nie starczyło.

— Wejść – powiedziałem, przy okazji warknąłem. Do pomieszczenia wszedł Col.

— Masz coś dla mnie? – niech chociaż on mnie już nie wkurwia dzisiaj. Chce by moja księżniczka już wróciła, tyle czasu na nią czekałem. A gdy ją zobaczyłem postanowiłem, iż nigdy jej już nie oddam. Jest dla mnie wszystkim, słońcem, tlenem, burzą, nocą. Wszystkim, bez niej chyba oszaleje.

— Wybacz, wuju, ale jej nie znaleźliśmy. Ale mamy trop. – powiedział chłopak, może jakiś pożytek niego będzie. Machnąłem dłonią by mówił dalej. – znaleźliśmy jej trop nie daleko terytorium wiedźm, ale niestety one nie pozwalają na wejść na ich terytorium twierdzą zaś iż wataha z Azji mogła maczać w tym palce. – kurwa, jeszcze ich brakowało.

— Przekaż im albo najlepiej wszystkim, iż jeśli w ciągu dwudziestu czterech godzin nie oddadzą mi po dobroci Niki, pakt zostaje unieważniony. Jeśli jej nie oddadzą zwołaj armię. – powiedziałem. Nikt nie będzie mi odebrał tego co jest moje, nawet sojusznicy. Nie obchodzi mnie kto.

— Dobrze. – powiedział Col, po czym, kiedy chciał już wychodzić zatrzymałem go.

— Znasz procedury. Jeśli ją oddadzą ucierpi tylko pomysłodawca pomysłu, a jak nie to wszyscy nie obchodzi mnie to. – po tych słowach chłopak wyszedł z pomieszczenia. Wyjąłem z kieszeni spodni garnitur telefon, na którym miałem jej zdjęcia. Nawet nie zauważyła jak jej je robiłem. Większość mam, kiedy spała. Ja nie potrzebuję zbytnio snu, ale pokochałem leżenie przy niej i patrzeniu jak zasypia oraz czekaniu jak się wybudzi. Niby tylko tydzień, ale czuje jakbym znał ja całe życie.

— Znajdę cię Nikiuś chodź bym miał szukać pod skałą, przyrzekam ci odnajdę cię nawet na końcu świata. A kiedy znowu będziesz przy mnie nigdy już cię nie spuszczę z oczu. – wyszeptałem bardziej do siebie, patrząc na jej słodką twarzyczkę. Nigdy mi na nikim nie zależało.

NIKI (wracamy po krótkiej przerwie.)

Poczułam się słabo, ale nie straciłam do końca świadomości. Dotknęłam dłonią miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą poczułam ukłucie. Nagle usłyszałam jak ktoś się krztusi. No trochę logiki Niki, przecież nie ma tutaj nikogo oprócz ciebie i Agi. Aga no właśnie.

— Aga? – zapytałam, nie byłam pewna czy dobrze robię. Nagle usłyszałam jakby ktoś wymiotował. – Aga, zżyjesz? Jeśli nie nic nie mów. – zawsze chciałam się o to zapytać. Teraz wiem, iż to fajne uczucie.

— Niki? – usłyszałam zachrypnięty głos. Co się kurwa dzieje?

Jak myślicie co się stało z Agatą? Czy nowe fakty o Aresie sprawią iż Niki go znienawidzi? Tego dowiecie się w następnym rozdziale i chyba przed ostatnim.

Coold { w trakcie poprawek}Where stories live. Discover now